All inclusive to walka o przetrwanie. Porzućcie nadzieję, wy, którzy na nie wyjeżdżacie

mamadu.pl 4 miesięcy temu
Zdjęcie: Wakacje all inclusive są tylko dla wytrwałych. fot. Michal Wozniak/East News


Polski podróżnik. A kto to taki? Ten, kto plackiem leży na leżaku przy hotelowym basenie na urlopie all inclusive? A może turysta, który z plecakiem zdobywa kolejny szczyt? Ktoś, kto podróżuje na własną rękę? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Ale jedno jest pewne, nic nie budzi tylu kontrowersji, co wakacje all inclusive. Jedni czekają na nie cały rok, inni uważają je za najgorszą ostateczność i mówią wprost: "To pole bitwy, pot, krew i łzy".


Wyniki Ogólnopolskiego Badania Podróżników, które zostało przeprowadzone w 2023 roku, nie pozostawiają wątpliwości. Tylko 5 proc. Polaków preferuje wyjazdy all inclusive. Czy mnie to dziwi? Niekoniecznie. Czy rozumiem? Jak najbardziej! Zatem gdzie wybiera się najwięcej z nas? 36 proc. respondentów preferuje aktywny wyjazd na łono natury. Jednak niezależnie od tego, gdzie spędzamy wakacje, chętnie o nich opowiadamy. Jedni przedstawiają je w samych superlatywach, drudzy mówią prawdę. Czasami brutalną.

Co to nie ja


Przechwalanie się to nasz sport narodowy. Uwielbiamy opowiadać o tym, gdzie byliśmy i co robiliśmy. Czego to my nie widzieliśmy, jakich smakołyków nie jedliśmy. Media społecznościowe już zaczęła zalewać fala zdjęć z zagranicznych wakacji. Poza w prawo, poza w lewo. Na leżaku, pod palemką i w restauracji. Do wyboru do koloru. Ważne, by inni zazdrościli.

Są tacy, którzy wakacje all inclusive uważają za największą świętość. Jednak chyba coraz więcej z nas nie preferuje takiej formy wyjazdu. Większość moich znajomych należy właśnie do tej drugiej grupy, a ja stoję na czele. Mówimy o tym głośno, by przestrzec innych. By pokazać, ja all inclusive wygląda naprawdę. A wierzcie mi, kolorowo nie jest.

Walczymy o przetrwanie


Pycha to jeden z głównych grzechów popełnianych przez Polaków wyjeżdżających na wakacje all inclusive. Płacimy kilka lub kilkanaście tysięcy złotych i wymagamy. Myślimy, iż wszystko się nam należy. Że powinni koło nas skakać, wdzięczyć się i uśmiechać. Przez ten tydzień lub dwa chcemy żyć "po pańsku".

Jednak kiedy marzenia spotykają się z rzeczywistością, okazuje się, iż nie jest tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Bo all inclusive w Turcji, Grecji czy Bułgarii to nie są wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu w Ameryce. All inclusive to walka o przetrwanie.

– Całe to all inclusive to dla mnie jedna wielka pomyłka. To męczarnia, wyścigi i przepychanki. Nic więcej, serio. Kto pierwszy, ten lepszy. Byłam raz i nigdy więcej. Ludzie się rzucali na żarcie, jakby od miesiąca się głodzili z myślą o szwedzkim stole. Ja też lubię dobrze zjeść, ale ludzie kochani, wszyscy zapłaciliśmy tyle samo, nie zabraknie jedzenia, spokojnie. W ostatnie dni to wolałam choćby wypić kawę i pójść na chwilę na plażę, a śniadanie jedliśmy na ostatni moment, bo wtedy przynajmniej nie było już tych tłumów rzucających się na wszystko jak wygłodniałe stado wilków – mówi mi Magda, a ja dokładnie wiem, co ma na myśli.

– Czy lubię all inclusive? Nie znoszę! Walki o hotelowe leżaki doprowadzały mnie do łez. Wszyscy zrywali się już o świcie, by zająć jak najlepsze miejsce. Czułam się jak na wyścigach konnych – dodaje Ewelina.

Filmik opublikowany w mediach społecznościowych przez ekspertkę od podróży Anitę Tarnowksą-Kowal pokazuje, jak wyglądają te cudowne wakacje, tak z delikatnym przymrużeniem oka. "Z każdymi wakacjami przychodzi ta sama historia: o 7 rano wszyscy lecą zarezerwować leżaki przy basenie ręcznikiem, a potem przez pół dnia leżą tam same ręczniki, a ludzi brak!" – czytamy na jej profilu.



Znów sobie obiecuję: nigdy więcej


Na wakacjach all inclusive byłam trzy razy w życiu, jeździłam tam głównie ze względu na dzieci. Baseny, zjeżdżalnie i animacje były największą zachętą. Jednak za każdym razem już po kilku dniach pobytu w hotelu żałowałam podjętej decyzji. Myślałam, iż za rok będzie lepiej, byłam w błędzie – opowiadam koleżance, a ona dzieli się ze mną swoimi spostrzeżeniami.

– Najbardziej załamują mnie ludzie. Już w busiku rozwożącym nas do hoteli słyszałam stękania, iż ktoś musiał usiąść z tyłu, więc wejdzie do hotelu jako ostatni. Jakby to miało jakieś znaczenie. Kilka razy byłam świadkiem, jak ktoś się kłócił z rezydentami na temat pokoju. Bo widok nie taki, bo pościel zbyt wykrochmalona, bo klima za mocno chłodzi, a nie ma do niej pilota i trzeba z łóżka wstać – mówi z rozczarowaniem w głosie.

– Najgorzej jest podczas śniadania. Jeden pcha się na drugiego, wciska do kolejki, rozpycha łokciami. Ludzie nakładają całe talerze jedzenia, a potem i tak tego nie zjadają. Zachowują się za przeproszeniem jak bydło. A gdzie dobre wychowanie, zasady savoir-vivre? Jakby nagle wszyscy o nich zapomnieli – opowiada mi Kamila.

– To, co dzieje się wieczorem przy barze, to dopiero koszmar. Każdy chce drinka i to w tym samym czasie. Jeden wpycha się przed drugiego. Faceci okupują kolejki, kobiety biegną niczym gazele i zajmują stoliki. Kładą nogi na sąsiednim krześle, by nikt przypadkiem nie zajął. Jak w cyrku – żali się Karolina.

Synku, uważaj


Ubiegłoroczne wakacje były taką "wisienką na torcie", przesądziły o wszystkim. Taka sytuacja: syn stał w kolejce po gofry, byłam tuż obok, przy stoisku z nabiałem. Zmierzam w jego kierunku i słyszę: "Uciekaj z tej kolejki, ja tutaj stałem". Patrzę, słucham i oczom i uszom nie wierzę. I to Polak do Polaka, rodak do rodaka tak powiedział. W dodatku do dziecka, i to mojego.

Mężczyzna, na moje oko około 50-letni, wygania mojego syna z kolejki i wpycha się w jego miejsce. Bo nie chciało mu się stanąć na końcu, bo zauważył, iż chłopiec jest sam. Pomyślał, iż wszystko mu wolno. Był w błędzie. Zainterweniowałam, zaraz podszedł mój mąż. Dyskusja nie była przyjemna, bo tamten facet nie poczuwał się do winy.

Co to za wakacje, na których nie można w spokoju zjeść posiłku? Na których trzeba przepychać się łokciami i zrywać skoro świt, by zająć leżak? Co to za wypoczynek, na którym trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte? Toż to istna męczarnia!

All inclusive to wakacje dla ludzi o mocnych nerwach albo miłośników meliski. Słabi nie przetrwają. Chcesz, to jeździj, ale mnie nie zachęcaj. A, i nie wmawiaj mi, iż all inclusive to najlepsza forma odpoczynku. Nigdy w to nie uwierzę!

Idź do oryginalnego materiału