1 słaby nawyk rodziców, który zniechęca dzieci do szkoły. „Myślą, iż są fajni”

mamotoja.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: Gdy dziecko opuszcza szkołę, lepiej nie wypełniać jego dnia atrakcjami, fot. AdobeStock/Maria Medvedeva


Znam to z autopsji i z obserwacji znajomych. Dziecko budzi się rano z katarem albo lekkim bólem głowy, nie ma siły iść do szkoły. Rodzic mówi: „zostań dziś w domu, odpocznij”. I wszystko byłoby w porządku, gdyby ten odpoczynek naprawdę oznaczał odpoczynek. Ale często to wygląda inaczej.

Gdy „choroba” staje się wakacjami

Włącza się telewizor, bajki lecą jedna po drugiej, potem telefon, tablet, coś słodkiego do przegryzienia. Dziecko, które jeszcze godzinę temu czuło się źle, w sekundę wraca do formy – tylko iż nie do szkoły, a do trybu „fajnego dnia”.

Zamiast leżenia pod kocem i regeneracji, robi się domowy festiwal rozrywki. Rodzice, którzy chcą zrekompensować dziecku kiepskie samopoczucie, tworzą mu „miniwakacje”. Myślą, iż są empatyczni, troskliwi, iż dają dziecku trochę luzu. Ale to właśnie ten luz bywa początkiem większego problemu – dziecko zaczyna kojarzyć szkołę z obowiązkiem, a chorobę z nagrodą.

Efekt uboczny „dobrego rodzicielstwa”

Kiedy rozmawiam z innymi mamami, często słyszę: „No przecież jak ma gorączkę, niech odpocznie przy bajkach, co mu szkodzi”. Problem w tym, iż ten schemat wchodzi w nawyk. Dziecko zaczyna czuć, iż „chorowanie” jest całkiem przyjemne – nikt nie wymaga, nie złości się, można oglądać, grać, dostawać ulubione przekąski. Potem, gdy przychodzi poniedziałek, a trzeba wstać, ubrać się i pójść do szkoły, entuzjazmu brak. Bo szkoła nie daje tylu bodźców, co domowy dzień z bajkami i słodkim kakao.

Sama widziałam, jak po dwóch dniach „rekonwalescencji” dziecko koleżanki z płaczem szło do szkoły. Nie dlatego, iż czuło się źle, tylko dlatego, iż zwyczajnie wolało zostać w domu. I trudno się dziwić – kto z nas nie wolałby dnia bez stresu, z filmami i kanapką w łóżku?

Rodzice często nie widzą w tym nic złego, bo to wydaje się miłe, ciepłe i opiekuńcze. Tyle iż opieka to nie zawsze dawanie przyjemności. Czasem to wyznaczanie granic. Bo jeżeli granice się rozmyją, dziecko zaczyna traktować szkołę jak coś, co można ominąć, gdy tylko ma się gorszy dzień.

Jak wyjść z błędnego koła

Nie chodzi o to, żeby wysyłać przeziębione dziecko do szkoły za wszelką cenę. Ale warto zadać sobie pytanie: czy to, co robi w domu, naprawdę pomaga mu dojść do siebie? jeżeli leży z książką, rysuje, odpoczywa – to zupełnie co innego niż wielogodzinne bajki. Odpoczynek może być spokojny i bez ekranów, a jednocześnie nie musi być karą. Można zaproponować wspólne czytanie, układanie puzzli, coś, co nie kojarzy się z imprezą bez obowiązków.

Wielu rodziców myśli, iż dzieci potrzebują „rozrywki”, żeby nie czuły się chore. Tymczasem dzieci uczą się przez obserwację – jeżeli widzą, iż każda niedyspozycja to okazja do odpoczynku od rzeczywistości, zaczynają to wykorzystywać. Nie robią tego ze złośliwości. Po prostu naturalnie wybierają to, co przyjemniejsze.

I właśnie dlatego ten jeden, niby drobny nawyk – wypełnianie dnia atrakcjami, kiedy dziecko zostaje w domu – może skutecznie obrzydzić szkołę. Bo jak potem przestawić się z domowej beztroski na klasowe obowiązki? To jak powrót z wakacji prosto na egzamin.

Kiedy „fajny rodzic” staje się trudnym wzorem

Rodzice często mówią: „Chcę być takim fajnym rodzicem, który rozumie swoje dziecko”. I to piękne podejście – pod warunkiem iż nie zamienia się w bezrefleksyjne dogadzanie. Dziecko nie potrzebuje, żeby rodzic był jego kumplem od bajek, tylko żeby był przewodnikiem, który pokazuje, jak radzić sobie z codziennością. jeżeli za każdym razem, gdy coś jest nieprzyjemne, rodzic otwiera furtkę do „nagrody”, dziecko traci odporność na frustrację.

Zauważyłam, iż dzieci, które mają jasno postawione granice, szybciej wracają do rytmu. Wiedzą, iż choroba to nie urlop, tylko przerwa na regenerację. A szkoła – choć bywa męcząca – to część normalnego życia, z którego nie uciekamy z byle powodu.

Bycie fajnym rodzicem nie polega na ułatwianiu wszystkiego. Czasem trzeba pozwolić dziecku się ponudzić, bez telewizora w tle. To właśnie te momenty budują zaufanie i odporność emocjonalną, której nie da się zdobyć między jednym odcinkiem bajki a drugim.

Dzieci nie potrzebują domowego cyrku, kiedy mają katar. Potrzebują spokoju, rytmu i poczucia bezpieczeństwa, iż świat się nie wali, gdy zostają w domu. A rodzice – choć często działają z dobrego serca – powinni pamiętać, iż nie wszystko, co „fajne”, wychodzi dzieciom na dobre. Czasem najlepszym dowodem miłości jest po prostu konsekwencja.

Zobacz też: Nauczycielka poprosiła, by uczniowie narysowali, co robią w domu. „Rodzice, otwórzcie oczy”

Idź do oryginalnego materiału