Los ludzkich bywa nieprzewidywalny. W życiu zdarza się wszystko. Ciąg nieszczęść i strat nagle się kończy, a na ich miejsce przychodzi szczęście, o którym choćby się nie śniło. Tak właśnie stało się w przypadku Marii Kowalskiej.
**Rodzinne rozmowy na ławce**
Czasem nie mogła zasnąć, w końcu wiek robił swoje, wówczas wspominała przeszłość i myślała o teraźniejszości. W młodości Maria wyszła za mąż za Mikołaja. Kochali się. A przynajmniej tak sądziła, wiedząc, iż on był jej jedyną miłością. Mikołaj wybudował dom, licząc, iż doczekają się dzieci.
Wspólnie zajmowali się gospodarstwem. Gdy skończyli pracę w polu, siadali na drewnianej ławce i dzielili się marzeniami.
Pomyślałem sobie mówił Mikołaj iż warto byłoby dobudować jeszcze jedną izbę. Dom choć solidny, jest za ciasny. Dzieci przyjdą, nie będzie gdzie się rozejść.
Maria przytulała męża. Dobry był, rozumny.
Często tak siedzieli, ale Mikołaja dręczyła jeszcze jedna myśl, choć był młodym mężczyzną.
Gdyby zdarzyło się tak wyznał iż odejdę pierwszy, pochowaj mnie godnie.
Co ty, Mikołaju? O czym mówisz? Mamy przed sobą życie, jesteś młody! dziwiła się Maria.
W szkole widziałem, jak grzebano samotnego dziadka. Dół wykopali, krzyż z desek postawili, ani tabliczki, ani kwiatka. Zostało mi to w pamięci. Więc jeżeli coś się stanie
Daj spokój uspokajała go Maria, tuląc go mocniej. Jeszcze na to za wcześnie. A gdy przyjdzie czas, wszystko będzie jak należy.
**Cel, który postawiła przed sobą**
Po tej rozmowie Maria zrozumiała, iż trzeba oszczędzać na starość i pogrzeb. Każdy ma swoje zajęcie, które daje siłę do działania. Taką siłą dla Marii stała się jej cel.
Zestarzała się, żyła samotnie, gromadziła pieniądze na własny pochówek. Chciała być pewna, iż spocznie godnie. Myśl ta zagościła w jej głowie na dobre. Pieniądze trzymała w domu, chowała w sekretnym miejscu. Nie miała rodziny ani bliskich. Przez lata uzbierała sporo, cieszyła się, ale wciąż odkładała weszło w nawyk. Nie wiedziała, co przyniesie przyszłość. Nie dał Bóg dzieci, żyła sama.
Los jednak zadecydował inaczej to nie ona pochowała Mikołaja, ale inna kobieta. Mąż ją opuścił. Nie z braku miłości, ale życie bywa nieprzewidywalne. Byli jeszcze młodzi, gdy Mikołaj, pracujący jako kierowca, wyjechał do sąsiedniej wsi pomóc przy żniwach. Tam spotkał swoją pierwszą miłość Wandę.
I tak się stało, iż wylądował w jej łóżku. Dręczyły go wyrzuty sumienia, próbował o tym zapomnieć, ale Pewnego dnia znów wysłano go do tej wsi. Ujrzał Wandę trzymającą za rękę trzyletniego chłopca swojego żywego obrazu.
Wanda, to mój syn, prawda? nie pytał, ale stwierdził.
Tak, Mikołaju. To Staś.
Przytulił chłopca, a wtedy zrozumiał to jego krew.
**Cios, który przyjęła z godnością**
Pewnego dnia Maria stała w podwórku, gdy podjechał mąż ciężarówką. Weszli przez furtkę Mikołaj, trzymając syna za rękę. Od razu poznała to jego dziecko, tak bardzo podobne.
Wybacz, Marysiu. Nie sądziłem, iż tak się potoczy rzekł stojąc przed nią z chłopcem. Mam syna, Stasia. Pamiętasz, gdy jeździłem do sąsiedniej wsi? Tam jadłem u Wandy, spotykaliśmy się przed wojskiem Wybacz.
Patrzyła na Stasia i uśmiechała się przez łzy. Była dobra, cieszyła się, iż mąż ma syna, skoro ona nie mogła mu go dać.
Dobrze, iż choć inna dała mu dziecko myślała. Niech chociaż zazna ojcostwa.
Długo rozmawiali. W końcu Maria podjęła decyzję.
Dziecku potrzebny jest ojciec. Widocznie tak miało być. A ja się cieszę, iż masz syna. Wiesz co, Mikołaju? Odejdź ode mnie. Żyj z nim. Rozumiem, iż twoje serce będzie tam. A ja sobie jakoś poradzę.
Odszedł. ale nie zapomniał o Marii. Odwiedzał ją czasem sam, czasem ze Stasiem. Ona zaś radośnie nakrywała stół, piekła pierogi. Mikołaj pomagał w gospodarstwie zawsze potrzebne są męskie ręce. Staś dorastał, stając się kopią ojca, także pomagał Marii, okazując jej szacunek.
Dziękuję ci, Marysiu mówił Mikołaj. Dziękuję, iż zrozumiałaś i potraktowałaś nas po ludzku.
**Smutna wiadomość**
Staś był już prawie dorosły, kończył szkołę, gdy pewnego dnia do drzwi Marii zapukała kobieta w czarnym chuścinie, zalewając się łzami.
Mikołaja nie ma. Odszedł. Pochowaliśmy go.
Siedziały długo, Maria pocieszała Wandę, choć sama ledwo trzymała się na nogach.
Wando, pokaż mi jego grób. Odwiedzę go.
Często potem przychodziła na cmentarz. Rozmawiała z nim, dzieliła się myślami.
Widzisz, Mikołaju, jak chciałeś pochowali cię godnie. Twój syn się postarał. Pomnik piękny, świeże kwiaty zawsze. Nie martw się, nie trzymam urazy. Tylko strasznie samotnie.
Minęło wiele lat. Śnił jej się czasem, ale nigdy nie mówił, tylko uśmiechał się i znikał. Tego dnia też poszła na cmentarz. Lekki mróz szczypał w policzki zbliżała się zima. Pamiętała, iż Mikołaj lubił przemrożone jarzębiny. Zerwała kilka gałązek i ruszyła ku grobowi.
**Nieszczęście i ból Stasia**
Z daleka dostrzegła wysokiego mężczyznę przy nagrobku. Gdy podeszła bliżej, rozpoznała Stasia siwiejącego już, ze smutkiem w głosie. Stał z pochyloną głową, rozmawiając z ojcem. Nie usłyszał, jak się zbliżyła.
Tato, poradź, co mam robić usłyszała jego drżący głos. Mój Michał jest ciężko chory. Lekarstwa są drogie, nie mamy tyle pieniędzy. Dom zastawiliśmy, sprzedaliśmy złoto i auto, ale wciąż za mało. A jemu coraz gorzej.
Nie wytrzymała, lekko zakaszlała. Staś odwrócił się, wpatrując się w nią.
Stasiu, to ja, ciocia Marysia. Pamiętasz? Dawno się nie widzieliśmy.
Ciociu! Jakże nie pamiętać? CzęstStaś objął ją mocno, a w jego oczach błysnęła nadzieja, gdy zrozumiał, iż los w końcu zsyła ich rodzinie ratunek.