Maria nie przypominała zwykłej babci. Tej energicznej kobiecie pozazdrościłaby niejedna młoda dziewczyna.
U Marii dzień był rozplanowany co do godziny: wczesna pobudka, gimnastyka i śniadanie, spacer jeszcze w porannej rosie, przed upałem, potem rękodzieło, obiad, a następnie szła do biblioteki na czytania literackie, a po kolacji malowała lub coś czytała. Ogólnie rzecz biorąc, miała bardzo intensywne życie.
Weekend poświęcała dzieciom – synowi Władysławowi i wnukom, które już podrosły i z przyjemnością zostawały u babci. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie Marta – żona syna.
Nie, Maria nigdy nie kłóciła się z synową, zawsze starała się być bezstronna, bardzo kochała wnuki. Ale dla Marty to było za mało.
Tu i ówdzie słyszała, jak Marta o niej mówi. Tak, w dni powszednie była zajęta i nie mogła pomagać z wnukami, ale za to brała je na każdy weekend. Tak, mieszkała sama w przestronnym dwupokojowym mieszkaniu, podczas gdy syn z rodziną mieszkał w małym mieszkaniu. Ale na to mieszkanie zapracował mąż Marii, którego już nie było, a wszystko tam przesiąknięte było szczęśliwymi wspomnieniami młodości.
Synowi i synowej podarowali mieszkanie, jeżeli chcą, niech sprzedadzą i wezmą na kredyt większe. A jeszcze wiele drobnych niezadowoleń, które Marta nie wyrażała wprost, a jedynie aluzjami i rozwlekłymi rozważaniami próbowała przeforsować swoje pragnienia.
I oto dziś, w piątkowy wieczór, Władysław z Martą przywieźli dzieci i zostali u Marii na herbatę. Dzieci bawiły się w pokoju, a dorośli siedzieli w kuchni.
– Mamusiu, jedziemy do przyjaciół na działkę z noclegiem, jeżeli coś, nie będziemy mogli gwałtownie wrócić, będzie ci wygodnie? Poradzisz sobie? – Władysław martwił się o matkę, w końcu nie jest już młoda, a z dziećmi czasem bywa ciężko. Marta cicho prychnęła do filiżanki. Maria zwyczajnie westchnęła, nie zwracając uwagi na synową.
– W porządku, poradzę sobie, dzieci są grzeczne, wszystko będzie dobrze – uśmiechnęła się.
– Pójdę zobaczyć, co u dzieci – Marta gwałtownie wyszła z pokoju.
– A teraz, co znowu nie tak? – cicho powiedziała Maria w przestrzeń, ale Marta to usłyszała.
– Wybacz jej, wiesz jaka jest porywcza – powiedział syn.
– Wiem, synku. Twoje życie, twoja rodzina. Mnie też na początku odradzali małżeństwo z twoim ojcem, a przecież przeżyliśmy razem całe życie w zgodzie!
Władysław wstał i objął matkę:
– Wciąż tęsknisz?
– Oczywiście – smutno uśmiechnęła się kobieta. – Życie jest życiem. A czego Marta jest niezadowolona?
Władysław wrócił na miejsce i westchnął.
– Jej spokoju nie daje twoje mieszkanie. Proponowałem jej kupić inne, ale nie, podoba jej się ta okolica, a ceny tu są wysokie, nie damy rady…
Maria westchnęła.
– choćby o tym nie myśl – od razu powiedział Władysław. – I tak dużo dla nas robisz! Poradzimy sobie!
Dzieci pojechały, Maria położyła wnuki spać. Sobota minęła wesoło, piekli bułeczki i chodzili do fontanny. Wieczorem Maria wzięła książkę, a dzieci usiadły rysować. Kobieta, chyba ze zmęczenia, trochę zdrzemnęła się, ale obudziła ją wnuczka.
– Babciu, zobacz, co namalowałam! – dziewczynka promieniała szczęściem.
– Och, jaka piękność – zaczęła Maria, ale na widok tego, co zobaczyła, pobladła. – Słoneczko, a skąd wzięłaś te kartki?
– W tamtym pudełku!
Maria zobaczyła swoją cenną rzecz – w tym pudełku przechowywała listy od ukochanego męża. Był okres w ich życiu, kiedy musieli spędzić cały rok daleko od siebie, ale to tylko wzmocniło ich miłość.
Mąż pisał do niej listy co tydzień, a ona troskliwie je przechowywała, i teraz czasem je czytała. To na tych listach, na odwrocie, wnuki rysowały… Maria dokładnie pamiętała, iż zawsze chowała to pudełko do szafy, a dzieci nie mogły dosięgnąć tej półki. Nie chciała o tym myśleć, ale kto jeszcze mógł to zrobić? A Marta akurat tego wieczoru chodziła do tego pokoju, wiedziała o listach.
Następnego dnia Władysław z Martą przyjechali po dzieci. Po spojrzeniu Marty Maria zrozumiała, iż miała rację. Ale synowa myślała, iż Maria znów przemilczy.
– Władysławie, chodź, pokażę ci coś – powiedziała cicho kobieta.
Władysław zdziwił się, ale poszedł za mamą, a na stoliku zobaczył rysunki dzieci, najpierw się ucieszył, chciał pochwalić, ale potem zauważył, na czym to zostało namalowane.
– Mamo… – zaczął oszołomiony.
– Wiesz, iż zawsze chowam to pudełko – kontynuowała równie cicho. – Nikogo nie było w gościach, a dzieci nie dosięgną. W mieszkaniu byli tylko wy z Martą…
Władysław milczał. Wiedział, jak mama ceni te listy! Czasem razem je czytali, wspominając ojca. A teraz ktoś tak postąpił z ich wspomnieniami. Choć dlaczego ktoś? Niestety, wiedział kto. Władysław powoli się odwrócił. Marta pobladła, zrozumiała, iż przesadziła, ale mimo to upierała się.
– Co ty zrobiłaś? – wysyczał. – Jak mogłaś?
– To nie ja! – krzyknęła.
– A kto?
– Nie wiem! To nie ja!
– Zabieraj dzieci i gwałtownie do domu! Ja przyjadę później – powiedział Władysław.
Wieczór spędził z matką, rozmawiali i widział, iż mama powoli odtajała.
– Synku – żegnając go, powiedziała Maria – bądź spokojny, nie gorączkuj się – zamilkła na chwilę. – Ale Marty nie chcę widzieć, przyjeżdżaj z dziećmi sam.
Władysław spełnił prośbę matki, regularnie przyjeżdżał do niej z wnukami, które choćby nie zrozumiały, co się stało. A po kilku miesiącach przyjechała Marta prosić o wybaczenie.
– Bóg cię osądzi! – odpowiedziała Maria. – Nie żywię do ciebie urazy, ale już nie będę milczeć. jeżeli chcesz, przyjeżdżaj z Władysławem, ale trzymaj język za zębami.
Marta się zmieniła, choćby Władysław zauważył, iż żona stała się spokojniejsza.
A Maria przewartościowała swój stosunek do listów i teraz śmieje się, iż stały się dwa razy cenniejsze – słowa od męża i rysunki wnuków!