Mam dwóch synów i córkę. Zawsze dbałam o nich jak o najcenniejsze skarby i pragnęłam dla nich jak najlepiej. Starszy syn, Piotr, już dawno się ożenił – ma cudowną żonę, Olę, i dwójkę dzieci. A Stefan długo nie mógł znaleźć sobie dziewczyny, która by mu pasowała. Dla niego miałam idealną kandydatkę – młodszą siostrę Oli, Natalię.
Dziewczyna jak złoto: piękna, mądra, lekarz z zawodu, no i było widać, iż mój Stefan jej się podoba. A i teściowie – bogaci ludzie, z którymi nasza rodzina dobrze żyje. Stefanowi też by się powiodło. Ale on uparł się i ożenił się z rozwódką z dzieckiem.
Byłam przeciwna, ale nikt mnie o zdanie nie pytał. Nie miałam wyjścia – musiałam zaakceptować jego wybór, żeby nie stracić syna. Ale finansowo im nie pomagamy – niech sami sobie radzą. Mieszkają w wynajmowanym mieszkaniu, niedaleko od nas.
Niedawno jego żona urodziła nam wnuka i teraz siedzi w domu na urlopie macierzyńskim. W weekendy proszą, żebym zajęła się dwójką dzieci, bo chcą odpocząć i pobyć we dwoje.
Z wnukiem? Oczywiście, zawsze chętnie. Ale cudze dziecko mnie nie interesuje. Synowa od razu wyczuła, iż nie zamierzam niańczyć jej córki, więc zaczęła stawiać warunki: albo biorę oboje dzieci, albo nie pozwoli mi widywać się choćby z wnukiem. Ale ja nie lubię szantażu. Mam już pięcioro wnucząt – cudze dziecko nie jest mi potrzebne.
Synowa zaczęła buntować przeciwko mnie moją drugą synową – żonę Piotra. Chciała, żeby obie przestały mi dawać wnuki do opieki, licząc na to, iż zatęsknię i ulegnę. Ale Ola odmówiła i wszystko mi opowiedziała. Ja jednak nie zrobiłam z tego afery. Synowa to dorosła kobieta – powinna wiedzieć, co wypada, a co nie.
Zwróciła się też do mojej córki z prośbą, żeby wpłynęła na mnie lub sama została niedzielną nianią. Moja córka chętnie zajmie się swoim bratankiem, ale tylko od czasu do czasu – sama ma dwoje dzieci. Obcego dziecka nie chce wprowadzać do swojego domu, do swojej rodziny. I trudno się jej dziwić.
W sobotę synowa przyszła z dziećmi i urządziła mi przedstawienie – próbowała mnie wzruszyć. Mówiła, iż dzieci są rodzeństwem i nie można ich rozdzielać. Ale ja już decyzję podjęłam.
To twoje dziecko – to i się nim zajmuj. To nie moja wina, iż dziewczynka nie ma ojca ani dziadków z drugiej strony. Rodzice synowej też nie chcą mieć z tą dziewczynką nic wspólnego. Ostrzegali ją kiedyś, iż dziecka spoza małżeństwa nie zaakceptują. Więc kto jest winien? Sama dokonała wyboru, to niech teraz ponosi jego konsekwencje.
Poradziłam jej, żeby nie zrzucała swoich problemów na innych ludzi. jeżeli jej ciężko – niech idzie do psychologa. Powiedziałam też: „Może jednak sama jesteś sobie winna?”. Obraziła się i wygarnęła mi różne przykre rzeczy.
Nie obchodzą mnie jej obrazy. Ale szkoda mi wnuka i syna. Uprzedzałam Stefana. Teraz czekam, aż jego żonie przejdzie duma i zrozumie swoje miejsce. Ja nie potrzebuję cudzych dzieci – mam wystarczająco swoich. Jak jej to wszystko wytłumaczyć?