Wyniki Ogólnopolskiego Badania Podróżników, które zostało przeprowadzone w 2023 roku, nie pozostawiają wątpliwości. Tylko 5 proc. Polaków preferuje wyjazdy all inclusive. Czy mnie to dziwi? Niekoniecznie. Czy rozumiem? Jak najbardziej! Zatem gdzie wybiera się najwięcej z nas? 36 proc. respondentów preferuje aktywny wyjazd na łono natury. Jednak niezależnie od tego, gdzie spędzamy wakacje, chętnie o nich opowiadamy. Jedni przedstawiają je w samych superlatywach, drudzy mówią prawdę. Czasami brutalną.
Co to nie ja
Przechwalanie się to nasz sport narodowy. Uwielbiamy opowiadać o tym, gdzie byliśmy i co robiliśmy. Czego to my nie widzieliśmy, jakich smakołyków nie jedliśmy. Media społecznościowe już zaczęła zalewać fala zdjęć z zagranicznych wakacji. Poza w prawo, poza w lewo. Na leżaku, pod palemką i w restauracji. Do wyboru do koloru. Ważne, by inni zazdrościli.
Są tacy, którzy wakacje all inclusive uważają za największą świętość. Jednak chyba coraz więcej z nas nie preferuje takiej formy wyjazdu. Większość moich znajomych należy właśnie do tej drugiej grupy, a ja stoję na czele. Mówimy o tym głośno, by przestrzec innych. By pokazać, ja all inclusive wygląda naprawdę. A wierzcie mi, kolorowo nie jest.
Walczymy o przetrwanie
Pycha to jeden z głównych grzechów popełnianych przez Polaków wyjeżdżających na wakacje all inclusive. Płacimy kilka lub kilkanaście tysięcy złotych i wymagamy. Myślimy, iż wszystko się nam należy. Że powinni koło nas skakać, wdzięczyć się i uśmiechać. Przez ten tydzień lub dwa chcemy żyć "po pańsku".
Jednak kiedy marzenia spotykają się z rzeczywistością, okazuje się, iż nie jest tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Bo all inclusive w Turcji, Grecji czy Bułgarii to nie są wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu w Ameryce. All inclusive to walka o przetrwanie.
– Całe to all inclusive to dla mnie jedna wielka pomyłka. To męczarnia, wyścigi i przepychanki. Nic więcej, serio. Kto pierwszy, ten lepszy. Byłam raz i nigdy więcej. Ludzie się rzucali na żarcie, jakby od miesiąca się głodzili z myślą o szwedzkim stole. Ja też lubię dobrze zjeść, ale ludzie kochani, wszyscy zapłaciliśmy tyle samo, nie zabraknie jedzenia, spokojnie. W ostatnie dni to wolałam choćby wypić kawę i pójść na chwilę na plażę, a śniadanie jedliśmy na ostatni moment, bo wtedy przynajmniej nie było już tych tłumów rzucających się na wszystko jak wygłodniałe stado wilków – mówi mi Magda, a ja dokładnie wiem, co ma na myśli.
– Czy lubię all inclusive? Nie znoszę! Walki o hotelowe leżaki doprowadzały mnie do łez. Wszyscy zrywali się już o świcie, by zająć jak najlepsze miejsce. Czułam się jak na wyścigach konnych – dodaje Ewelina.
Filmik opublikowany w mediach społecznościowych przez ekspertkę od podróży Anitę Tarnowksą-Kowal pokazuje, jak wyglądają te cudowne wakacje, tak z delikatnym przymrużeniem oka. "Z każdymi wakacjami przychodzi ta sama historia: o 7 rano wszyscy lecą zarezerwować leżaki przy basenie ręcznikiem, a potem przez pół dnia leżą tam same ręczniki, a ludzi brak!" – czytamy na jej profilu.
Znów sobie obiecuję: nigdy więcej
Na wakacjach all inclusive byłam trzy razy w życiu, jeździłam tam głównie ze względu na dzieci. Baseny, zjeżdżalnie i animacje były największą zachętą. Jednak za każdym razem już po kilku dniach pobytu w hotelu żałowałam podjętej decyzji. Myślałam, iż za rok będzie lepiej, byłam w błędzie – opowiadam koleżance, a ona dzieli się ze mną swoimi spostrzeżeniami.
– Najbardziej załamują mnie ludzie. Już w busiku rozwożącym nas do hoteli słyszałam stękania, iż ktoś musiał usiąść z tyłu, więc wejdzie do hotelu jako ostatni. Jakby to miało jakieś znaczenie. Kilka razy byłam świadkiem, jak ktoś się kłócił z rezydentami na temat pokoju. Bo widok nie taki, bo pościel zbyt wykrochmalona, bo klima za mocno chłodzi, a nie ma do niej pilota i trzeba z łóżka wstać – mówi z rozczarowaniem w głosie.
– Najgorzej jest podczas śniadania. Jeden pcha się na drugiego, wciska do kolejki, rozpycha łokciami. Ludzie nakładają całe talerze jedzenia, a potem i tak tego nie zjadają. Zachowują się za przeproszeniem jak bydło. A gdzie dobre wychowanie, zasady savoir-vivre? Jakby nagle wszyscy o nich zapomnieli – opowiada mi Kamila.
– To, co dzieje się wieczorem przy barze, to dopiero koszmar. Każdy chce drinka i to w tym samym czasie. Jeden wpycha się przed drugiego. Faceci okupują kolejki, kobiety biegną niczym gazele i zajmują stoliki. Kładą nogi na sąsiednim krześle, by nikt przypadkiem nie zajął. Jak w cyrku – żali się Karolina.
Synku, uważaj
Ubiegłoroczne wakacje były taką "wisienką na torcie", przesądziły o wszystkim. Taka sytuacja: syn stał w kolejce po gofry, byłam tuż obok, przy stoisku z nabiałem. Zmierzam w jego kierunku i słyszę: "Uciekaj z tej kolejki, ja tutaj stałem". Patrzę, słucham i oczom i uszom nie wierzę. I to Polak do Polaka, rodak do rodaka tak powiedział. W dodatku do dziecka, i to mojego.
Mężczyzna, na moje oko około 50-letni, wygania mojego syna z kolejki i wpycha się w jego miejsce. Bo nie chciało mu się stanąć na końcu, bo zauważył, iż chłopiec jest sam. Pomyślał, iż wszystko mu wolno. Był w błędzie. Zainterweniowałam, zaraz podszedł mój mąż. Dyskusja nie była przyjemna, bo tamten facet nie poczuwał się do winy.
Co to za wakacje, na których nie można w spokoju zjeść posiłku? Na których trzeba przepychać się łokciami i zrywać skoro świt, by zająć leżak? Co to za wypoczynek, na którym trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte? Toż to istna męczarnia!
All inclusive to wakacje dla ludzi o mocnych nerwach albo miłośników meliski. Słabi nie przetrwają. Chcesz, to jeździj, ale mnie nie zachęcaj. A, i nie wmawiaj mi, iż all inclusive to najlepsza forma odpoczynku. Nigdy w to nie uwierzę!