Alicja w Krainie Czarów: Przygody małej Alenki

newskey24.com 10 godzin temu

Jadwiga, staruszka o bladych, wyżłobionych zmarszczkach, wycierała łzy spływające po kościopochyłych policzkach. Co jakiś czas machała rękoma i wymawiała niejasne mamrotania, jakby była niemowlęciem w języku. Mężczyźni, patrząc na nią, drapali się po karku, a otaczające ją kobiety usiłowały pojąć starą.

Od świtu, rozedrążona żalem, Jadwiga biegła po wiosce, stukając w okna i płacząc. Od dziecka była niema i zdawała się nie pochodzić z tego świata. Mieszkańcy trzymali się od niej z daleka, choć nie wyrządzali jej krzywdy. Nie rozumiejąc przyczyny, wezwali Fryderyka pijaka i huligana, jedynego, który znał dom staruszki i często pomagał przy pracach domowych w zamian za obiad i butelkę wódki.

W końcu przybył, wciąż wciąż nie do końca trzeźwy, przeciskając się przez tłum otaczający Jadwigę. Starucha rzuciła się na niego, jęcząc i szlochając, machając rękami, jakby tylko on mógł ją pojąć. Gdy skończyła, Fryderyk zbladł niczym burzowa chmura. Zsunął kapelusz i spojrzał na czekających mieszkańców.

No, mówcie! rozległo się z tłumu.

Zaginęła Jadzia! oznajmił, mówiąc o siedmioletniej wnuczce Jadwigi.

Jak zniknęła? Kiedy? wykrzyknęły kobiety.

Mówi się, iż matka ją w nocy porwała! wyszeptał przerażony mężczyzna.

W tłumie rozbrzmiał szmer. Kobiety splecione ręce, mężczyźni nerwowo zapalili papierosy.

Czyż umierałyby umarłe, by kraść dzieci? nie wierząc w usłyszane, rzecze jeden z mieszkańców.

Wszyscy w wiosce pamiętali, iż trzy miesiące temu matka dziewczynki, Gosia, utopiła się w bagnie. Tak jak Jadwiga, od urodzenia była niema. Wybrała się z kobietami po jagody, a w bagnie spotkała ją tragedia. Nie wiadomo, jak to się stało; zagubiła się, wpadła w głęboki błoto i nie mogła zawołać pomocy, jedynie wymamrotała. Nikt nie usłyszał jej jęku. Jadzia została sierotą, ciężkim ciężarem dla Jadwigi. Ojca nie było, a matka nie mówiła, skąd wzięła się córka, zabierając tajemnicę do grobu. Plotkowano, iż ojcem mógł być Jacek, młody kawaler, który dobrze znał dom. On jednak zaprzeczał, twierdząc, iż nic nie wie.

Jadwiga znowu rozpłakała się gorzko i machała rękami.

Co ona tak naprawdę mówi? szeptały interesujące kobiety. Co? Fryderyku?

Opowiada o tym, jak co noc przychodził duch matki do domu. Jadwiga paliła świece, wieszała krzyże nad drzwiami i oknami, by odgonić nieczyste moce. Gosia nie dawała spokoju, przysłuchując się, zaglądając w okna i wzywając swoją córkę. Tego wieczoru stało się to przy oknie: w świetle księżyca zjawiła się bladą, bez życia twarz, a wargami szeptała, przyciągając Jadzię. Staruszka odrzucała ciekawską dziewczynkę, ale gdy odwróciła się, duch przeciągnął zasłonę i w ciemności, jakby zaśniadając, porwał Jadzię. Musimy ją szukać! dodał Fryderyk, ocierając pot ze czoła.

Mężczyźni zgrzynęli zębami i rozeszli się po podwórzach, jedni z bronią, drudzy z psami. Fryderyk, nie śmiąc się wyleczyć kaca, wybrał się w pośpiechu w drogę.

Wkrótce grupy podzieliły się na patrole. Najpierw przeszukali podwórka, potem cmentarz, ale bez skutku. Pozostało już tylko wejść do lasu, a potem w przeklęte bagna, gdzie spoczywała Gosia. Po krótkiej przerwie ruszyli w drogę.

Na skraju lasu natknęli się na ślady bosych dziecięcych stópek. Psy wydały wycie i rzuciły się w głąb leśnej gęstiny. Biegały tam i z powrotem, męcząc swoich panów, jakby ktoś je zwodził, celowo wiodąc na manowce.

Pierwsze zmierzchy opadały na szczyty drzew, gdy polowanie psy, ciężko dysząc i jęcząc, słabną i padały. Zginęli też ich właściciele. Młodsi i wytrwalsi kontynuowali poszukiwania bagna. Każda minuta topiła nadzieję.

Fryderyk stąpał ostrożnie, bojąc się wpaść w bagno, i tak zaintrygowany, iż zgubił się od towarzyszy. Jednak znał tamten teren, więc ruszył przed siebie.

Gdzie jesteś, Jadzio? chrapnąc, wpatrywał się w mokradła.

W setkach metrów od niego rozległ się skrzypiący krzyk. Czarny wron, wielki jak kruk, usiadł na gałęzi sosny, przymrużając oczy i wpatrując się w wędrowca.

Kró! Kró! wydał złowieszczy krzyk.

Serce mężczyzny zadrżało. Przebijający krzyk wrona przyciągnął jego uwagę. Pośpieszył się ku sosnowemu pniowi.

Na miękkim mchu, przy korzeniach drzewa, skulona w kulkę leżała dziewczynka.

Jadzia! szepnął, by nie przestraszyć dziecko.

Dziewczynka otworzyła oczy i przyjrzała się mu uważnie.

Żywa! wykrzyknął z ulgą.

Zsunął koszulę i okrył ją kocem.

Jak tu trafiłaś? zapytał, nie spodziewając się odpowiedzi.

Zarazem niema, jak matka i babcia, odpowiedziała niespodziewanie:

Z mamą przyszłam.

Fryderyk zadrżał, nie wierząc własnym uszom.

Cuda! podniósł Jadzię na ręce i pobiegł z bagna.

Dziecko, powiedz coś jeszcze!

Mama zamieniła się w żonę bagnoczarownicy i chciała mnie wciągnąć do swego nowego domu, ale nie pozwolił mi dziad. wyznała.

Kto nie pozwolił? zapytał, nie rozumiejąc.

Dziadek. Stary, ale silny i mądry. My, ludzie, nazywamy go Leszykiem. Zbeształ mamę: Nie wolno niszczyć własnego dziecka! Nie ma dla mnie miejsca w bagno. Będę żyła, przyniosę pożytek, nie tylko ludziom, ale i lesowi i samemu właścicielowi. Potem zefrunął wiatr i delikatny strumyk dotknął moich ust, a słowa płynęły jak strużka. Dziadek opowiedział mi wszystko i teraz wiem wszystko!

Co więc wiesz? dopytał Fryderyk.

Na przykład, iż drzewa umieją rozmawiać, a zioła szeptać. A ty jesteś moim tatą, kochany! wykrzyknęła nagle.

Mężczyzna zatrzymał się, położył Jadzię na ziemię i uklęknął, patrząc na jej piegi.

To ci też Leszyk powiedział?

Tak! skinęła głową i objęła szyję Fryderyka delikatnym uściskiem.

On niepewnie przytulił dziewczynkę.

Czy to naprawdę moja? zadyszał, pełen wzburzenia.

Z Gosia miał doświadczenia tylko jedną noc. Po tej nocy dziewczynka zamykała oczy, ukrywając je, jakby nic nie było. On próbował ją przyciągnąć, a ona odpychała, aż w końcu zniknęła, wyjeżdżając do ciotki w sąsiedniej wiosce, wracając nie samodzielnie, ale z dzieckiem.

Nie bez powodu ludzie drążyli języki. To dziewczyna jest jak ja! uświadomił sobie Fryderyk.

Jadzia cofnęła się o krok, wyciągnęła rękę i otworzyła pięść. Na jej dłoni spoczywała czerwona jagoda.

Zjedz! rzekła. Leszyk tak kazał!

Fryderyk posłuchał, a potem zmarszczył brwi.

Kwaśna zauważył.

Od tej chwili nie będziesz pił! oznajmiła, prowadząc ojca w stronę domu.

Fryderyk uśmiechnął się pod nosem. Czy naprawdę mógłby się powstrzymać od goryczy? Nie uwierzył w słowa dziewczynki, ale nie było to daremne.

Rzeczywiście, przestał pić, wziął się w garść, przyjął córkę, wyżywił i wychował ją. A ona spełniła proroctwo. Stała się zielarką, pomagała ludziom i zwierzętom, leczyła wszelkie choroby i nigdy nie odmawiała pomocy. Często wędrowała po lesie i bagnach w poszukiwaniu leczniczych ziół i jagód, zawsze wracając cała i zdrowa, jakby w jej rejonach czuwał opiekun, stróż, który chronił ją przed niebezpieczeństwem.

Idź do oryginalnego materiału