Nazywam się Katarzyna. Tydzień temu mój brat, Dominik, stanął na progu mojego domu we wsi pod Białymstokiem po wielu latach rozłąki. Wręczył mi pudełko z pieniędzmi – oszczędnościami całego życia – i odszedł, zostawiając mnie w zamęcie. Te pieniądze palą mi ręce, a jego smutna historia rozrywa serce. Teraz stoję przed trudnym wyborem: oddać je jego żonie i córce, które go odtrąciły, czy zatrzymać dla siebie? Moja dusza woła o sprawiedliwość, ale strach i wątpliwości nie dają spokoju. Co robić, gdy uczciwość zderza się z bólem przeszłości?
Mówią, iż wieśniacy to jedna wielka rodzina, gdzie wszyscy się wspierają. Ale życie pokazuje co innego. Młodzi, ledwo dorośli, uciekają jak najdalej od rodzinnych stron. Ja, jako najmłodsza, zostałam z rodzicami. Moja starsza siostra, Marta, wcześnie wyszła za mąż i wyjechała za granicę z mężem. Zawsze narzekała, iż musiała się nami opiekować – mną i Dominikiem – i nie kryła, iż nas nie znosi. Kontakt się urwał, a wiejska idylla okazała się mitem.
Dominik, mój brat, był inny. Nie geniusz, ale uczciwy i wesoły, znał milion żartów i zawsze był duszą towarzystwa. Kochałam go za szczerość. Ożenił się z kobietą z sąsiedniej wioski, ale nie przyprowadził jej do nas, tylko sam się wyprowadził. Dominik szanował ciężką pracę, zatrudniał się na budowach, ale pieniędzy zawsze brakowało. Jego żona, Agnieszka, i jej rodzina nie słynęli z hojności, więc Dominik musiał się mocno starać, by ich utrzymać. Gdy wychodziłam za mąż, go nie było – wyjechał zarabiać za granicę. Jego żona była w ciąży, rozumiałam, dlaczego nie mógł zostać. Ale ból po jego nieobecności i tak we mnie tkwił.
Lata mijały. Żyłam z mężem, Tomaszem, i rodzicami, wychowując trójkę dzieci. Dominik pracował jako doker w porcie za granicą, wysyłając żonie pieniądze na budowę domu. Jego córka, moja siostrzenica Zosia, rosła, ale Agnieszka nie przywoziła jej do nas. Kontakt z bratem niemal zanikł, pogodziłam się, iż kolejna bliska osoba zniknęła z mojego życia. Na szczęście łączyły mnie z Tomaszem miłość i szacunek, co dawało mi oparcie.
Wszystko się zmieniło, gdy Dominik niespodziewanie zadzwonił. Jego głos drżał – wyznał, iż pokochał inną kobietę i nie może już kłamać żonie. Zostawił Agnieszce wszystkie pieniądze, obiecał łożyć na Zosię do jej pełnoletności, ale odchodzi. Bolalo mnie to, ale szanowałam jego szczerość. Agnieszka po tym wymazała nas ze swojego życia, nie pozwalając rodzicom widywać wnuczki. Łamało im to serca, ale nic nie mogłam zmienić.
Tydzień temu Dominik pojawił się pod moim domem. Ledwo go poznałam – twarz pokryta zmarszczkami i śladami od słońca zdradzała lata ciężkiej pracy. Ale się uśmiechał, żartował jak za dawnych lat. Dopiero pod koniec rozmowy w jego oczach pojawił się smutek. Opowiedział, iż jego nowa miłość zmarła na ciężką chorobę. Nie mieli dzieci. Agnieszka nie wpuściła go choćby za próg, a Zosia oświadczyła, iż nie chce go znać. Dominik przyszedł się pożegnać, czując, iż jego czas się kończy. Dał mi pudełko z pieniędzmi – 100 tysięcy złotych, całe swoje oszczędności. „Mnie już nie są potrzebne, a wam się przydadzą” – powiedział i odszedł, nie zostawiając adresu.
Siedziałam, patrząc na te pieniądze, i czułam, jak zatruwają mi duszę. Dominik wybrał mnie, ale może tylko dlatego, iż odrzuciły go żona i córka. Te pieniądze to jego ból, jego ofiara. Zosia jest już dorosła, ale czy nie ma prawa choć do części? A Agnieszka, która sama ją wychowała? Nie chcę z nimi rozmawiać – Agnieszka zawsze była zimna, a Zosia wyparła się ojca. Ale uczciwość, której uczył mnie Dominik, każe powiedzieć prawdę. A jeżeli później żałowałby swojej decyzji?
Z Tomaszem mamy na co wydać te pieniądze: remont domu, edukacja dzieci. Nie mogę ich zwrócić. Ale myśl, iż je zatrzymam, gryzie mnie od środka. Co zrobić? Pójść do Agnieszki i wszystko wyznać, ryzykując jej gniew? Czy zostawić je sobie, skoro Dominik sam podjął decyzję? Moje sumienie się rozdarta, a jego odejście zostawiło pustkę. Może ktoś przeżywał podobny dylemat? Jak zachować uczciwość, gdy może wszystko zniszczyć? Chcę wierzyć, iż znajdę odpowiedź, ale teraz jestem sama z tym ciężarem, który mnie dusi.