„Zenek!” – usłyszałam na placu zabaw. Chwilę później rozległ się szyderczy śmiech

mamotoja.pl 1 godzina temu

Byłam tego dnia na placu zabaw z moją czteroletnią Hanią. Słońce świeciło, dzieci biegały między zjeżdżalnią a piaskownicą, rodzice leniwie scrollowali telefony... Klasyczny obrazek. W pewnym momencie obok Hani pojawił się kilkuletni chłopiec. Wysoki jak na swój wiek, drobny, w zielonej czapce z daszkiem. Za chwilę usłyszałam wołanie jego mamy:

– Zenek, chodź tu na chwilę!

I wtedy się zaczęło.

Za moimi plecami rozległ się krótki, szyderczy śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam dwie kobiety – patrzyły na siebie porozumiewawczo, a po chwili jedna z nich powiedziała wystarczająco głośno, by usłyszał to każdy w promieniu pięciu metrów:
– Serio? Zenek? Jak można tak skrzywdzić dziecko imieniem?

Druga mama rzuciła:
– Będzie miał ciężko, nie ma opcji.

Popatrzyłam na chłopca. Stał przy zjeżdżalni, bawił się spokojnie, nieświadomy komentarzy. I aż mnie ścisnęło w środku.

Imię to nie powód do drwin

Pomyślałam sobie: a co, jeżeli za tym imieniem stoi piękna historia?
Może Zenek ma imię po ukochanym dziadku, który nauczył jego mamę jeździć na rowerze?
Może to imię z rodzinnej tradycji?
Może rodzice po prostu je lubią?

A choćby jeżeli nie – kogo to obchodzi?

Wyśmiewanie imion dzieci to jeden z najbardziej absurdalnych przejawów rodzicielskich uprzedzeń. Wydaje nam się, iż jesteśmy tolerancyjni, otwarci, iż uczymy dzieci akceptacji. A tymczasem dorośli potrafią głośno, publicznie szydzić z czyjegoś dziecka tylko dlatego, iż ma na imię Zenek, Brajan czy Kunegunda.

I to przy ich rodzicach.

Tak rodzą się uprzedzenia

Kiedy patrzyłam na te dwie mamy, dotarło do mnie, iż to właśnie od takich drobnych komentarzy zaczyna się coś, co później trudno wykorzenić.

Dzieci słyszą, obserwują, uczą się od nas.
Jeśli mama śmieje się z czyjegoś imienia, to co robi potem dziecko?
Śmieje się w przedszkolu.
A później w szkole.
A jeszcze później – w dorosłym życiu.

I nagle mamy pokolenia ludzi przekonanych, iż można wyśmiewać coś, co jest częścią czyjejś tożsamości.

A Zenek… po prostu świetnie się bawił

Po chwili wróciłam do zabawy z Hanią. Zenek wspinał się na drabinki z taką pewnością siebie, iż aż miło było patrzeć. Jego mama była obok, uśmiechnięta, spokojna.

Pomyślałam, iż dobrze, iż on nie usłyszał tamtych komentarzy. I iż jeszcze lepiej, gdyby nie słyszały ich też tamte mamy – bo kto wie, może kiedyś to ich dzieci staną się obiektem podobnych szyderstw.

A ja? Ja wróciłam do domu z jedną istotną refleksją: jeżeli chcemy wychować dzieci na ludzi tolerancyjnych i pewnych siebie, musimy przestać je oceniać za rzeczy, które nie są żadnym problemem.

Zwłaszcza za imię.

Zobacz także: Stawianie dziecka do kąta to barbarzyństwo. „Nigdy nie zrobię tego mojemu synowi”

Idź do oryginalnego materiału