Bilet na zawsze

twojacena.pl 2 dni temu

Mama małej Zosi pracowała jako pokojówka w hotelu i często zabierała córeczkę ze sobą. Zosia uwielbiała wielki hol z kilkoma zegarami na ścianie, które dziwnym trafem pokazywały różne godziny. Podobały jej się przesuwne szklane drzwi, które otwierały się same. Lubiła miękkie dywaniki, które tłumiły odgłos kroków. Uwielbiała zapach hotelu i ogromne lustra.

Ale najbardziej Zosia lubiła piękne, uśmiechnięte i serdeczne dziewczyny za recepcją. Marzyła, iż kiedy dorośnie, będzie taka jak one.

— Trzeba się dobrze uczyć w szkole, być dobrze wychowaną i uprzejmą. Recepcjonistka to wizytówka hotelu — tłumaczyła mama.

— Mam dobrą twarz. Sama mówiłaś, iż jestem ładna — odpowiadała Zosia.

— To nie wszystko. Trzeba znać języki obce i skończyć odpowiednią szkołę. Dorośniesz, ukończysz liceum, wtedy zobaczymy — uśmiechała się mama.

W starszych klasach Zosia już pomagała mamie sprzątać w hotelu. Przeglądała się w wielkich lustrach i wkurzała, iż ma za mały biust i iż mogłaby urosnąć jeszcze te pięć centymetrów. Ale wzrost dało się poprawić wysokimi obcasami. Za to włosy miała kasztanowe, gęste, z dużymi falami na końcach. Mówiąc krótko — miała wszystko, żeby zostać recepcjonistką.

Gdy nie było w pobliżu Nadziei Pawłowskiej, Zosia siadała z dziewczynami za stołem i obserwowała, jak pracują. Pod ich okiem sama sobie nieźle radziła.

Pewnego dnia jedna recepcjonistka zachorowała, a druga wyjechała na pogrzeb mamy. Za recepcję stanęła sama Nadzieja Pawłowska, ale nie mogła jednocześnie rozwiązywać innych spraw. Wtedy Zosia zaoferowała pomoc.

— Widziałam wiele razy, jak to się robi. Dam sobie radę. — Nie przyznała, iż już wcześniej sama obsługiwała gości, bo dziewczyny dostałyby burę.

I poradziła sobie. Wszyscy byli zadowoleni, a Zosia najbardziej — czuła się ważna i dorosła.

— Brawo. jeżeli zdecydujesz się na szkołę hotelarską, napiszę ci świetną rekomendację i pomogę dostać się na studia. Potem wezmę cię do pracy — obiecała Nadzieja Pawłowska.

Po szkole Zosia rzeczywiście poszła na zaoczne studia, żeby od razu wykorzystywać wiedzę w praktyce. Traf chciał, iż jedna z recepcjonistek poszła na macierzyński i Zosia zajęła jej miejsce.

Każdą wolną chwilę spędzała nad książkami, ucząc się angielskiego.

Mama była z niej dumna. Całe życie przepracowała jako pokojówka, a córka od razu dostała pracę w recepcji, i jeszcze studiowała.

Młodzi mężczyźni zalecali się do Zosi, mówili komplementy, przynosili czekoladki, perfumy i kwiaty.

— Uważaj z przyjezdnymi. Na wyjazdach wszyscy są wolni, a potem wracają do żon i dzieci, a ty zostajesz sama… — ostrzegały ją mama i Nadzieja Pawłowska.

Zosia już wiele rozumiała. Jedną z pokojówek niedawno zwolniono za romans z gościem. Oskarżył ją o kradzież pieniędzy. Później okazało się, iż sam je schował i zapomniał gdzie. Pieniądze się znalazły, ale dziewczynę i tak wyrzucili.

W hotelu Zosia poznała Krzysztofa. Młody chłopak przyjechał z sąsiedniego miasta w delegację. Siedział w holu i udawał, iż czyta gazety, ale tak naprawdę obserwował Zosię. Gdy skończyła zmianę, zaprosił ją do kina. Było z nim łatwo i przyjemnie. Schlebiało jej, iż starszy o sześć lat mężczyzna się nią interesuje.

Krzysztof wyjechał po zakończeniu delegacji, ale w następny weekend wrócił — już specjalnie do Zosi. Wynajął pokój w hotelu. Cały tydzień nie mogła doczekać się weekendu i jego przyjazdu. Po pół roku przeniósł się do miasta, do nowego oddziału firmy, i dostał służbowe mieszkanie.

Jakże byli wtedy szczęśliwi!

Mimo ostrzeżeń mamy, Zosia często zostawała u Krzysztofa na noc. Rano budził ją czułymi pocałunkami. Uśmiechała się rozkosznie i przytulała jeszcze mocniej…

— Pobierzmy się. Nie chcę się z tobą rozstawać ani na chwilę — szeptał Krzysztof.

— Będziemy się rozstawać co dzień do pracy — śmiała się Zosia.

— Tak, ale potem wracamy do siebie. Będziemy mieć dzieci…

Na te słowa Zosia się spięła. Lubiła pracę w hotelu, a jeżeli urodzi dziecko, będzie musiała zostawać w domu, a na jej miejsce wezmą inną dziewczynę.

— Mam dopiero dwadzieścia cztery lata, ledwo skończyłam studia, chcę zdobyć doświadczenie. Nie śpiesz mnie — przekonywała Krzysztofa, żeby nie naciskał na ślub.

Pewnego dnia Zosia źle się poczuła w pracy. Myślała, iż się zatruła, i poszła do Nadziei Pawłowskiej, żeby zwolnić się do domu. Ta gwałtownie zrozumiała, iż to nie zatrucie, i poradziła zrobić test ciążowy. Podejrzenia się potwierdziły. Nadzieja Pawłowska nie chciała tracić dobrej recepcjonistki. Umówiła ją z ginekologiem i zastąpiła na kilka godzin.

Zosia zrobiła aborcję. Nikt się nie dowiedział. Tego dnia nie poszła do Krzysztofa, została w domu. Mama nie pytała, uznała, iż pokłócili się. Potem Zosia była ostrożniejsza.

Dwa lata później Nadziei Pawłowskiej postawiono straszną diagnozę i musiała iść na operację. Zostawiła hotel pod opieką Zosi, choć były tam bardziej doświadczone osoby marzące o awansie.

— O rany! — gwizdnął Krzysztof, gdy Zosia podzieliła się nowiną. — Jesteś teraz menedżerką, zarządzasz hotelem. A ja tylko zwykły inżynier.

— Zawsze dostaję to, czego chcę — cieszyła się Zosia.
Była tak szczęśliwa, iż nie zauważyła smutku w jego oczach.

Zosia teraz często zostawała w hotelu po godzinach. Wielu spraw nie dało się załatwić bez niej. Witała ważnych gości, sprawdzała przygotowanie pokoi. Wiedziała, iż zazdrośnicy wśród personalu tylko czekają, by popełniła błąd. Często nocowała w hotelu albo u mamy. Krzysztof był zazdrosny, dzwonił do pracy.

— Rozpraszasz mnie i przeszkadzasz. Zadzwonię, gdy skończę — odpowiadała zirytowana.

Ale potem zapominała i wieczorem wysłuchiwała pretensji. Kłócili się, a Zosia szła do mamy. choćby nie zauważyła, jak sięZosia odłożyła słuchawkę, spakowała torbę, a gdy pociąg ruszał, poczuła, jak ciężar całego życia powoli odchodzi w niepamięć.

Idź do oryginalnego materiału