Biznesmen przybył na grób żony tylko po to, by złożyć kwiaty i odejść. ale zamiast spokoju ujrzał coś niezwykłego: na płycie nagrobnej leżało dziecko, zwinięte w kłębek.
Przepraszam, mamo szepnął chłopiec, przyciskając do piersi pożółkłe zdjęcie.
Marek zacisnął dłonie. Obcy na grobie jego żony?! Chciał go przegonić. Ale wtedy chłopiec podniósł wzrok i wypowiedział słowa, które roztrzaskały jego świat na kawałki
Wieczór był wilgotny, chłodny, mgła spowijała cmentarz jak całun. Wszystko zdawało się mówić: odejdź. Ale Marek przyszedł jak co roku w lutym, od pięciu lat.
Miał już odejść, gdy dostrzegł ruch. Ktoś był przy grobie.
Dziecko, może siedmioletnie, leżało bezpośrednio na nagrobku, owinięte w wytarty koc. Spało. Wprost na zimnym kamieniu.
Marek podszedł bliżej, żwir skrzypiał pod jego butami. Wściekłość nim targała: jak ktoś śmie tu leżeć?
Hej, wstawaj! warknął, ale głos mu zadrżał.
Chłopiec drgnął i otworzył oczy. Spojrzenie zagubione, pełne strachu.
Przepraszam, mamo Nie chciałem tu zasnąć
Marek zesztywniał. Mamo?! Spojrzał na napis na płycie imię żony. Przypadek? Czyżby szyderstwo?
Skąd masz to zdjęcie?! niemal krzyknął, wskazując na fotografię.
Chłopiec się przestraszył, ale nie puścił zdjęcia. W końcu szepnął cicho:
Mówiła, iż mnie znajdziesz Obiecała.
W oczach Marka pociemniało. Te słowa uderzyły mocniej niż cios.
Kim jesteś?! wykrztusił.
Chłopiec spuścił głowę. Nie odpowiedział. ale w jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, iż ziemia zniknęła Markowi spod nóg.
Co to znaczy? Dlaczego nazywa ją mamo?
Odpowiedź w pierwszym komentarzu pod zdjęciem
Marek stanął jak wryty. Wszystko w nim się przewróciło. Słowa chłopca wciąż dźwięczały mu w uszach:
Mówiła, iż mnie znajdziesz
Nagle zauważył twarz dziecka była znajoma. Czoło, rysy, choćby kształt ust. To nie mógł być przypadek.
Ile masz lat? zapytał, starając się zapanować nad głosem.
Siedem niedługo osiem odparł chłopiec, nie podnosząc wzroku.
Marek osunął się na pobliską ławkę. Zaczął liczyć Siedem lat. To dokładnie wtedy Karolina odeszła
Czy mogła to ukryć? Nie powiedzieć mu?
Spojrzał na zdjęcie. Jedno ze starych fotografii, których sam dawno nie widział. Skąd on je miał?!
Jak masz na imię?
Tymek. Ale mama czasem nazywała mnie Tym.
Marek nigdy nie wybrał tego imienia. Ale brzmiało znajomo. Przypomniał sobie nagle list od Karoliny, w którym pisała:
Jeśli kiedyś będziemy mieli syna, chcę go nazwać Tym.
Serce ścisnęło mu się boleśnie. Już wiedział, ale bał się to przyznać.
Gdzie wcześniej mieszkałeś? Kto się tobą zajmował?
Ciocia Wanda Była z domu dziecka. Ale umarła. Powiedziała, iż jeżeli coś mi się stanie mam iść na cmentarz. Do mamy.
Marek nie wytrzymał. Wyciągnął ręce i delikatnie objął chłopca. Ten początkowo się spięł, ale w końcu przytulił się mocno jakby czekał na to całe życie
Przez pięć lat żył w pustce, nieświadomy, iż gdzieś w tym samym mieście rośnie jego syn