Biedny Mężczyzna Daje Bilet Autobusowy Matce z Trojgiem Dzieci, a Następnego Dnia Odkrywa Setki Pudełek Pod Drzwiami

polregion.pl 3 godzin temu

Było słoneczne, jasne poranne światło. Tadeusz zamiatał podłogi garwolińskiego dworca autobusowego, zatopiony w melodii płynącej przez słuchawki. Od dziesięciu lat to miejsce było jego całym światem.

Nagle usłyszał niepewny głos: „Przepraszam…”

Odwrócił się i zobaczył kobietę, może 35-letnią. Wyglądała na wymęczoną, a z jej zaciskowanych dłoni i śladów łez na policzkach domyśliła się, iż płakała. W ramionach trzymała niemowlę, obok stało dwoje starszych dzieci.

„Czy mogę jakoś pomóc?” – zaniepokojony zdjął słuchawki.

„M-musimy dojechać do Poznania… Proszę, czy mógłby mi pan kupić bilet?” – jej głos drżał.

„Wszystko w porządku? Wygląda pani na zrozpaczoną.”

Kobieta zawężyła spojrzenie. „Mój mąż… nie jest dobrym człowiekiem. Uciekam przed nim. Do siostry, w Poznaniu. Zgubiłam portfel… Proszę…”

Tadeusz westchnął. Sam ledwo wiązał koniec z końcem, ale widząc jej rozpacz, podszedł do kasy i kupił bilet ostatnimi oszczędnościami.

„Dziękuję… z całego serca.” – kobieta ściskała bilet jak niebiańską łaskę.

„Niech pani dba o dzieci.”

„Mogę prosić pański adres?”

„Po co?”

„Chcę się odwdzięczyć. Proszę.”

W końcu uległ. Gdy autobus zniknął za zakrętem, Tadeusz wrócił do pracy.

Po zmianie wrócił do domu, gdzie czekała na niego córka, Zosia. Odkąd żona ich opuściła, byli tylko dla siebie. Choć boli go jej decyzja, zebrał się w sobie – dla Zosi.

Dziewczynka, mimo dziesięciu lat, była dojrzała już jak dorosła. Po szkole wiązała warkocz i rzucała się w obowiązki, gotując razem z tatą w ciasnej kuchni. Wieczorami opowiadali sobie, jak minął dzień.

Ale następnego ranka wszystko się zmieniło.

„Ojciec! Wstawaj!” – Zosia potrząsała nim, zanim jeszcze otworzył oczy.

„Co się stało, kochanie?”

„Coś dziwnego jest na podwórku!”

Wyszedł i zamarł – kilkanaście kartonów stało przed domem. Na jednym leżała koperta.

*„Droga Pana, to ja – ta kobieta z dworca. Dziękuję za pomoc. W tych pudłach są rzeczy, które chciałam zabrać, ale zostawiam je Panu. Może je sprzeda i poprawi swoją sytuację.”*

W tym momencie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Zosia upuściła wazon.

„Uważaj!” – warknął, ale nagle coś zabłysło wśród odłamków. Podniósł kryształowy kamień. Oddychał na niego – mgiełka nie osiadła.

„Boże… to DIAMENT!” – krzyknął, ściskając go w dłoni.

„Musimy go oddać!” – Zosia wskazała adres nadawcy w dokumentach.

„Zosiu, pomyśl – lepsza szkolą, nowe życie!”

„A jeżeli to czyjaś ostatnia nadzieja?”

W końcu uległ, ale miał inny plan. Udał się do antykwariatu.

„Co mogę dla pana zrobić?” – właściciel, pan Nowak, uniósł brew.

„Chciałbym coś wycenić.” – położył diament na ladzie.

Nowak przyjrzył się przez lupę. „Niesamowity okaz. Wartość? Co najmniej 400 000 złotych. Skąd go pan ma?”

„Spadkobierstwo.” – Tadeusz zaciął usta. „Kupi go?”

„Muszę skonsultować się z kolegą.”

Po chwili Nowak wrócił. „Może zaproponować 40 000.”

„Ale pan przed chwilą mówił o dziesięciu razy więcej!”

Nowak wzruszył ramionami. „Bez dokumentów tylko 40 000.”

Tadeusz odmówił. Ale gdy wrócił do domu, Zosi już nie było.

Na stole leżała kartka: *„Masz mój diament. jeżeli chcesz zowieć córkę żywą, przynieś go pod wskazany adres. Policja – i nigdy jej nie zobaczysz.”*

Serce zamknęło mu się lodem. Przecież ta kobieta mówiła o mężu… Spojrzał na dokumenty – adres się zgadzał.

Pędem dotarł na miejsce. Stary, dwupiętrowy dom. Zapukał.

Drzwi otworzył mężczyzna w ciemnym płaszczu, z blizną na policzku. Rewolwer przy skroni Tadeusza.

„Gdzie Zosia?”

„Diament.” – mężczyzna wyciągnął rękę.

Tadeusz podał mu kamień.

Tamten obejrzał go i wściekł się: „To SZKŁO! Gdzie prawdziwy?!”

Wtedy dotarło do Tadeusza – Nowak musiał podmienić diament, gdy upadł.

„Masz trzy dni, żeby przynieść 40 000. Inaczej…”

Tadeusz pognał do antykwariatu.

„Już nie jestem zainteresowany.” – Nowak uśmiechnął się chłodno.

Wtedy Tadeusz stracił panowanie nad sobą. Powalił go, związał i zmusił do zeznań.

Okazało się, iż Nowak i porywacz działali razem. Diament pochodził z kradzieży w pałacu miliardera.

Tadeusz zostawił go związanego, napisał notatkę dla policji i wrócił do porywacza.

„Twój wspólnik zdradził cię. Diament jest w sejfie, a on… nie żyje.” – pokazał zdjęcie Nowaka.

Porywacz wpadł w szał. Wyrwał się z domu, pędząc do antykwariatu – prosto w ręce czekającej policji.

Zosia była bezpieczna.

„Naprawdę go… zabiłeś?” – szeptała, drżąc.

„To był blef. Ale teraz są już za kratkami.”

I tak było. Ale Tadeusz wiedział, iż i jego czeka rozmowa z prawem. Najważniejsze było jednak to, iż Zosia jest przy nim.

Idź do oryginalnego materiału