Назревает трагедия: внучка теряет вес и ненавидит семью

polregion.pl 2 dni temu

Wnuczka znika w oczach. Zaczyna nienawidzić zarówno matki, jak i młodszą siostrę. Boję się, iż będę musiała zabrać dziewczynkę do siebie, inaczej skończy się to tragedią.

Zawsze wierzyłam, iż matka powinna kochać swoje dzieci jednakowo. Bez „faworytów”, bez porównań, bez warunków. Dzieciństwo to nie wyścig o miłość. Kiedy słyszałam historie o rodzicach, którzy dzielili dzieci na „lepsze” i „gorsze”, myślałam: „Mnie to nigdy nie dotyczy”. A teraz żyję w środku takiej opowieści. Tyle iż to nie jest cudza historia — to moja rodzina. Moja córka. Moja wnuczka. Mój ból.

Ewa zawsze była ambitna, wymagająca, dumna. Nie interesowali jej zwykli chłopcy — tylko ci „z perspektywami”, „ustawieni”. W końcu wyszła za mąż za Jakuba — byłego sportowca, który otworzył w Łodzi własną siłownię. Ja z mężem podarowaliśmy im na ślub dwupokojowe mieszkanie i pomogliśmy znaleźć dobrą pracę przez naszych znajomych. Wszystko układało się jak z bajki: stabilność, troska, pewność jutra.

Rok później Ewa zaszła w ciążę, a cała rodzina cieszyła się jak dziecko. Ciąża przebiegła bez problemów, urodziła się zdrowa dziewczynka — Zosia, nazwana na cześć mojej mamy. Ewa świetnie sobie radziła: sama karmiła, usypiała, wychodziła na spacery. Zosia była spokojnym, posłusznym dzieckiem, prawie nie płakała — choćby gdy ząbkowała. Ewa była idealną matką. Wszyscy byliśmy z niej dumni.

Ale sześć lat później wszystko się zmieniło.

Ewa znowu zaszła w ciążę. Od początku było ciężko: wysokie ciśnienie, cukrzyca, migreny, silne mdłości. Pół ciąży spędziła w szpitalu. Poród był trudny, cesarskie cięcie. Rekonwalescencja trwała długo. W końcu na świecie pojawiła się Hania. Tak samo zdrowa i silna jak starsza siostra. Tylko iż Ewy jakby ktoś podmienił.

Pierwsze miesiące ja i babcia Jakuba, Helena, pomagałyśmy, jak mogłyśmy. Ja częściej zabierałam Zosię do siebie, żeby Ewa mogła skupić się na noworodku. Helena zostawała z nią w domu. Starałyśmy się nie ingerować — myślałyśmy, iż pomagamy. Ale pewnego dnia przypadkiem usłyszałam, jak Ewa ostro nakrzyczała na Zosię:
— Wynoś się z oczu! I tak już mam cię dość!

Najpierw myślałam, iż to nerwy, zmęczenie. Ale z dnia na dzień było coraz gorzej. Ewa jakby przestała widzieć w Zosi córkę. Tylko przeszkodę. Drażniło ją wszystko — fryzura, spojrzenie, pytanie. „Zostaw mnie”, „Nie zawracaj głowy”, „Nie mam czasu” — te słowa dziewczynka słyszała codziennie. Czasem nawet:
— Gdyby nie ty, byłoby mi łatwiej.
A raz, cicho, ale wyraźnie:
— Lepiej by było, gdybyś ty nie urodziła się pierwsza…

Zosia ma dopiero siedem lat. W tym wieku dziecko jest szczególnie wrażliwe. niedługo idzie do pierwszej klasy i potrzebuje wsparcia. A zamiast tego żyje w domu, gdzie kochaną jest tylko jedna — młodsza. Malutka, pulchna, śmiejąca się Hania. A Zosia… Zosia już się nie uśmiecha.

Przestała się bawić. Przestała rysować. Po prostu siedzi przy oknie lub chowa się w kącie z książką. Ale najgorsze są słowa, które czasem do mnie mówi — mróz po plecach przechodzi:
— Babciu, a po co urodziła się Hania? Bez niej byłoby lepiej. Gdyby jej nie było, mama znów by mnie kochała…

Próbowałam rozmawiać z Ewą. Nie raz. Delikatnie, potem ostrzej. Starałam się wytłumaczyć, iż tak nie można. Że dzieciom nie wolno pokazywać, iż któreś jest bardziej kochane. Że starsza też potrzebuje czułości. Ona tylko machała ręką:
— Zosia ma siedem lat, już dorosła. Ma wszystko. Nie potrzebuje, żebym się nią zajmowała albo całowała. Młodsza potrzebuje więcej.

Ależ nie! Ona potrzebuje nie mniej, a może i więcej — bo czuje, iż stała się „niepotrzebna”. Jakub próbował interweniować. Kocha obie córki, ale w Ewie coś się zepsuło. Nie chce słuchać. Mówi, iż wszyscy są przeciwko niej. Że „Zosia manipuluje”, iż „wszyscy jej współczują”.

A dziewczynka chudnie. Gasnie. I coraz częściej powtarza to samo:
— Babciu, mogę zamieszkać z tobą?

I wiecie co? Już prawie się zdecydowałam. Bo dłużej nie można tak zostawić. Bo nie mogę patrzeć, jak moja wnuczka umiera od obojętności własnej matki. jeżeli Ewa się nie ocknie — zabiorę Zosię. choćby jeżeli przez sąd. Bo dzieciństwo z takim bólem to rana, której nie da się zagoić. A ja chcę, żeby moja wnuczka miała nie tylko wspomnienie o tym, jak jej nie kochano. Chcę, żeby w jej życiu została choć odrobina miłości. Prawdziwej. Babcinej.

Idź do oryginalnego materiału