Ani jedna babcia nie może odebrać dziecka z przedszkola. Muszę płacić ogromne sumy za opiekę.

polregion.pl 18 godzin temu

Słuchaj, muszę Ci to wyrzucić, bo już nie wytrzymuję. Ani jedna z babć nie może odebrać naszego malucha z przedszkola, a ja płacę za opiekę fortunę.

Wkurzyłam się do granic możliwości, bo dziś znowu pokłóciłam się z mamą i nie mam ochoty choćby dzwonić do teściowej.

Mamy szczęście, iż są dwie babcie moja i teściowa ale szczęście to chyba za mocne słowo. One nie są adekwatnie babciami, bo mieszkają w odległości ok. stu metrów od przedszkola w Warszawie i obie sztywno odmawiają, żeby je odebrały. Sam bym to zrobiła, ale mój dzień pracy kończy się dopiero o 18:00, więc nie zdążę go zdążyć. Marek też nie zawsze może, bo pracuje na zmiany w fabryce w Pruszkowie. Dlatego musimy zatrudnić opiekunkę, a to dodatkowy wydatek, który mocno obciąża nasz domowy budżet, mimo iż babcie są blisko.

Moja mama, Jadwiga, skończy pracę o 16:00 i codziennie przechodzi obok przedszkola, ale jej prywatne życie jest teraz najważniejsze. Po rozwodzie z ojczymem chce żyć po swojemu, relaksować się po pracy, robić maseczki, żeby wyglądała młodziej. Weekendy spędza na kinie, wystawach, spotkaniach z przyjaciółmi. Syn przychodzi jej rzadko i tylko w weekendy, bo twierdzi, iż wnuk zakłóca jej codzienną rutynę biega po mieszkaniu i przeszkadza w medytacji. Jadwiga chętnie doradza mi w wychowaniu, ale jednocześnie stanowczo odmawia jakiejkolwiek pomocy przy dziecku.

Teraz teściowa, Helena, to już inna bajka. Nigdy nie pracowała, zawsze zajmowała się domem. Ma czworo dzieci, różnica wieku między nimi to mniej niż trzy lata, a Marek jest jej najstarszym synem. Wydawałoby się, iż jest idealnym wsparciem, ale nie. Mówi, iż ma już dość własnych obowiązków: gotowanie, sprzątanie, pranie, wyżywienie rodziny i sprzątanie po wszystkich. Nie ma więc czasu ani ochoty na wnuka, choć jej młodsi synowie 18lat i 21lat są już zupełnie samodzielni.

Pamiętam, jak Helena raz zabrała mojego Kacpra i była po prostu wściekła. Rzekła, iż nie ma czasu nic zrobić, bo przyjechali zmęczeni i głodni po pracy. Potem powiedziała mi, iż to ja powinnam się tym zajmować, bo nie ona, i iż nie możemy liczyć na jej pomoc.

Koszty opieki nad Kacprem znacznie obciążają nasz domowy budżet. Denerwuje mnie hipokryzja babć, które co roku przy świętach spotykają się z wnukiem, rozmawiają o miłości i wymieniają się prezentami, a tak naprawdę nie pomagają. Nie potrzebujemy ich podarunków, potrzebujemy konkretnej pomocy.

Dziś musiałam dzwonić do mamusi i błagać, żeby po prostu odebrała Kacpra z przedszkola, bo nie stać nas na kolejne godziny babysittera. Nie możemy liczyć na rodziców ani pod względem pieniędzy, ani realnej pomocy. Teściowa nie chce finansowo wspierać, bo twierdzi, iż cała wypłata idzie na jedzenie, skoro jej mężowie jedzą na mieście.

Nie mam pojęcia, jak wyciągniemy się z tej sytuacji. Całe nasze wynagrodzenie znika na jedzenie, ubrania i codzienne wydatki, a do tego musimy płacić opiekunkę. Jak mam przekonać nasze babcie, żeby naprawdę nam pomogły?

Idź do oryginalnego materiału