Chcesz zobaczyć wnuka? Przyjedź, kiedy ci powiem

twojacena.pl 6 godzin temu

„Chcesz zobaczyć wnuka – przyjedź, kiedy ci pozwolę” – oświadczyła synowa teściowej.

Moja przyjaciółka, Weronika Janowska, to kobieta mądra i wyrozumiała, zawsze szanująca granice rodziny swojego syna. Mieszka w małym miasteczku pod Poznaniem, ma pracę, która ją satysfakcjonuje, hobby, męża, przyjaciółki – życie ma pełne. Jej syn, Kamil, jest żonaty z Martą, razem wychowują synka, małego Jasia. Weronika Janowska nigdy nie wtrącała się w ich sprawy, nie narzucała rad, wiedząc, iż młodzi mają własne poglądy na wychowanie dziecka i prowadzenie domu. Dzwoniła do syna, by dowiedzieć się, jak się wiedzie, składała życzenia świąteczne synowej, a raz w miesiącu spotykali się u niej na rodzinnym obiedzie. ale po narodzinach wnuka wszystko się zmieniło, a jej serce pęka z bólu i niezrozumienia.

Marta, żona Kamila, od początku trzymała się z dystansem. Nie starała się nawiązać bliższej relacji z teściową, a Weronika Janowska akceptowała to, nie nalegając. Szanowała ich przestrzeń, starała się nie wtrącać, choć w głębi duszy marzyła, by być bliżej młodej rodziny. Jednak gdy na świecie pojawił się Jaś, pozostawanie na uboczu stało się nie do zniesienia. Weronika Janowska chętnie pomagałaby: zajęłaby się wnukiem, by Marta mogła odpocząć lub załatwić sprawy, wzięłaby na siebie część domowych obowiązków. Kamil dużo pracował, a synowa dźwigała wszystko sama. Weronika, dysponująca elastycznym grafikiem, mogła poświęcić czas wnukowi, ale Marta stanowczo odrzucała każdą pomoc, a jej zachowanie stawało się coraz chłodniejsze.

Tuż po wyjściu ze szpitala Marta postawiła warunek: Weronika Janowska musi uprzedzać o wizytach z wyprzedzeniem. Przyjaciółka przestrzegała tej zasady, dzwoniła kilka dni wcześniej, mówiła, iż chce wpaść, zobaczyć Jasia, przywieźć prezenty. ale za każdym razem coś szło nie tak. Marta znajdowała dziesiątki powodów, by przełożyć spotkanie: to miał przyjść lekarz, to odwiedzała ją przyjaciółka, to „nie był odpowiedni dzień”. Weronika Janowska, dostosowując się, zgadzała się na proponowany termin, zmieniała swoje plany, odwoływała spotkania. ale choćby gdy przyjeżdżała o umówionej godzinie, ledwie tolerowano ją przez pół godziny. „Idziemy na spacer” – oznajmiała Marta, a teściowa, tłumiąc urazę, odchodziła, nie nacieszywszy się wnukiem.

Bywało jeszcze gorzej. Weronika Janowska, już gotowa do wyjścia, stała w progu, gdy nagle dzwoniła Marta: „Jaś nie spał całą noc, ząbkuje, dzisiaj nie wypada”. I przekładała wizytę nie na jutro, ale na nieokreślone „później”. Weronika, powstrzymując łzy, wracała do pustego mieszkania, czując się niepotrzebna. Jej pragnienie, by widywać wnuka, trzymać go na rękach, słyszeć jego śmiech, zamieniło się w niekończącą się serię upokorzeń. Opowiadała mi o tym z drżeniem w głosie, aż w końcu i moja cierpliwość się wyczerpała. „Dość tego dostosowywania się! – powiedziałam. – Chcesz widzieć wnuka? Przyjeżdżaj, kiedy tobie pasuje. Zadzwoń pół godziny wcześniej, powiedz, iż będziesz. Idziesz do syna i wnuka, nie do synowej. Niech ona się dostosuje do ciebie!”

Weronika Janowska była zdezorientowana. Nie przywykła narzucać się innym, nie chciała psuć relacji z synem. ale jej serce rozpadało się z tęsknoty. Marzyła o bliskości z Jasiem, o by stWeronika niepewnie przytaknęła, ale w głębi duszy już wiedziała, iż nadszedł moment, by postawić granice i walczyć o swoją miłość do wnuka.

Idź do oryginalnego materiału