1/72 Bf 109G-2
Eduard – 70156
Wczesny “Gustaw” to kolejna inkarnacja eduardowskich późnych beefów stodziewiątych. Wydanie więc nie odbiega jakością od np. opisywanej bardzo szczegółowo wersji F – zarówno pod względem zawartości pudełka, wiwisekcyjnej budowy oraz dość specyficznego malowania i brudzenia. Można tam zobaczyć i poczytać o wszystkich niuansach, zdradach i zdradkach tej serii modeli.
A co się zmieniło w tym wydaniu? Jednocześnie i mało i dużo. Mało, bo dostajemy tutaj jedną, uniwersalną chyba dla wszystkich wcieleń tego samolotu od Eduarda, ramkę U. Zawiera ona wszystkie detale i drobiazgi, a w zależności od wersji samolotu zmienia się ich zestaw do wykorzystania, o czym szczegółowo wspomina instrukcja.
Specyficzne dla wersji G-2 są za to ramka M oraz elementy przezroczyste, tym razem zebrane w ramce oznaczonej literą J.
Oczywiście, jakość detali także nie odbiega od poprzednich wydań. Tylka ta rurka Pitota, po raz kolejny aż prosi się o odłamanie w trakcie budowy modelu.
Ponieważ ramka z elementami przezroczystymi jest sygnowana jako przeznaczona dla wszystkich wersji G i K, to dostajemy tutaj istny festiwal wiatrochronów, limuzyn i celowników. Jakość tych elementów, oczywiście, nie budzi najmniejszych zastrzeżeń.
Siłą rzeczy nowe oszklenie wymusza nowy zestaw masek. Tutaj nie ma niespodzianek – eduardowy standard, który pozwoli gwałtownie i przyjemnie zamaskować zarówno oszklenia jak i koła modelu.
Natomiast nowa raka M i inny zestaw detali ze wspólnej ramki U powoduje, iż dostajemy nowe blaszki oznaczone jako 70156-LEPT1 i 70156-LEPT2.
O ile ta kolorowa jest praktycznie identyczna z blaszką dla wersji F-4, to blaszka “standardowa” zawiera znacznie mniej elementów niż te dla wersji F. I po raz kolejny decyduje o tym wersja płatowca.
Jednak, ogólnie zawartość blaszek pozwala na podmienienie lub uzupełnienie części plastikowych w bardzo podobnym zakresie: detali do kokpitu, wnęk podwozia i goleni oraz wlotów i wylotów chłodnic.
Tak więc – niby to wszystko jest nowe, ale niczym na plus, lub minus, nie odstaje od tego, co już dostaliśmy w pudełkach z podwójnymi zestawami limitowanymi i wcześniejszymi profipackami.
Podobnie ma się sprawa z instrukcją. Większość jest tożsama z tym co widzieliśmy już wcześniej. Nic nas tutaj nie zaskoczy. Identyczny layout, identyczne poprowadzenie po budowie modelu. Dlatego o ile ktoś chce się zapoznać z instrukcją w szczegółach, polecam ją sobie ściągnąć w formacie pdf ze strony Eduarda.
Natomiast nowe są malowania w ilości sześciu propozycji. Niestety, trochę mniej różnorodne niż w innych wydaniach. Szczególnie te szaro-bure nie grzeszą atrakcyjnością.
Arkusze kalkomanii, tradycyjnie, są produkcją własną Eduarda, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zarówno, o ile chodzi o duże oznaczenia, jak i o wszystkie te mikroskopijne napisy eksploatacyjne.
Ciekawe jest natomiast rozwiązanie balkenkreuzów dla malowania A. W oryginale, wewnątrz krzyży pozostawiono oryginalny kamuflaż sprzed przemalowania płatowca. I taki też znajduje się na kalkomanii. A więc odpada nam mozolne i ryzykowne maskowanie wewnątrz naklejki lub przed jej nałożeniem (co może skutkować nie trafieniem w wymiary krzyży w kalkomanii).
Podsumowując: modele późnych beefów Eduarda trzeba rozpatrywać jako modelarską rodzinę (wliczając w to różne wersje Mezeka). Swoją drogą, czapki z głów przed projektantami, którzy stworzyli całość w taki sposób, iż żonglując ramkami możemy zbudować porządny model adekwatnie dowolnego późnego Bf 109. Bo, iż będą kolejne wersje, typy i podtypy jest tylko kwestią czasu. A przy tym, co pokazał Kamil w wiwisekcji, są to modele naprawdę przyjemne w budowie i w połączeniu z doskonałą jakością i całym stosem żywicznych, drukowanych i blaszanych dodatków, zapewni Eduardowi sukces tej serii na lata. No i wydaje mi się, iż jak ktoś zbuduje ze trzy eduardowe stodziewiątki, to części zostanie mu na kolejne dwie.
Radek “Panzer” Rzeszotarski
P.S. o ile podoba Ci się to co robię na KFS-miniatures możesz kupić mi kawę na buycofee.to
Model do recenzji przekazał do recenzji Eduard