1/48 F-16D MiG Killer – Budowa Część 2

kfs-miniatures.com 1 godzina temu

F-16D Block 42 MiG Killer

Kinetic 48105

Budowa Część 2

Do relacji z budowy mojego F-16 zapraszam tutaj.

Teraz nadszedł czas na samo mięsko, czyli malowanie. I brudzenie.

Lubię wykorzystywać technikę black basing, pomalowałem więc cały kadłub i jego elementy luzem czarnym Surfacerem 1500 Gunze. Po wielu poprawkach likwidujących wszelkie nierówności, rozdwojone linie podziału itp., całość bardzo dokładnie przeszlifowałem gąbką ścierną Tamiya 3000, usuwając w ten sposób wszelkie najdrobniejsze pyłki i drobiny kurzu, jakie przykleiły się w trakcie podładowania. Na koniec całość wypolerowałem drobną włókniną ścierną

Prace nad silnikiem i dyszą zacząłem od tego co w środku, choć szczerze mówiąc i tak jest to praktycznie niewidoczne w gotowym modelu. Ale lubię dopieścić takie szczegóły, choćby dla własnej satysfakcji. Niestety kinetikowe części turbiny silnika P&W nie są za ciekawe, a blaszki Eduarda to wersja Block 40 myśliwca, a więc z zupełnie innym silnikiem – General Electric. Nie miałem wyjścia – zdekompletowałem posiadany arkusz blaszek do F-16C Block 42 i wykorzystałem z nich dwie, jak widać na zdjęciu. Dodatkowo musiałem wytoczyć własny trzpień turbiny, bo zestawowy Kinetica był zdecydowanie za mały.

Wszystkie elementy pomalowałem farbami widocznymi na zdjęciu, dodając wyraźne ślady przebarwień metodą suchego pędzla, używając farb Model Color. Efekt był jak dla mnie wyjątkowo zadowalający, tylko szkoda iż wszystko to miało zniknąć w mrokach kadłuba F-16.

Postanowiłem uzbroić mojego Vipera bogato wszelkiego rodzaju podwieszeniami. Wybrałem 2xAIM-120C, 2xAIM-9L, dwie bomby CBU-105 wraz z pylonem BRU-57, jedna bombą GBU-31, zasobnik celowniczy Litening, dwa zbiorniki podskrzydłowe 370 litrów. Do tego wszystkie naturalnie konieczne są odpowiednie pylony. Na początek wszystkie podwieszenia pokryłem czarnym Surfacerem Gunze.

Niestety, użyte pociski AIM-120C ResKita okazały się krzywe (częsta przypadłość żywicznych miniatur tych rakiet), tak więc musiały zostać odłożone na bok, w celu prostowania w gorącej wodzie, w terminie późniejszym.

Nie lubię kłaść kalkomanii z kolorowymi paskami oznaczeń uzbrojenia. W tym przypadku na bombach CBU-105 rzeczone paseczki wymalowałem sam. Najpierw kładąc różowy podkład z farby Gunze C63, a potem sam żółty kolor, używając MRP-142. Po zamaskowaniu paska, można było malować resztę korpusu bomby.

Niestety, przez nieuwagę zapomniałem o zrobieniu zdjęć z procesu malowania i brudzenia uzbrojenia, tak więc mogę tylko pokazać jaki był tego finalny efekt.

Mojego F-16 postanowiłem pomalować w ulubionej kolorystyce – pustynnym kamuflażu. Jednak spód maszyny miał być jasnoszary. Proces malowania rozpocząłem od klasycznego marmurka, którego celem było maksymalne zróżnicowanie finalnego koloru spodu maszyny. I tu popełniłem błąd, bo wybrałem farbę MRP-256, czyli brudną biel. Biorąc pod uwagę, iż spód mojego F-16 miał być pokryty kolorem FS36375, a więc jasnym szarym, taki marmurek okazał się nieco za jasny. Ale o tym za chwilę.

W drugim etapie pokryłem powierzchnię docelowym kolorem, czyli MRP-38. Ale nie za mocno – chodziło tylko o lekkie przykrycie całej powierzchni szarym kolorem. Na tym etapie kamuflaż sprawiał wrażenie dość ciemnego, trochę zbyt ciemnego jak na to co planowałem osiągnąć.

Krok trzeci to nieco bardziej zdecydowany preshading: podkreślenie wybranych linii podziału i nitów jasnymi i ciemnymi kolorami. To już ten etap malowania, który zostawia nieco bardziej wyraźny ślad na ostatecznym wyglądzie maszyny.

Całe te malunki znowu pokryłem kolorem MRP-38, tym razem jednak nieco mocniej, choć wcześniej położony preshading dalej był bardzo widoczny. I na tym etapie doszedłem do wniosku, iż spód modelu zaczyna wyglądać odrobinę zbyt jasno. Musiałem coś z tym zrobić.

Wybrałem proste rozwiązanie: kolejny marmurek, tym razem ciemnym szarym kolorem z palety MR Paint: MRP-39.

Teraz pozostało mi już tylko stopniowe pokrywanie tego wszystkiego finalnym kolorem MRP-38, czasami domalowując tu i tam zbyt gwałtownie zanikające linie podziału lub nitów, a czasami tłumiąc te które były zbyt jaskrawe.

Końcowy etap prac malarskich to wszelka drobnica: flary i chaffy, niektóre panele eksploatacyjne itp.

Podobną metodą malowania warstw kamuflażu zastosowałem w przypadku sterów wysokości. Z tym iż tutaj niemal całkowity brak detali uprościł malowanie. Zacząłem także od marmurka malowanego kolorem bazowym.

Potem kolejne warstwy przeplatałem ciemniejszym MRP-40 i znowu – kolorem bazowym.

Efekt poniżej.

Niemal w każdym modelu jeta jednym z najtrudniejszych elementów jakie mam do zrobienia jest malowanie dyszy silnika. Z reguły niuansowanie kolorów przepaleń, jak też i kształty tychże, są bardzo trudne do realistycznego odtworzenia. Siłą rzeczy, dochodzi w trakcie malowania do pewnego rodzaju uproszczeń, ale jednak walczyć o efekt trzeba do samego końca. Dyszę Galaxy Models pokryłem wewnątrz czarnym Surfacerem 1500, a na to naniosłem kolor bazowy: miks Tamiya Buff oraz White (proporcje mniej więcej 1:8). Chodziło mi o odtworzenie dość charakterystycznego, kremowo-beżowego odcienia ceramicznych wykładzin jakie są w dyszach silników Pratt & Whitney.

Następnym krokiem było przygotowanie i nałożenie odpowiednich masek wyciętych w folii, których kształty miały imitować smugi przepaleń jakie znajdują się w dyszach wspomnianych silników. Ten patent podejrzałem w jednej z internetowych relacji z budowy F-16, postanowiłem więc go wypróbować.

Smugi wymalowałem alcladowym kolorem Jet Exhaust, ale też dodałem odrobinę przepaleń malowanych manualnie. Tutaj użyłem po prostu podkładu Surfacer 1500 w kolorze czarnym.

Podobny manewr wykonałem na wewnętrznych lamelkach, tym razem innymi maskami, gdyż na tych właśnie elementach dyszy przepalenia mają zupełnie inne kształty. Malowanie wykonałem tymi samymi farbami. Na koniec całe wnętrze dyszy pokryłem delikatnym, czarnym washem. Pomalowałem także, używając tych samych farb, kanał wylotowy silnika.

Teraz to co dla mnie najtrudniejsze: zewnętrzne powłoki lakiernicze na dyszy. I tutaj zaczyna się kłopot, bo dysze starych wersji silników P&W, wykonane z metalu (chyba z tytanu), mają różne odcienie. Generalnie jest to zawsze kolor stosunkowo jasnego metalu, niemal zawsze z mniej, lub bardziej mocnym odcieniem złota. Malowanie zacząłem od nałożenia błyszczącego podkładu z czarnego lakieru GX-2.

W kolejnym kroku całość pokryłem metalizerem Super Titanium.

Na niektórych zdjęciach podobnych dyszy da się zauważyć dość wyraźne efekty ciemnych przebarwień, choćby na całych długościach poszczególnych lamelek. Aby uzyskać podobny efekt, wykonałem klasyczny preshading szarą farbą MRP-059, starając się aby na każdej lamelce ciemny kształt wyglądał nieco inaczej niż na sąsiednich.

Następnie wszystkie lamelki pokryłem cienką warstwą metalizela Alclad Pale Burnt Metal, ale tak żeby wspominany preshading był ledwie widoczny. Uzyskałem oczekiwany efekt, ale sam kolor lamelek wydawał mi się teraz zbyt mało żółtawy, co postanowiłem zmienić na końcowym etapie malowania dyszy.

Kolejne maskowanie i kolejne malowanie – tym razem przepalone części lamelek, charakterystyczne w tego typu silnikach. Aby barwa nie była zbyt intensywna i czarna, wybrałem farbę German Grey XF-63, która przypomina kolor bardzo jasnej, mocno spłowiałej gumy.

Na koniec, aby – jak wspominałem – uzyskać nieco bardziej żółto-złoty odcień lamelek, ich górne krawędzie i środek pokryłem niezbyt grubą warstwą metalizera MRP-152 Pale Burnt Metal, który jest znacznie bardziej żółtawy od alcladowego odpowiednika. Potem pozostało mi tylko pokryć części dyszy uprzednio pomalowane kolorem Jet Exhaust mocno rozcieńczoną (w zasadzie washem) mieszanką białej i błękitno-szarej emalii, aby uzyskać w tych konkretnych miejscach charakterystyczny, jasny, lekko wpadający w błękit odcień przepalonego metalu. Malowanie całego bloku silnika uznałem za ukończone.

Nadszedł czas na malowanie kamuflażu na górze maszyny. Kamuflaż mojego F-16 zacząłem od zwyczajowego marmurka, tym razem kolorem piaskowo-żółtym.

W oryginale mój F-16D został pomalowany od masek, dlatego także na modelu, plamy kamuflażu muszą mieć ostre krawędzie. Do tego celu użyłem zestawu masek Galaxy Model. Malowanie zacząłem – wbrew zasadom – od ciemniejszego koloru, a to dlatego iż właśnie maski zasłaniające ciemne, brązowe plamy zostały wycięte przez producenta. Na początek nałożyłem je na powierzchnię modelu pokrytą jasnożółtym, piaskowym marmurkiem.

Ktoś spyta – „dlaczego?”. Po to, żeby uniknąć mozolnego i często później mylącego zaznaczania miejsca rozkładu plam, które robiłem zwykle ołówkiem lub białą kredką. Malując aerografem delikatne krawędzie wokół masek, po ich zdjęciu mam dokładną lokalizację ciemnych plam kamuflażu.

Kolejny krok to pokrycie tak oznaczonych obszarów modelu pierwszą warstwą koloru bazowego. Według instrukcji zestawu kalkomanii DMX Decals (te kalkomanie zamierzałem użyć do mojego modelu), powinienem użyć koloru FS33448, który jednak okazał się po prostu ciemnym żółtym odcieniem (MRP-436), nijak mającym się do oryginalnej barwy oryginału. Nie miałem wyjścia, musiałem zmieszać własny kolor farby, co zrobiłem miksując farby: Gunze C043 oraz MRP-079 NATO Brown, co w efekcie dało mi mieszankę taką jak widać na zdjęciu.

Kamuflaż każdego modelu lubię malować cienkimi warstwami, stopniowo dodając w poszczególnych krokach kolejne elementy składowe pokrywy lakierniczej. W tym kroku wszelkie linie podziału oraz część linii nitów na skrzydłach pokryłem ciemnym brązem XF-10, z palety Tamiya. Tym samym kolorem wykonałem też w miarę możliwości drobny marmurek na powierzchni modelu.

W następnym etapie, do tak pomalowanej maszyny dołożyłem nieco drobnych, ale odznaczających się na tle dotychczasowych brązów, elementów wykonanych szarym kolorem – MRP-059. Starałem się nie przesadzić, aby szary zbytni nie kontrastował z brązową powłoką kamuflażu.

Zazwyczaj nikt takich rzeczy nie robi, ale… Od momentu przyklejenia osłony radaru do kadłuba mojego F-16, nie mogłem się pogodzić z faktem, iż szlifowanie podstawy osłony poskutkowało jej lekkim skrzywieniem w dół (a może mi się tak tylko wydawało, teraz nie potrafię już tego stwierdzić na pewno) oraz znacznym przysunięciem podstawy czujników AOA do linii podziału. Co by nie powiedzieć, nie wyglądało to dobrze.

Początkowo pogodziłem się z tym faktem, tym bardziej iż nie miałem żadnej możliwości wymiany osłony na inną. Do momentu gdy sobie przypomniałem, iż przecież mam w składziku zestaw Eduarda z blokiem radaru, który choćby tutaj recenzowałem. No i to co najważniejsze – w czeskim zestawie jest pełnoprawna osłona radaru. Pasująca do kadłuba. O radości!

Mimo iż model był już prawie w połowie pomalowany, zdecydowałem się odciąć osłonę i zastąpić ją eduardowską. Samo odcięcie nie stanowiło problemu (w zasadzie to ją oderwałem, żeby być szczerym), natomiast dopasowanie żywicy – trochę tak. Eduard chyba po prostu skopiował rozmiary osłonki Kinetica, która u podstawy jest po prostu odrobinę za duża i jej obrys lekko wystaje ponad obrysem kadłuba. Czyli znowu – mogę skrócić osłonę od podstawy, tak żeby pasowała do nosa F-16, ale wtedy efekt będzie podobny jak w przypadku tej którą właśnie odciąłem. No cóż – udało się jakoś. Lekko zeszlifowałem (ale bardzo lekko, pewnie nie więcej niż 0,25 mm długości) podstawę osłony, ale także krawędź nosa kadłuba. Na koniec tu i tam trzeba było podszlifować wystające krawędzie w miejscu łączenia, ale to już nie było trudne. W efekcie udało się dość dobrze dopasować i przykleić nos maszyny.

Jak widać na poniższym zdjęciu (uroki korzystania z wydruków 3D), na osłonie mocno dają o sobie znać warstwy żywicy.

Nie kombinowałem zbytnio, zalałem wszystko Surfacerem 500 i doszlifowałem gdzie się tylko dało i warstwy w większości zniknęły. Mogłem wracać do malowania.

Kontynuacja malowania ciemnych łat kamuflażu. Aby urozmaicić powierzchnię, dodałem delikatny marmurek, jak i część linii podziału ciemnym kolorem MRP-79 NATO Brown.

I znowu całość pokryłem delikatnymi warstwami koloru bazowego.

Krok kolejny to etap rozjaśnień. Postanowiłem dość mocno podbić barwy linii nitów, nieliczne panele inspekcyjne, jak również odrobinę rozjaśnić marmurek wypełniający poszczególne panele poszycia. Całość uzupełniałem niezbyt licznymi „wstawkami” ciemnobrązowych kolorów, aby maksymalnie zróżnicować przebarwienia kamuflażu. W tym miejscu warto wyjaśnić, jak zwykle maluję moje modele. Z reguły wychodzę od prób malowania tzw. warstwami, które budują całą powierzchnię lakierniczą, jednak z czasem przeradza się to w niekończący się etap poprawek, podmalówek i dodatkowych rozjaśnień/przyciemnień, robionych różnymi farbami. Z reguły pracuję jednocześnie na trzech aerografach, w których mam gotowe różne kolory, i nimi, według oceny bieżącej sytuacji, na całości malowanej powierzchni, albo punktowo, dodaję lub zamalowuję różne efekty. To wszystko do momentu gdy uznam iż efekt jest zadowalający. Albo gdy po prostu mam dość całej zabawy.

W wielkim finale plamy pokryłem końcowymi, delikatnymi warstwami bazowej mieszanki, całość lekko przyciemniając filtrem z farby NATO Brown.

Teraz przyszedł czas na drugi kolor kamuflażu, piaskowy żółty. Przedtem musiałem jednak położyć maski na brązowych powierzchniach modelu i podmalować wszystko co było niepomalowane czarnym Surfacerem 1500.

Pierwszy krok to tradycyjnie marmurek robiony kolorem bazowym, MRP-436.

Całość pokryłem bardzo cienką warstwą tego samego koloru, co w efekcie dało mi bazę pod kolejne warstwy malowania.

Kolejny etap to klasyczny preshading po liniach podziału, wykonany kolorem MRP-059 – ciemnoszarym.

Na to wszystko nałożyłem w miarę drobny, ale dość wyraźny, brązowy marmurek wykonany kolorami C043 Gunze oraz wspomnianym wcześniej szarym. Na tym etapie, jak widać, pominąłem malowanie wnętrza pokryw tzw. komórek paliwowych, gdyż chciałem aby w gotowym modelu były wyraźnie przebarwione i odróżniające się od reszty poszycia.

I znowu kilka cienkich warstw koloru bazowego.

Jako iż wydawało mi się, iż brązowe esy floresy zbytnio zniknęły pod kolorem kamuflażu, jeszcze raz podkreśliłem ich obecność tym samym kolorem. Dodałem też jasne rozjaśnienia linii nitów i wszelkiej maści paneli, dla odmiany kolorem brudnobiałym, czyli MRP-256.

Całość pokryłem jeszcze raz bazowym, żółtym kolorem i można było zdjąć maski. Kamuflaż był w zasadzie gotowy.

W celu lekkiego zespolenia dwóch nieco zbyt kontrastowych kolorów, zrobiłem bardzo delikatny (rozcieńczony w proporcjach ok. 1:20) filtr z farby Gunze C043), którym pokryłem w kilku warstwach cały kamuflaż.

Do pomalowania został już tylko nos F-16. Zacząłem od bardzo drobnego marmurka wykonanego kolorem Bilmodel 157.

Na końcowy kolor osłony radaru wybrałem (sugerowany przez instrukcję z kalkomanii) C317 Gunze. Tutaj warto się zatrzymać na chwilę. W instrukcjach malowania tej części chyba każdego F-16 podaje się z reguły odpowiednik FS36270. Nie jest to do końca prawidłowy kolor, bo osłony radaru w tych maszynach nie są malowane, a ich kolor to kolor materiału z jakiego są wykonane. FS36270 to zbliżony kolor, ale jednak wyraźnie inny. Tymczasem C317, mniej więcej podobnie ciemny jak np. C306 Gunze, ma jednocześnie zupełnie inny, mniej niebieskawy odcień i wydaje mi się, iż dobrze nadaje się do malowania tej części myśliwca.

Wreszcie model był w całości pomalowany.

Zostało mi jeszcze pomalowanie wszelkich anten i oznaczeń. Najtrudniejszym zadaniem okazało się namalowanie charakterystycznych na wszystkich F-16 oznaczeń wlewu paliwa. Normalnie producenci modeli te ramki wykonują w postaci kalkomanii. W moim przypadku zestawowa kalkomania Kinetica nie nadawała się, bo miała szary kolor, a moja maszyna te oznaczenia ma w kolorze czarnym. Naturalnie miałem odpowiednie kalkomanie DMX Decals, ale nie były one projektowane do kształtu wlewu najnowszego zestawu Kinetica. Nie miałem wyboru i musiałem je namalować od masek.

Efekt wyszedł całkiem zadowalający, choć kosztował mnie mnóstwo nerwów i poprawek. Przy okazji wreszcie zdjąłem to paskudne maskowanie kokpitu i wreszcie model zaczął jakoś wyglądać.

Na koniec zostało mi do pomalowania kilka sensorów…

…oraz tzw. zipperów na osłonie radaru.

Ale to nie koniec. Zostały mi przecież do pomalowania wnęki podwozia. Najpierw musiałem dokładnie zamaskować przestrzeń wokół nich.

W kolejnym kroku pokryłem ich wnętrze najpierw białym Surfacerem 1500 Gunze, a potem lakierem GX1 tej samej firmy. choćby nie próbowałem bawić się w jakieś cieniowania wnęk głównego podwozia – zwyczajnie wydawało mi się to bezcelowe, biorąc pod uwagę ilość gratów jaka tam się znajduje.

Po pomalowaniu kolorem bazowym wyszły na jaw mniej interesujące aspekty żywicznego produktu Eduarda, o którym tutaj kiedyś pisałem. O ile trudno przyczepić się do spasowania i detali, to jednak efekt znacząco psują imitacje kabli, ledwie zaznaczonych jako płaskorzeźby. Ich pomalowania to była prawdziwa drogą przez mękę. Grubość i wysokość tych nitek to setne części milimetra i naprawdę nie potrafię zrozumieć, dlaczego producent korzystający z technologii druku 3D po prostu ich nie uwypuklił znacznie bardziej. Liczyłem teraz tylko na to, iż po położeniu washa chropowate krawędzie tych kabli, głównie w czarnym kolorze, nieco się wygładzą i jakoś to będzie wyglądało.

Samo malowanie, jak wspomniałem, to naprawdę męczący i frustrujący proces. Większość elementów pomalowałem akrylowymi farbami Vallejo Color, użyłem też sporo kalkomanii Anyza, głównie imitacji oznaczeń hydraulicznych na przewodach, oraz obejm do kabli.

W końcu udało się to jakoś dokończyć i wnęki można było uznać za gotowe.

Kolejnym krokiem, dla mnie niemalże relaksacyjnym (wiem iż wielu modelarzy tego akurat nie lubi), jest nakładanie kalkomanii. Tym bardziej, iż w przypadku mojej maszyny tychże nie było zbyt wiele. Wykorzystałem znakomity zestaw DXM Decals, wydrukowany przez Cartografa. Kalkomanie są tu świetnej jakości, bardzo szczegółowe i – co istotne – niezbyt grube. Świetnie się kładły i tak samo reagowały na płyn zmiękczający.

Po wszystkim całość pokryłem grubą warstwą bezbarwnego połysku (Tamiya X-22) i po jego solidnym wyschnięciu, zeszlifowałem wystające kalkomanie gąbkami ściernymi.

Skoro model był już gotowy na wash, to trzeba było washa zrobić. Dość długo zastanawiałem się jakim kolorem przeprowadzić tę operację, aż w końcu zdecydowałem się na ciemny szary. Chciałem żeby efekt był odrobinę kontrastowy, a jednocześnie realistyczny. W tym celu nabyłem dedykowanego washa firmy Tamiya – Dark Grey.

Ten specyfik jest o tyle skuteczny, iż zasycha dość mocno po nałożeniu. Nie ma mowy żeby zetrzeć go na sucho, trzeba to robić delikatnie nasączonymi White Spiritem chusteczkami. Dzięki temu iż mocno zasycha, trudniej go wymyć z płytkich linii podziału i nitów, co znacząco ułatwia proces washowania.

Po wielu poprawkach wash uznałem za ukończony.

Mogłem już spokojnie zabrać się do brudzenia. Zacząłem naturalnie od położenia dość delikatnego matu na całym modelu, na górze i dole. Wykorzystałem lakier GX-113, dość mocno dodatkowo zmatowiony specyfikiem Gunze C188.

Nie ukrywam, iż nie zamierzałem odtwarzać brudzenia tej konkretnej maszyny, bo akurat ten F-16 niemal na wszystkich zdjęciach jest bardzo czysty, a tym samym modelarsko bardzo nudny. Postanowiłem wykonać go nieco bardziej styranego, ale stosunkowo delikatnie. Proces weatheringu zacząłem od zamaskowania obszarów, które chciałem na różne sposoby przyciemnić.

Samo brudzenie wykonałem aerografem, mocno rozcieńczając miks brązowej i czarnej emalii Tamiya, jak i też używając samego czarnego koloru.

Brudzenie zacząłem od nanoszenia delikatnej mgiełki farby na skrzydłach, w miejscu gdzie sloty stykają się z płatem.

Podobny efekt, ale nieco delikatniejszy, uzyskałem malujące zamaskowane obszary tzw. pokryw komórek paliwowych. Tutaj chciałem uzyskać tylko lekkie zabrudzenia na krawędziach tych obszarów.

Także aerografem naniosłem, jak tylko potrafiłem najdelikatniejsze, ślady zabrudzenia na liniach nitów skrzydeł oraz statecznika pionowego.

Farbą Tamiya podobnie wymalowałem ślady po spalinach z działka.

Przyciemniłem także jeden, losowo wybrany panel, ot tak dla lekkiego urozmaicenia powierzchni samolotu.

Podobne efekty postarałem się uzyskać na spodzie modelu. Zacząłem od namalowania lekką mgiełką zabrudzeń na panelach na nosie maszyny. I podobnie jak na górze, lekko przyciemniłem wybrane linie podziału i linie nitów.

Podobne efekty, ale nieco delikatniejsze, zrobiłem także na ogonie mojego F-16.

Niemal na wszystkich egzemplarzach F-16 można zauważyć wyraźne ślady po wyciekach zabrudzeń na krawędziach wnęk podwozia. Postarałem się to odtworzyć. Najpierw nanosiłem na pewnym obszarze delikatne warstwy mieszanki czarno-brązowej, na przemian z miksem brązowo-pomarańczowym, i stopniowo rozcierałem to nawilżonym X-20 pędzelkiem. W efekcie powstawały różnokolorowe i przenikające się smugi o różnej intensywności.

Podobnie zrobiłem w przypadku krawędzi przedniej wnęki podwozia.

Na wielu zdjęciach widać wyraźnie, iż czubki wyrzutni pocisków przeciwlotniczych mają zdartą farbę aż do żółtawo-zielonego podkładu. Postanowiłem delikatnie odtworzyć ten efekt, mieszając tamkowe emalie XF-3 i XF-4 i nakładając tak powstałą miksturę niewielkim kawałkiem gąbki.

Także w wielu przypadkach na nosach F-16, widać wyraźne zabrudzenia wokół czujników AOA. To efekt nakładania na te sensory plastikowych osłonek, wokół których zbierają się takie zabrudzenia. Ten efekt można uzyskać dość łatwo: zamaskowałem powierzchnie które takie osłony zasłaniają, a wokół nich pędzelkiem naniosłem lekko rozcieńczony Oilbrusher Starship Filth, który potem delikatnie rozprowadziłem czubkiem pędzelka, nadmiar zbierając patyczkiem do uszu.

Na poszyciu F-16 często można zauważyć delikatne i drobne smugi zacieków ciągnące się często od poszczególnych nitów. Postanowiłem odtworzyć ten efekt, wybierając losowe nity, tak aby te smugi był maksymalnie nieregularne na powierzchni modelu.

Także wlot paliwa do tankowania w powietrzu wymagał pewnych śladów użytkowania. Z reguły ten element F-16 to goły metal, na którym widać sporo rys zostawionych przez końcówkę sondy paliwowej. Postanowiłem znowu użyć kredek. Ciemnoszarą zrobiłem coś w rodzaju nakrapiania powierzchni blachy, którą potem na mokro rozprowadziłem po całej powierzchni (chodziło o efekt przyciemnienia czystego metalu), a na tym zrobiłem kilka rys jasną, metalową kredką.

Końcowym etapem brudzenia było tzw. kropelkowanie. Bardzo mocno rozcieńczyłem czarną emalię Tamiya, tak aby w aerografie znalazł się tylko brudny rozcieńczalnik. Taką miksturą pokryłem na ultra niskim ciśnieniu całą powierzchnię modelu, co w efekcie dało mnóstwo mikroskopijnych kropek (o średnicy 0,25-0,5mm, tak na oko). Kropki te po zaschnięciu niemal zupełnie są niewidoczne, jednak w ogólnym rozrachunku dają efekt dość wyraźnego zróżnicowania powierzchni lakierniczej samolotu. Niestety, lekko przyciemniają całą powierzchnię i dają lekki efekt brudu na powierzchni maszyny. Coś za coś.

A tak wyglądał gotowy płatowiec, wraz z większością preparatów jakimi go brudziłem.

Na koniec dodałem stosunkowo delikatne, ale jednak widoczne smużenia na spodzie sterów wysokości. Najpierw aerografem nakładałem równoległe smugi rozcieńczoną czarną emalią Tamiya, a potem zwilżonym pędzelkiem rozcierałem je, aby uzyskać maksymalnie zróżnicowaną intensywność smug.

I to był w zasadzie koniec pracy nad modelem. Tak wyglądały wszystkie części gotowe do finalnego montażu.

Dariusz Żak

Idź do oryginalnego materiału