Podróż samolotem z dzieckiem – zasady, które ratują nerwy mi i współpasażerom
Uwielbiam podróże, ale wiem, iż lot z dzieckiem to nie beztroski rejs nad chmurami. To zamknięta przez kilka godzin puszka, w której każde zachowanie odbija się echem, a nerwy pasażerów są napięte jak struny.
Dlatego zanim usiądziemy w rzędzie, ustalam z moim dzieckiem jasne reguły. Nie po to, by zabrać mu euforia z podróży, ale po to, byśmy oboje wyszli z niej w miarę lubiani przez resztę pasażerów.
Są zachowania, na które w samolocie ma u mnie absolutnego bana. Oto 5 z nich.
1. Niekończące się kopanie w fotel
Jeśli ktoś chce poczuć, czym jest prawdziwa bezradność, wystarczy, iż usiądzie przed czterolatkiem, który odkrył, iż tylna część fotela to idealny bębenek. Kopnięcia co dwie sekundy to rytm, który potrafi doprowadzić do szału choćby buddyjskiego mnicha.
Dlatego uczę dziecko od początku: nogi są do oparcia na podnóżku, a nie do atakowania pleców nieznajomego.
2. Głośny płacz przy starcie i lądowaniu
Zmiana ciśnienia, zatkane uszy, zmęczenie – to przepis na koncert rozpaczy. Rozumiem, iż to dla dziecka dyskomfort, ale robię wszystko, żeby temu zapobiec: gumy do żucia, picie wody, ulubiona zabawka.
Dla współpasażerów trzy godziny ciągłego płaczu to tortura – a ja chcę, żeby lot był dla wszystkich do zniesienia.
3. Spacerowanie po korytarzu bez końca
Niektóre dzieci traktują samolot jak plac zabaw i wybieg. Chodzą w tę i z powrotem, zaglądają w twarze śpiących pasażerów, pytają: "A co pan je?".
W moim przypadku korytarz nie jest strefą zwiedzania – wstajemy tylko wtedy, kiedy naprawdę musimy, i nie przeszkadzamy innym.
4. Jedzenie jako broń masowego rażenia
Wylany sok, chrupki rozsypane po trzech rzędach, kanapka, która ląduje pod siedzeniem sąsiada – to scenariusz, którego unikam.
Jedzenie w samolocie jest u nas ściśle kontrolowane: małe porcje, zamknięte opakowania i zasada "jemy nad tacką, nie nad czyimś butem".
5. Koncerty w przestworzach
Są dzieci, które w samolocie odkrywają w sobie "gwiazdę estrady". Śpiewają, komentują wszystko na głos, czasem o trzeciej nad ranem, kiedy połowa pasażerów próbuje spać.
Moje dziecko wie, iż scena jest w domu albo w przedszkolu – w samolocie obowiązuje tryb "cicho".
6. Niekończące się pytania
"Kiedy będziemy?", "A dlaczego chmury są białe?", "A co to za guziczek?" – pytania same w sobie są urocze, ale w połączeniu z brakiem snu mogą doprowadzić pasażera obok do szału.
Ustalamy więc zasadę: pytania można zadawać, ale nie w formie niekończącej się mantry co 30 sekund.
Podróż z dzieckiem samolotem nigdy nie będzie idealnie cicha, ale może być kulturalna. Wystarczy kilka prostych zasad i konsekwencja, by wszyscy – my i współpasażerowie – dotarli do celu w spokoju. I o to właśnie chodzi.