1/48 F-5E Freedom Tiger – Eduard

kfs-miniatures.com 1 miesiąc temu

1/48 F-5E Freedom Tiger

Eduard – 11182

Dość długo czekaliśmy na kolejny zestaw Eduarda zawierający współczesną bojową maszynę odrzutową. Tym razem czeski producent wybrał klasyczny samolot czyli amerykański F-5E Freedom Fighter.

Zestaw otrzymujemy w sporym pudle ze sztywnego kartonu, z niebywale wręcz efektowną obwolutą. I sam nie wiem, co tu jest ładniejsze: elegancka sylwetka F-5, czy głowa tygrysa w tle. Żeby nie było wątpliwości, z czym maszyna powinna kojarzyć się klientom, całość jest wkomponowana w panoramę wietnamskiej dżungli. Było nie było F-5 dość mocno kojarzy się z tym konfliktem.

W pudełku otrzymujemy komplet plastikowych ramek, naturalnie wyprodukowanych przez tajwański AFV Club. To zestaw stosunkowo młody, bo jego formy pochodzą z 2010 roku, więc z całą pewnością nie jest to jakiś vintage. Ale i nie jest to także model spełniający współczesne standardy jetów w skali 1/48, o czym później.

Produkt Eduarda, oznaczony dumną etykieta „Limited” może sugerować dość bogatą zawartość wewnątrz pudełka. Ale tak niestety nie jest, a przynajmniej nie do końca. Po otwarciu kartonu, naszym oczom ukazuje się, naturalnie poza plastikowymi wypraskami, stosunkowo przeciętna ilość specjalnych dodatków. Przeciętna, jeżeli porównać to z edycjami podobnych zestawów sprzed kilku lat.

W opakowaniu Freedom Tigera znajdziemy tradycyjne blaszki, zarówno kolorowe jak i z gołego metalu (w sumie trzy sztuki, różnej wielkości), żywiczne koła podwozia i dwie anteny, niewielki arkusik z maskami oraz malutki arkusz z przezroczystego filmu. Można by choćby rzec, iż jest stosunkowo ubogo. Można by, gdyby nie kalkomanie.

W zestawie znajdziemy bowiem aż 3 duże arkusze wspomnianych nalepek. Wynika to bezpośrednio z imponującej ilości potencjalnych malowań, w jakich możemy wykonać naszego F-5. Jest ich aż 9 i są to malowania wcale efektowne. Znajdziemy tu kilka różnych kamuflaży amerykańskich agresorów, od klasycznych pustynnych do oryginalnych, w odcieniach błękitu. Są tu też malowania tajskie, brazylijskie i południowowietnamskie. Jest choćby propozycja maszyny, która dziś znajduje się w praskim muzeum lotnictwa. Do wyboru, do koloru.

A skoro o kalkomaniach mowa. Wszystkie 3 arkusze są naturalnie wydrukowane przez Eduarda, ze wszystkimi wadami i zaletami tego rozwiązania. Mamy tu więc dość szczegółowe (ale bez przesady), drobne napisy eksploatacyjne jak i sporo większych, kolorowych i rzucających się w oczy elementów. Wszystko naturalnie pokryte jest tym specyficznym, odklejanym filmem eduardowskim, który po zaschnięciu można zdjąć z modelu zostawiając samą farbę. Kolory i nasycenie nalepek wyglądają na bardzo poprawne, choć – na upartego – można dopatrzeć się delikatnego „pozornego rastra”. Jak uczy mnie doświadczenie, ten efekt jednak znika po zdjęciu przezroczystej błony z kalkomanii. Ale, mimo wszystko, tęsknię za czasami gdy Czesi do swoich modeli wrzucali kalki Cartografa. Bo ja jednak nie lubię kalkomanii eduardowskich.

Czas zerknąć na zawartość plastikową. Zestaw AFV Club, na pierwszy rzut oka, sprawia przyzwoite wrażenie.

Na powierzchniach kadłuba i skrzydeł nie brakuje detali oraz nitowania. Paradoksalnie, ten fakt odrobinę szpeci model, bo nity są stosunkowo duże i dość płytkie, tak więc ich duża ilość na małych przestrzeniach wygląda nieco nienaturalnie. Żeby choćby nie powiedzieć: topornie. Za to detale, tam gdzie są (stosunkowo jednak nieliczne) wypadają już lepiej. Szczególnie widać to we wnękach głównego podwozia, gdzie odtworzono znaczne ilości przewodów i wszelkiej aparatury tam obecnej.

Kadłub maszyny jest niemiłosiernie pocięty, nie ma co udawać iż jest inaczej. Wynika to z konieczności wydawania przez producenta różnych wersji maszyny, w tym także dwumiejscowej. Dostajemy więc do sklejenia spodnie części skrzydeł wraz z kadłubem, cześć nosową z dwóch połówek, górną część środkową płatowca i parę innych, z którego to puzzle 3D trzeba sobie złożyć bryłę F-5. Nie ma lekko. Na pocieszenie dodam, iż kiedyś model AFV (w wersji dwumiejscowej) skleiłem i jest on porządnie spasowany.

A swoją drogą to interesujący egzemplarz trafił w moje ręce. Jak widać na obrazku nadlewki mogą się w modelu pojawić w dość nieoczekiwanych miejscach. Wydaje mi się jednak, iż delikatne oszlifowanie pilnikiem ten problem powinno załatwić bez potrzeby odtwarzania widocznej linii podziału.

Całkiem ładny jest za to kokpit. Otrzymujemy bardzo szczegółowe tablice przyrządów oraz boczne panele. Tutaj detale dosłownie dorównują współczesnym produktom z wyższej półki. W tej sytuacji naprawdę szkoda byłoby to wszystko niszczyć, zastępując panele płaskimi blaszkami Eduarda.

Dość problematycznie wygląda za to podwozie maszyny. Otrzymujemy golenie odlane w dużej części w całości, w tym te do głównego podwozia, wykonane razem z felgami kół. Usunięcie śladów po łączeniach form nie będzie w tym przypadku zbyt łatwe. Za to ładne są pokrywy podwozia, tak dla przeciwwagi.

F-5 od AFV Club nie poraża także zbytnią ilością opcji. Oczywiście możemy otworzyć kabinę, zamknąć podwozie, można też wysunąć hamulce aredynamiczne. I w zasadzie to wszystko.

Podobnie nienatrętnie liczne są podwieszenia. W zasadzie mamy do wyboru wyłącznie zbiorniki paliwa, pociski AIM-9, oraz – dla wersji treningowych maszyn – zasobnik ACMI. Obecność tego ostatniego należy jednak pochwalić, bo w niewielu zestawach współczesnych jetów takie podwieszenia można znaleźć, a i na rynku żywicznych zamienników jest dość krucho z takimi dodatkami.

Na koniec – szkło. Wypraska z przezroczystego plastiku zawiera głównie dwie owiewki (ale użyć należy tylko jedną nich), wiatrochron i kilka drobiazgów, jak światła pozycyjne i tym podobne. Nie jest tego za wiele, ale i nie jest ubogo. Plastik jest stosunkowo nieźle wypolerowany, owiewka i wiatrochron nie mają szwów, nie deformują też światła, więc na pewno będą ozdobą zestawu. Choć całość jest stosunkowo gruba.

Warto jeszcze wspomnieć o blaszkach fototrawionych, dołączonych do zestawu. Poza wspomnianymi kolorowymi, raczej szpecącymi niż zdobiącymi kabinę, mamy tu niemało klasycznej blachy waloryzującej kokpit. Ale nie tylko. Co istotne, blaszki te zawierają także elementy występujące wyłącznie w wybranych malowaniach. Podobnie jak to ma miejsce z żywicznymi antenami, które Eduard dodał do zestawu, ale które należy użyć wyłącznie w przypadku wyboru tajskiego wariantu maszyny. Tak więc, jedyne dodatki żywiczne, które użyjemy do budowy modelu, to koła.

Acha mamy w pudełku także skromny zestaw masek, głównie do malowania oszklenia. Taki eduardowski standard.

Nie jest więc to zestaw przesadnie atrakcyjny, jeżeli ktoś lubi polować na bogate w dodatki i multimedia modele. Jego największą, i podstawową zaletą, jest niewątpliwie bogaty wybór malowań, do którego Eduard pieczołowicie przygotował kalkomanie. A dziś trudno je znaleźć do treningowych wersji Freedom Fightera.

Gdyby jednak ktoś się skusił na omawianego F-5, to Eduard wychodzi do niego z ofertą zakupu dodatków. Bo tradycyjnie, jak to Czesi mają w zwyczaju, do zestawu wypuszczono kilka mniej lub bardziej przydatnych pakietów blaszek, naklejek i masek.

1/48 F-5E upgrade set
Eduard – 481132

To klasyczny zestaw blaszek fototrawionych, niebarwionych, a więc potencjalnie całkiem przydatnych w budowie modelu. Nic to, iż Eduard w samym Freedom Tigerze umieścił fototrawionki – tutaj dostajemy ich dodatkowy komplet, za który należy dodatkowo zapłacić. Warto?

Zasadniczo tak. Dostajemy tu bowiem blaszki, które pozwalają zwaloryzować kilka dość istotnych elementów modelu. Jak choćby pomocnicze wloty powietrza, które w modelu są dość płasko odlane z plastiku. Czeskie blachy znacznie ciekawiej pozwalają odtworzyć te elementy, z cienkimi żaluzjami i całą resztą. O ile ktoś się odważy na dość ryzykowną chirurgię w plastiku modelu.

Znajdziemy tu też kilka elementów dość istotnie wzbogacających kokpit. Odtworzyć możemy kilka gratów w tylnych obszarach wanny pilota, co zawsze znacząco poprawia wygląd miniatury. Bo zestawowa kabina, jak wspominałem, nie jest zbytnio obfita w detale. Zawsze to trochę więcej szczegółów.

Za to bardziej wątpliwymi są blaszki waloryzujące ścianki dość ciasnej i głębokiej wnęki przedniego podwozia. Czy to w ogóle będzie widoczne w gotowym modelu? Sądzę iż wątpię. Zresztą podobne blachy dostajemy i do wnęk podwozia głównego – tutaj już nieco bardziej przydatne, bo bardziej widoczny jest efekt ich użycia

Reasumując – jak niemal w każdym zestawie blaszek Eduarda, część ma sporo sensu, część niekoniecznie.

1/48 F-5E Space
Eduard – 3DL48167

Jeśli komuś mało blach z zestawu z modelem, jak i tych wspomnianych powyżej, ma do wyboru jeszcze nalepki 3D. Zestaw zawiera, jak to w SPACE jest zazwyczaj, wszelkie mniej lub bardziej potrzebne rzeczy do kabiny pilota. Przede wszystkim dostajemy pasy do fotela.

Trochę inaczej zaprojektowane i wytrawione niż te, które są w pudełku z modelem. Różnice są raczej kosmetyczne, ale są. Jednak takich zestawów, jak Space nie kupuje się dla blaszek fototrawionych. Kalkomanie 3D mają w założeniu wyeliminować główną wadę PE, czyli ich płaskość. To co dostajemy dla naszego F-5 nie wygląda najgorzej. Szczególnie boczne panele, pełne dość misternych i regularnych przycisków i przełączników. Trochę gorzej wyglądda tablica przyrządów, bo tam raster na jasnoszarych powierzchniach jest już jednak widoczny gołym okiem. Zresztą, to samo dotyczy wspomnianych bocznych paneli. Ale złe to nie jest i jeżeli ktoś nie ma ochoty samodzielnie biedzić się nad malowaniem mikroskopijnych detali w kabinie, to taki zestaw jest dla niego poręcznym rozwiązaniem.

1/48 F-5E TFace
Eduard – EX1019

Na koniec maski. jeżeli komuś są potrzebne inne, niż te w zestawie, może nabyć. Dzięki nim można stosunkowo łatwo nie tylko wygodnie pomalować wnętrze i zewnętrze wiatrochronu i owiewki, ale też uszczelki pomiędzy ramą a szkłem. Dodatkowo otrzymujemy także maskowanie kół, ale nie żywicznych, eduardowskich, a plastikowych, jakie są na ramkach F-5. Choć trudno mi sobie wyobrazić aby ktoś zrezygnował z żywic dodanych do zestawu, na korzyść brzydszych kół z oryginału. Ale jeśli, to maski tutaj są do wykorzystania i do tych elementów.

Dariusz Żak

Zestawy przekazane do recenzji przez firmę Eduard

Idź do oryginalnego materiału