3 zwyczaje, które wyprowadzają z równowagi nauczycieli przedszkolnych. Też to robisz!

mamadu.pl 9 miesięcy temu
Zdjęcie: Nauczycielki przedszkolne wykazują się często dużo empatią i cierpliwością. fot. RDNE Stock project/Pexels


Na początek chcę zaznaczyć, iż tekst ma charakter humorystyczny. Często sytuacje, w których nauczycielki się irytują, a rodzice z pokorą przytakują i przepraszają, są wynikami przypadku. Nie zmienia to jednak faktu, iż opiekunowie czy rodzice bardzo często doprowadzają swoim zachowaniem do irytacji nauczycieli przedszkolnych.


"Znowu rodzice Helenki coś odwalili!"


Naprawdę wierzę w to, iż nauczyciele przedszkolni mają cierpliwość do takich wybryków, a rodzice nie robią też ich specjalnie. Z doświadczenia wiem, iż praca w przedszkolu i tak wymaga pokładów cierpliwości i empatii, a takimi zachowaniami rodzice tylko dokładają pedagogom. Potraktujcie więc poniższe zestawienie z przymrużeniem oka ;-)

Każdy rodzic, który ma lub miał dziecko w wieku przedszkolnym, doskonale wie, o czym mowa. Oceniający wzrok albo przewracanie oczami i wzdychanie z rezygnacją przez nauczycielkę przedszkolną syna lub córki, zawsze wtedy, kiedy widzi ciebie lub partnera. Czasami doskonale wiemy, co mogło wywołać taką reakcję pedagoga. Innym razem zalewa nas fala wstydu i żenady, bo sami nie wiemy, co takiego tym razem zrobiliśmy.

Jedno jest pewne – istnieje cały zbiór zachowań rodziców, których nauczycielki przedszkolne (a także opiekunki w żłobku) dosłownie nienawidzą. Sama mam dwójkę dzieci uczęszczających do przedszkola, więc te wkurzone spojrzenia i westchnienia często znam z autopsji. Uwierzcie mi, choćby kiedy wydaje mi się, iż naszykowałam dzieci idealnie, zawsze okaże się, iż z czymś zawaliłam i nie jestem matką roku.

Pytanie o posiłek


Sama, jako rodzic odbierający dzieci z przedszkola, irytuję się na widok mamy lub babci, które przez długie minuty stoją w drzwiach przedszkolnej sali. Chodzi tylko o to, żeby przyjść, odebrać dziecko, wyjść z przedszkola. Tymczasem są osoby, które mają naprawdę dużo czasu i chcą wykorzystać go na doinformowanie się. Dopytują, czy córka albo wnuczek zjadł obiadek, ile wypił w ciągu dnia, czy był w toalecie przed leżakowaniem i czy grupa była dziś na spacerze.

Z jednej strony doskonale je rozumiem: sama zaprowadzając małomównego 3-latka, czułam się sfrustrowana w pierwszych miesiącach uczęszczania do placówki, bo naprawdę kilka wiedziałam o tym, co dziecko robiło, czy jadło i czy spało na leżakowaniu. Starałam się jednak jakoś dowiedzieć tego od pociechy (dzięki temu ćwiczyliśmy też mowę), zamiast zajmować czas nauczycielkom podczas godzin ich pracy.

Kiedy odbierasz dziecko, nauczycielka zwykle jest sama (może jej ewentualnie towarzyszyć pomoc) i ma pod opieką grupę dzieci. Nie ma czasu w to, by opowiadać każdemu rodzicowi lub opiekunowi o tym, jak spędziło dzień ich dziecko. Spoczywa na niej obowiązek opieki nad resztą grupy, która często jest w trakcie jakichś zajęć itp. Pamiętajcie też, iż jeżeli chcecie porozmawiać na jakiś szerszy temat związany z przebywaniem w placówce i rozwojem dziecka, nauczyciele mają dyżury, na których mogą takie rozmowy przeprowadzać: wystarczy się umówić wcześniej.

Ubieranie bez uwzględniania pogody


Nic tak nie irytuje nauczycielek, jak dzieci ubrane nieodpowiednio do pogody. jeżeli na dworze jest mróz, a dziecko ma na sobie tylko T-shirt z krótkim rękawkiem i kurtkę w szatni (bo rodzic przywozi je do przedszkola samochodem), cała grupa raczej musi zrezygnować ze spaceru i zabaw na śniegu. Nauczycielki nie mogą takiego jednego malucha zostawić na czas spaceru w innej grupie, nie wezmą go też na dwór, żeby zmarzł.

Jeśli nie ma dostosowanego stroju do warunków pogodowych, cała grupa musi odpuścić sobie wyjście na świeże powietrze. Latem jest łatwiej, bo jeżeli dziecko jest zbyt ciepło ubrane, zawsze można je trochę rozebrać. Ale co zrobić, jeżeli na dworze jest gorąco, a dziecko w szatni ma tylko kalosze, bo gdy rano szło do placówki, padał deszcz? To są losowe sytuacje, w których niestety czasami nie da się nic zrobić, ale takie "kwiatki" na pewno są w stanie zirytować nauczyciela przedszkolnego.

Przyprowadzanie z glutem


No dobrze, ten punkt jest trochę bardziej na serio. To najgorszy "grzech" rodziców dzieci przedszkolnych. Nie tylko męczy się wtedy chore dziecko, które zwykle jest zmęczone, marudne, płaczliwe i w ogóle nie ma chęci na zabawę czy inne aktywności. Męczą się też nauczycielki, które martwią się o malucha i jego samopoczucie. Takie dziecko, któremu rodzic przed wyjściem do przedszkola dał leki przeciwgorączkowe i syrop na kaszel, zaraża też rówieśników, a często i nauczycielki.

Efektem przyprowadzania z glutem jest nie tylko kiepska atmosfera w ciągu dnia, ale przede wszystkim cała grupa chorych: dorosłych i dzieci. Potem też inni rodzice mogą mieć pretensje, iż ich dziecko zaraziło się od waszego. Wiadomo, czasami nie ma innego wyjścia i trzeba zostawić malucha w placówce – pal licho, jeżeli ma sam katar. Oszczędźcie jednak dzieciom przebywania w przedszkolu podczas gorączki i poważniejszych chorób, to może doprowadzić je do traumy, która będzie z nimi przez lata.

Idź do oryginalnego materiału