Bezwstydna teściowa
– Musisz oddać te pieniądze mojej mamie – wrzeszczał Marek – ona nie jest ci obcą osobą! To twoja teściowa, druga matka! A ty na co je chcesz wydać? Na swoją młodość? Nie wybaczę ci, jeżeli coś się stanie mamie!
Mając 29 lat, Marek był już trzykrotnie żonaty. Żadne z małżeństw nie przyniosło mu szczęścia. Żony, delikatnie mówiąc, były okropne – wszystkie trzy śmiały okazywać brak szacunku jego matce, Halinie Stanisławównie.
Z pierwszą żoną, Kasią, poznał się jeszcze na studiach. Dziewczyna początkowo zrobiła na nim dobre wrażenie. Po miesiącu randkowania oświadczył się. Halina Stanisławówna, przeprowadziwszy mały test kandydatce, zaakceptowała wybór:
– Gotuje dobrze, naczynia myje porządnie, ze wszystkich stron. Synku, koniecznie uprzedź Kasię, iż po ślubie musi znaleźć pracę. Wielu teraz łączy studia z pracą. Nie chcę, żeby twoja żona wisiała ci u szyi!
Marek postanowił nie mówić Kasi nic przed ślubem. Poważną rozmowę odbyli już po ceremonii:
– Kasia, musisz zacząć pracować – oznajmił stanowczo.
– Jak mam pracować, skoro jestem na dziennych?
– Nie wiem, znajdź coś wieczorem. Ja przecież pracuję.
– Nie planowałam pracy – zmieszała się dziewczyna – a jeżeli niedługo urodzi się dziecko? Co wtedy?
– To nie problem – zapewnił Marek – posiedzisz trochę na macierzyńskim, potem wrócisz do obowiązków. A mamusia zajmie się wnukiem!
Kasia już wtedy pomyślała, iż popełniła błąd, przyjmując oświadczyny. Małżeństwo rozpadło się po czterech miesiącach – Natalia uciekła do rodziców. Halina Stanisławówna natychmiast zadzwoniła do byłej świekry:
– Nie wróci już do was – oświadczyła matka Kasi – myślałaś, iż wychowałam córkę, żeby pomiatala nią jakaś niespełną rozumu baba i jej maminsynek? Wypisujcie pozew, Kasia nie chce już z Markiem żyć!
Marek unieważnił związek. Wcale nie żałował – taka żona była mu niepotrzebna. Zwłaszcza iż matka podzielała jego zdanie:
– Dobrze, synku, iż skończyło się tak szybko. Wyobraź sobie, gdybyście mieli dziecko? Siedziałaby twoja Kasia na macierzyńskim, nic nie robiła, pieniędzy by nie zarabiała. Wszystko ciągnąłbyś sam! Nic nie szkodzi, masz dopiero 23 lata. Jeszcze znajdziesz szczęście!
***
Szczęście zjawiło się rok po rozwodzie. Marek poznał Agnieszkę, dziewczynę z prowincji. Wszystko w niej było idealne – przede wszystkim pracowała i zarabiała przyzwoicie. Tym razem Halina Stanisławówna nie testowała kandydatki. Wystarczyła jej obietnica, iż przyszła synowa będzie wspierać budżet domowy.
Pobrali się szybko. Po tygodniu Agnieszka zaskoczyła męża:
– Kochanie, bałam ci się powiedzieć…
– Co takiego? – zdziwił się Marek.
– Myślałam, iż ode mnie odejdziesz… Mam dziecko.
Marek się zasępił. Wychowywać cudze dziecko? Nie w jego planach. Pobiegł po radę do matki. Halina Stanisławówna westchnęła:
– Nic strasznego! Gdzieś ten dzieciak dotąd mieszkał? Niech tam zostanie. Twoja Agnieszka może go czasem odwiedzać. O przeprowadzce nie ma mowy – wasz związek jest zbyt świeży. A nuż rozwiedziecie się jak z Kasią?
Marek przekazał słowa żonie. Agnieszka zasmuciła się – marzyła, by sprowadzić syna ze wsi do miasta, ale nie sprzeciwiła się mężowi. Postanowiła działać po cichu. Miesiąc później przywiozła siedmiolatka do mieszkania teściowej.
Chłopca przyjęto chłodno. Marek oznajmił:
– Powiedz mu, żeby nie nazywał mnie tatą, a mamy – babcią. Jesteśmy mu obcy. Prośb o zakupy też słuchać nie będę. Część twojej pensji idzie do wspólnej kasy, resztę wydawaj na niego.
Agnieszkę zabolała ta obojętność. Liczyła, iż Marek złagodnieje. Tak naprawdę wyszła za niego dla mieszkania – wynajem pożerał większość jej zarobków. To małżeństwo też nie przetrwało. Agnieszka, zmęczona pretensjami, wróciła z synem do rodziców.
Halina Stanisławówna znów pocieszała syna:
– Wyobraź sobie, Igoreczku, całe życie z cudzym dzieckiem! Agnieszka ledwo zarabiała. Ja gotowałam, sprzątałam, a ona jeszcze grymasiła! Dlaczego mielibyśmy traktować jej syna jak rodzinę?
Marek został sam.
***
Trzecią żonę poznał na konferencji naukowej. Ewa – kobieta sukcesu, z własnym mieszkaniem, samochodem i pozycją – urzekła go od pierwszego spotkania. Gdy Marek opowiedział o niej matce, Halina Stanisławówna aż podskoczyła z radości:
– Synku, to jest to! Z taką kobietą nie zginiesz! To, iż starsza o 12 lat? Głupstwo! Zarabia trzy razy więcej? Bierz ją!
Ewa długo odmawiała małżeństwa:
– Po co nam ten papier? – pytała. – Możemy żyć bez ślubu.
– Nie tak mnie wychowano! – oburzył się Marek. – Nie uznaję konkubinatu!
W końcu się zgodziła. Do mieszkania teściowej się nie wprowadziła:
– Mam trzypokojowe mieszkanie. jeżeli chcesz – zamieszkaj ze mną. Do twojej mamy nie jadę!
Marek się przeprowadził. Halina Stanisławówna wpadła w furię – liczyła, iż wynajmie mieszkanie. Tymczasem Ewa sprytnie ograniczała jej kontakty z synem.
– Synku, czegoś nie odwiedzasz? – narzekała. – Żona ci zabrania?
– Mamo, jestem zajęty – kłamał Marek. – Ewa każe mi rozwijać karierę. Piszę doktorat!
Marek przestał dawać matce pieniądze. Halina Stanisławówna nie dawała za wygraną:
– Czemu mi nie pomagasz? Jak mam utrzymać mieszkanie?
– Nie mam nadmiaru gotówki – tłumaczył. – Jak tylko będę miał, zacznę ci wspierać.
Ewa systematycznie odcinała go od matczynej spódnicy. Marek stał się uległy – żona lubiła mieć nad nim kontrolę.
***
I to małżeństwo się rozpadło. Halina Stanisławówna, zdesperowana, wpadła na pomysł:
– Igoreczku, potrzebuję pieniędzy na leczenie! Zachorowałam. Od kiedy wyjechałeś, zdrowie mi siadło!
– Co ci jest, mamo?
– Potrzebuję 200 tysięcy na operację.
– Skąd ja wezmę? Ewa ma, poproś ją!
– A jeżeli odmówi?
– Zagroź rozwodem! Powiedz, iż odejdziesz, jeżeli nie pomoże.
Marek przekazał prośbę żonie. Ewa się roześmiała:
– Mareczku, wydaję fortunę na kosmetyczkę. Te pieniądze są na zabiegi. Twoja matka? Niech leczy się sama.
– To życie i śmierć! – krzyknął. – Jesteś moją żoną, musisz pomóc!
– Nikomu nic nie muszę – wzruszyła ramionami. – Chcesz rozwodu? Proszę bardzo. Spakuj się i wracaj do mamuski.
Marek spanikował, błagał o przebaczenie. Ewa wyrzuciła go bez litości.
Halina Stanisławówna cieszyła się, iż syn wrócił. Marek zaś wciąż marzy o powrocie do żony…