Tak bywa…
Nikt nie czekał na Beniamina na tym świecie. Ale się pojawił. Oznajmił swe przyjście głośnym płaczem, domagając się jedzenia, uwagi, opieki. A jego mama? Mama uciekła, słaniając się z wyczerpania, ledwie dwa dni po porodzie. Zniknęła w nieznanym kierunku, nie czując żadnej więzi z maleństwem i nie chcąc brać za nie odpowiedzialności. Ma ledwie dziewiętnaście lat, jedyna bliska osoba babciacha zmarła rok temu. Potem był chłopak, który wiele obiecywał, a porzucił. Wszyscy ją opuścili! Rodzice w dzieciństwie, gdy ich samochód się przewrócił. Ukochana babcia niedawno też ją zostawiła… Ojciec był z domu dziecka, mama miała siostry, ale te od dawna mieszkały we Włoszech ze swoim ojcem, jej dziadkiem, nie utrzymując kontaktu.
Jakaś pokraczna historia, pełna żali, gniewu, sporów… Początkowo jej to nie obchodziło, a potem, gdy babci zrobiło się naprawdę źle i trafiła do szpitala, nie miała głowy do dawnych dziejów.
Tego roku miała skończyć technikum. Koledzy z grupy właśnie piszą dyplomy, a ona… No nic, nic. Jakoś sobie sama poradzi, ale sama! Dziecko to ciężar. Bardzo ciężki! Prawie niemożliwy. A i tak jej jest ciężko, czemu oni tego nie rozumieją? Więc zostawiła swoje niemowlę, może ktoś mu pomoże. Jak niegdyś jej tacie. A oni wciąż przychodzą, coś mówią, ale kim są, po co nie wiadomo. Dajcie mi święty spokój… Jak nabiorę trochę sił, jakoś to będzie…
Beniamin potrzebuje mamy nie później. Potrzebuje jej teraz, w tej właśnie chwili! Przytulić policzek do maminej piersi, napić się jej mleka, poczuć bicie jej serca…
Lecz nie ma matczynego ciepła, więc jest strasznie i samotnie. Płacze, woła mamę. A biorą go ciągle inne ręce, obce dłonie. Karmią mlekiem, ale to nie to mamine, więc maleńki brzuszek wciąż boli i się kurczy. Sen jest niespokojny, w oczekiwaniu… choćby przez sen maleństwo poznałoby głos mamy. Ale głosy są wciąż cudze.
Mały Beniamin umiał czekać. Czekał na jej dotyk, ciepło ciała, smak jej mleka i modlił się pewnie swymi dziecięcymi modlitwami całym sobą, choćby cichym sapniętkiem swego malutkiego noska.
I bóg go usłyszał. Ordynator szpitala, dobra kobieta o życzliwym sercu, nie potępiała młodej matki, ale pogodzić się z losem tego uroczego aniołeczka bez mamy nie umiała.
Wykorzystała wszystkie swoje kontakty, dowiedziała się wszystkiego o mamie Beniamina. Znalazła adres dziadka ze strony mamy, czyli pradziadka Beniamina, w dalekich Włoszech. Skontaktowała się, długo rozmawiali przez wideoczat. Opowiedziała mu o nieszczęśliwej i samotniej młodej wnuczce, której nikt nie pomaga na tym świecie, i o maleńkim chłopczyku, który ledwie zaczął żyć, a już nikomu nie jest potrzebny.
Dziadzio nie mógł już tak daleko jechać, ale przyjechały obie ciocie, siostry mamy. Chora mama Beniamina leżała w domu. Strasznie bolały ją i paliły piersi, mleko niemal nie spływało, dostała gorączki. Długo nie mogła pojąć, co się dzieje, kim są te kobiety i czego chcą. Lekarz z pogotowia zabrał młodą matkę z powrotem do szpitala. Tam pielęgniarki delikatnie, ale stanowczo, mimo jej łez i protestów, odciągnęły resztki mleka, obniżyły temperaturę i przyniosły Beniamina. Chłopczyk uważnie przyglądał się jej swymi oczkami, marszczył nosek i krzywił buzię. Czy rozpoznała syna? Oczywiście, iż tak. Wzięła go na ręce. Znaczyło to, iż już nie puści.
Później wypisano ją ze szpitala. Dwie hałaśliwie rozprawiające ciotki zawiozły ją z synkiem do domu. Tam już jakoś samoczynnie pojawiła się kołyska, komódka napełniła się pieluszkami i malutkimi ubrankami… Ciocie z nią rozmawiały, karmiły ją znajomymi pierogami z serem. Niech sobie nazywają jak chcą, ważne, iż nie jest już sama. Ważne, iż ktoś pyta:
„Jak się czujesz? Jadłaś? Piłaś? Pij więcej herbaty z mlekiem, to poprawi laktację. Może się prześpisz? Całą noc siedziałaś z Beniaminem, nie wyspałaś się…”
Myślicie, iż to opowieść o Beniaminie albo jego mamie, młodej i zagubionej? Nie, nie. To opowieść o ordynator i wszystkich wrażliwych ludziach, którzy nie tylko spełniają zawodowe obowiązki, ale robią odrobinę więcej. I ta „odrobina więcej” więcej ratuje życia, splata losy i daje ludziom szczęście. Tak właśnie ta „odrobina więcej” stała się szczęściem dla małego człowieczka i jego młodej mamy. Gdyby każdy z nas dodawał tę „odrobinę więcej” do swych zawodowych powinności, nie przechodziłby obojętnie wobec cudzej biedy wyobraźcie sobie, o ile lepszy stałby się świat! Zamieszanie w mojej głowie się rozjaśniło. Czasem wystarczy odrobina więcej bezinteresownej dobroci, by przekierować czyjś bieg życia na lepsze tory.