Żłobków w Polsce starcza na co najwyżej co piąte dziecko. Z badań przeprowadzonych przez Stowarzyszenie Lepsze Jutro wynika, iż razem żłobków i klubów malucha, placówek sprawujących opiekę nad dziećmi do lat trzech jest w Polsce 5653, co przekłada się na 219 632 miejsca. Z tego placówek publicznych jest 1392, a prywatnych 4261. Mniej niż my mają w Europie tylko na Węgrzech, w Rumunii, Czechach i Słowacji.
Średnio czesne plus wyżywienie w przedszkolu publicznym to 734 zł, a w prywatnym 1402. Ale na przykład w Warszawie, gdzie żłobków jest najwięcej, publiczne kosztują okrągłe 0, a prywatne 1383. W Krakowie żłobek publiczny to koszt 299 zł, a prywatny 1808. Najdrożej jest w Gdańsku, gdzie miesiąc opieki nad dzieckiem w placówce publicznej kosztuje 894, a w prywatnej 1468.
Więc jeżeli nie zarabiacie średniej krajowej lub powyżej, tylko gdzieś w okolicy mediany, czyli około minimalnego wynagrodzenia – tak jak większość pracowniczek budżetówki, pielęgniarki, nauczycielki, samozatrudnione przedsiębiorczynie – to choćby jeżeli w pobliżu waszego miejsca zamieszkania jest jakiś żłobek, to najpewniej nie będzie was na niego stać. Dla uśrednionych zarobków koszt żłobka to 15-20 proc. wynagrodzenia, dla mediany połowa i więcej. I nie pomoże 800 plus, kiedy reszta usług publicznych również się czołga.
Nie przypadkiem piszę o rodzicielstwie jako sprawie kobiet. Równy podział obowiązków domowych to wciąż odległa przyszłość, a tylko on pozwala matce odnieść sukces na polu zawodowym.
Nie ma co, hasła typu „pies (albo ziemniak) i dziewczyna – normalna rodzina” są zwięzłym i dosadnym podsumowaniem kryzysu, w jakim znalazła się dziś podstawowa komórka społeczna. Rozwodzi się co trzecie małżeństwo, dzieci z roku na rok ubywa, co roku jest nas w Polce mniej. Nie może być inaczej. Jesteśmy przecież również coraz lepiej wykształcone i coraz częściej widzimy, jak nieciekawy deal państwo nam proponuje.
Zarabiajcie mniej niż wasi koledzy, tkwijcie pod szklanym sufitem albo pędźcie na szklany klif, wreszcie idźcie na wcześniejszą emeryturę, ale nie, żeby wreszcie cieszyć się życiem – bo nie będzie za co – ale żeby dorobić, za co dostaniecie „babciowe”, albo bezpłatnie opiekować się rozmaitymi członkami rodziny. Słowem – poświęćcie całe swoje życie, jedno, unikatowe i niepowtarzalne życie, na ciężką pracę, okraszoną co najwyżej odrobiną satysfakcji, a na deser miejcie jeszcze więcej pracy.
Nie będziecie też miały prawa do własnych ciał. Jak zajdziecie w niechcianą ciążę, to koniec, państwo wam nie pomoże, zdrowe czy chore, możecie je wychować czy nie, z wpadki czy z przestępstwa – wszystko jedno. Stało się i nie macie nic do gadania. Choćby bez głowy – urodzić trzeba. Albo umrzeć próbując.
A jak zajdziecie w chcianą ciążę, państwo też wam za bardzo nie pomoże. Do lekarzy kolejki, edukacja to katastrofa, żłobki – już wiadomo. jeżeli zarabiacie więcej, to możecie zapłacić za prywatne usługi, ale jeżeli lepiej zarabia wasz partner i jeżeli się rozwiedziecie, to alimenty same sobie ściągajcie, bo państwo i tu umywa ręce.
Jeśli marzycie o własnym, przytulnym gniazdku, gdzie będziecie wychowywać dzieci, bawić się z nimi klockami Lego i przecierać ekoburaczki, to powinnyście były zacząć zbierać kasę na wkład własny jakieś dwa wcielenia temu. A jeżeli nie, to szukajcie męża wśród deweloperów. To jest grupa, o której państwo nigdy nie zapomina i którą zawsze dopieszcza.
Według najnowszych szacunków Centrum im. Adama Smitha koszt wychowania jednego dziecka w Polsce wynosi 346 tys. zł, czyli 1602 zł miesięcznie, a dwójki dzieci – 579 tys. zł i rośnie z roku na rok. 80 proc. tej kwoty to jedzenie, mieszkanie, transport i edukacja. W 2023 roku koszt żywności wzrósł o 15,1 proc., mieszkania o 13,4 proc., a edukacji o 12,8 proc. A ile wyniosło wyrównanie inflacyjne w waszym zakładzie pracy?
Mimo to aż trzy czwarte dzisiejszych młodych dorosłych, gdyby decyzję o posiadaniu dzieci miało podjąć teraz, zdecydowałoby się, a 35 proc. pytanych przez Centrum Adama Smitha osób w wieku 18-24 lat nie chce mieć dzieci wcale.
W 2023 roku w badaniach CBOS-u tylko 8 proc. badanych zadeklarowało, iż nie chce dzieci, zaś ponad połowa chęć posiadania dwójki, a choćby trójki. Jednak analizy danych pokazały, iż 90 proc. Polek i 92 proc. Polaków w wieku 26-30 lat nie ma ani jednego dziecka. Decyduje m.in. portfel. Najczęstszym deklarowanym powodem bezdzietności była sytuacja finansowa i koszty utrzymania dzieci, innym niechęć do brania odpowiedzialności i liczne obowiązki związane z rodzicielstwem.
A jaka jest perspektywa dla tych dzieci? Kamil Zubelewicz, były członek Rady Polityki Pieniężnej, komentując wyniki badania Centrum A. Smitha, powiedział: „w trakcie inflacji wyraźniej widać absurd obecnych rozwiązań z zakresu ubezpieczeń społecznych – rodziny z dziećmi płacą standardowe składki na ZUS, ale jednocześnie tylko im rośnie koszt wychowania dzieci. Tych dzieci, które w przyszłości mają wypracować świadczenia z ZUS dla wszystkich opłacających składki, zarówno tych z dziećmi, ale z mniejszymi oszczędnościami – jak i tych bez dzieci, za to z większymi oszczędnościami. Taki system ewidentnie nie jest sprawiedliwy”.
Co jeszcze? Wojny, katastrofa klimatyczna, upadek państw wobec wszechwładzy globalnych korporacji, gigantyczne nierówności społeczne i dyktat AI. I nie ma co się martwić, iż na starość nie będzie miał nam kto podać szklanki wody, bo przecież i wody już nie będzie.