Nauczanie wymaga indywidualnego podejścia
Otrzymaliśmy wiadomość od jednej z czytelniczek naszego portalu, która postanowiła zabrać głos w dyskusji na temat rezygnacji z prac domowych w szkole:
"Myślę, iż nie są dobre żadne skrajności, a zakazy mogą 'wylać dziecko z kąpielą'. W pierwszej klasie w grupie trzydziestoosobowej, w której często są też dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi oraz dzieci ukraińskie, nie da się wyłącznie podczas lekcji nauczyć czytania i pisania wszystkich dzieci" – zaczyna swój list nauczycielka nauczania początkowego.
"Proszę wyobrazić sobie trening głośnego czytania, podczas którego dzieci mówią jednocześnie i nie słyszą siebie (bo według wspomnianej zasady powinny nauczyć się tego wyłącznie w szkole podczas lekcji). Zdolne poradzą sobie, ale co z tymi mającymi problemy (autyzm, ADHD, choroby przewlekłe, zachowania opozycyjno-buntownicze...)?
Piękna jest idea indywidualizacji, ale nie ma warunków, aby ją realizować (nauczyciel dosłownie wyrywa strzępy czasu i z doskoku przysiada się do potrzebującego pomocy ucznia). Do tego potrzebna jest względna cisza i indywidualna interakcja".
Rodzic powinien wspierać nauczyciela
Nauczycielka przyznaje, iż nie wyobraża sobie pracować z dziećmi bez kontynuowania zagadnień w domu przy współpracy z rodzicami: "Naprawdę wierzy ktoś, iż w licznej grupie uda się poświęcić potrzebującym odpowiednią ilość czasu (gdy inne dzieci również wymagają opieki i uwagi). Czy złym rozwiązaniem jest kooperacja z rodzicami (pokazanie, jak pomóc dziecku w domu), gdy dziecko trenuje w domu czytanie przez ok. 10 minut dziennie?
Czy coś się stanie, gdy dziecko napisze rządek poznanych tego dnia literek (a rodzic skontroluje prawidłowy kierunek ich kreślenia)? Nauczyciel pokazuje w szkole, ale nie może stać jednocześnie przy każdym dziecku. Jestem doświadczonym pedagogiem, wiem, jak to wygląda w rzeczywistości. Nie mam nauczyciela wspierającego".
Nie mają pojęcia i tworzą utopię
"Mam wrażenie, iż pewne decyzje podejmują ludzie, którzy nie mają pojęcia o organizacji procesu nauczania, a wtedy ich pomysły są utopią. Aby coś się udało, to najpierw trzeba zapewnić odpowiednie warunki. Oczywiście nie jestem zwolennikiem zadawania czasochłonnych zadań z wielu przedmiotów naraz, jak to się dzieje w klasach starszych (znam ten problem również z perspektywy rodzica).
Może wystarczy ograniczyć je do niezbędnego minimum, zaplanować tak, aby nie obciążać dzieci jednocześnie zadaniami z różnych przedmiotów naraz, a może niech te zadania będą 'międzyprzedmiotowe'?" – kończy swój list nauczycielka 1 klasy.