Nie ma nic bardziej ludzkiego niż chęć zatrzymania dziecięcej złości albo płaczu jednym krótkim zdaniem. Sama przez lata tak robiłam. Wydawało mi się, iż mówię coś rozsądnego, w końcu zależy mi na spokoju w domu i na tym, żeby dziecko poczuło się lepiej. Tylko iż „uspokój się” najczęściej działa jak dolewanie oliwy do ognia. Dziecko słyszy w tym komunikat: „to, co czujesz, jest niewłaściwe” albo „przesadzasz”. A kiedy ktoś nam mówi, iż przesadzamy, rzadko łagodniejemy.
Dobra wiadomość jest taka, iż nie trzeba być psycholożką ani mieć w zanadrzu długich przemówień. Wystarczy kilka prostych zdań, które pomagają dziecku nazwać to, co się z nim dzieje, i wrócić do równowagi. Poniżej podaję sześć zdań, które u mnie zrobiły największą różnicę. Nie są to złote formułki na każdy dzień, ale świetnie otwierają drzwi do rozmowy.
Dlaczego „uspokój się” nie działa, a czasem wręcz szkodzi?
Kiedy dziecko jest w silnej emocji, jego ciało jest w trybie alarmu. Ono nie „wybiera” złości, płaczu ani krzyku. Najpierw działa układ nerwowy, dopiero potem przychodzi myślenie. Gdy wtedy rzucam „uspokój się”, dziecko zwykle nie ma narzędzi, żeby to zrobić. Jest jak ktoś, komu w środku sztormu powiedziano by: „przestań się bać fal”. Do tego moje słowa brzmią jak rozkaz, więc emocja dostaje dodatkowy opór. W efekcie robi się głośniej, nie ciszej.
Zamiast tego wolę podejść do emocji jak do sygnału. Złość oznacza potrzebę, strach oznacza potrzebę, płacz oznacza potrzebę. Moim zadaniem jest pomóc dziecku ją zauważyć, a nie ją uciszyć.
6 zdań, które pomagają dziecku opanować emocje
1. „Widzę, iż jest ci trudno.”
To zdanie nie rozwiązuje sytuacji od razu, ale daje dziecku coś bezcennego: poczucie, iż jest widziane. Kiedy mówię spokojnie, choćby jeżeli tak naprawdę mam ochotę wyjść na balkon, dziecko dostaje komunikat: „nie jesteś z tym sam”. Często już po chwili słyszę mniej krzyku, bo dziecko przestaje walczyć o uwagę.
2. „Chodź, pooddychamy razem.”
Nie mówię „weź oddech, uspokój się”, tylko zapraszam do wspólnego działania. Dzieci świetnie regulują się w relacji. Siadam obok, oddycham wolniej, czasem liczę w myślach do czterech przy wdechu i do czterech przy wydechu. Dziecko wchodzi w mój rytm choćby wtedy, kiedy na początku protestuje.
3. „Powiedz mi, co cię tak zezłościło.”
To jest mój ulubiony most między emocją a rozmową. Nie oceniam, nie poprawiam, tylko proszę o historię. Dziecko, opowiadając, zaczyna porządkować chaos w głowie. Nieraz byłam zaskoczona, jak prozaiczna była przyczyna wybuchu. Nie dlatego, iż dziecko przesadzało. Po prostu coś dla niego było ogromne, choć dla mnie wyglądało drobno.
4. „Masz prawo tak się czuć.”
To zdanie bywa trudne, bo w głowie odzywa się dorosły głos: „ale przecież nie ma powodu”. A jednak powód zawsze jest, choćby jeżeli nie taki, jaki ja uznaję za ważny. Dając dziecku prawo do emocji, zdejmuję z niego presję tłumienia ich. Paradoksalnie emocja szybciej opada, gdy nie musi się bronić.
5. „Co mogę zrobić, żeby było ci łatwiej?”
Nie zawsze chodzi o pomoc fizyczną. Czasem dziecko chce przytulenia, czasem chce być chwilę samo, czasem chce, żebym po prostu była obok. Pytanie uczy je także rozpoznawać własne potrzeby. To umiejętność na całe życie, nie tylko na dzisiejszą awanturę o klocki.
6. „Jestem obok, poczekam, aż to przejdzie.”
To zdanie działa szczególnie wtedy, kiedy emocja jest wielka i rozmowa jeszcze nie wchodzi w grę. Nie uciekam, nie grożę, nie moralizuję. Dziecko czuje, iż może „przejść przez falę” w bezpiecznej obecności. Nieraz po minucie albo dwóch przychodzi wtulenie i ciche: „już mi lepiej”.
Jak mówić te zdania, żeby naprawdę wyciszały dziecko?
Wiem, iż w praktyce najtrudniejszy jest ton. Można powiedzieć „masz prawo tak się czuć” tak, iż brzmi jak kpina. Ja pilnuję trzech rzeczy: mówię wolniej niż zwykle, ściszam głos, zamiast go podnosić i staram się stać albo siedzieć na poziomie dziecka. Nie muszę być idealnie spokojna. Wystarczy, iż nie dokładam swoich emocji.
Czasem te zdania nie zadziałają od razu. To normalne, bo dziecko uczy się regulacji jak chodzenia. Raz pójdzie gładko, innym razem się wywróci. Ważne, iż ma obok dorosłego, który zna inną drogę niż „przestań” i „uspokój się”.
Na koniec powiem coś, co sama chciałabym usłyszeć lata temu. Nie chodzi o to, żeby nigdy nie popełniać błędów. Ja je popełniam nadal. Chodzi o to, żeby mieć kilka prostych zdań ratunkowych, które prowadzą do ciszy nie przez zamrożenie emocji, tylko przez ich ukojenie. I wtedy w domu robi się spokojniej na serio, nie tylko na chwilę.
Zobacz też: Ten nawyk rodzica podcina skrzydła bardziej niż docinki kolegów. Robimy to nieświadomie











