W ulotce wszelkich wyrobów medycznych, w tym szczepionek, można przeczytać "należy zapoznać się z treścią ulotki".
Kobieta uznała, iż odpowiedni na to czas jest w przychodni tuż przed szczepieniem dziecka.
Zdaniem pielęgniarki prośba o udostępnienie ulotki do szczepionki to niepotrzebne zawracanie głowy.
Wizyty u lekarza potrafią podnieść ciśnienie
"Niedawno zostałam mamą i wszystkie tematy związanie z tym małym człowiekiem są dla mnie olbrzymim wyzwaniem. Chyba tak jest w przypadku każdego świeżo upieczonego rodzica. Trzeba nauczyć się wielu nowych rzeczy, pojawia się mnóstwo wyzwań, ale także i dylematów, bo trzeba podjąć całą masę ważnych decyzji. Decyzji, które zaważą na zdrowiu i życiu dziecka.
Gdy my byliśmy dziećmi, nikt nie dyskutował z koniecznością szczepienia dzieci. Co więcej, za pominiecie jakiegoś można było mieć spore nieprzyjemności, więc nikt się nie wychylał. Dziś każdy wie, jak jest. Wielu rodziców stroni od tematu, a w sieci można przeczytać naprawdę wiele sprzecznych informacji. Dla jasności: jestem zwolenniczką szczepień i uważam, iż to jedno z największych osiągnięć współczesnej medycyny.
Jednocześnie uważam się za świadomego rodzica (a przynajmniej takim chciałabym być), który nie robi wszystkiego, tylko dlatego, bo ktoś tak każe. Gdy udałam się z maleńkim dzieckiem na pierwszą wizytę szczepienną, zderzam się jednak ze ścianą. Zostałam potraktowana jak jakaś dziwaczka.
Ja tylko poprosiłam o ulotkę
Pani doktor dokładnie zbadała dziecko i stwierdziła, iż można dziś zaszczepić małą, podsuwając dokumenty do podpisu. Gdy zapytałam o NOP-y powiedziała jedynie, iż to praktycznie się nie zdarza. Może pojawić się obrzęk w miejscu ukłucia oraz gorączka, ale wystarczy podać leki na ich zbicie. Wyraźnie zniecierpliwiona, nie miała mi nic więcej do powiedzenia, wiec poprosiłam o ulotkę... i się zaczęło.
Zostałam poproszona o przejście do zabiegowego. Pielęgniarka, która miała dyżur, była jeszcze mniej przyjemna. Ciągle gderała i narzekała, iż cuduję, iż 'kiedyś to nikt tak nie wymyślał', a teraz 'te antyszczepionkowe fanaberie dodają jej tylko roboty'. Grzecznie zapytałam, czy podanie mi ulotki, naprawdę jest tak pracochłonne. Zapoznaję się z ulotkami wszystkich leków, które przyjmuję i zamierzam robić to samo w przypadku preparatów, które podaję dziecku, bez względu na to, czy to zastrzyk, tabletka, czy syrop. Oburzona dodała, iż robię zamęt w kolejce i generuję opóźnienie.
'Zapoznaj się z załączoną ulotką'
Zupełnie nie rozumiem jej oburzenia. Kiedy ja czytałam ulotkę, inni pacjenci byli normalnie obsługiwani. Gdy ponownie weszłyśmy do gabinetu, nieprzyjemnie zapytała, czy dowiedziałam się czegoś mądrego i czy naprawdę takie robienie cyrków było potrzebne.
Skoro chciałam i tak zaszczepić dziecko, to po co to wszystko? Może faktycznie było trochę zamieszania, ale jako rodzic mam pełne prawo uzyskać kompleksową informację. Może wystarczyłoby wręczać rodzicom ulotki podczas zapisywania się na wizytę szczepienną. Może gdyby lekarz udzielił pełniejszej informacji z ulotką w ręku, byłabym spokojniejsza.
Tyle się mówi, iż antyszczepionkowcy robią wiele szkody, wrzucając do siebie nieprawdziwe informacje. Jednak, gdy chce się uzyskać je u sprawdzonego źródła, okazuje się, iż to wielki problem, zawracanie głowy i cudowanie, iż nie ma na to czasu.
Przeczytanie ulotki (bezwzględu na preparat) to szansa na zapoznanie się z dawkowaniem, przeciwwskazaniami czy możliwymi interakcjami. Dzięki takiej lekturze można od razu wyjaśnić ewentualne wątpliwości. Co więcej, sami producenci zamieszczają informację 'Należy uważnie zapoznać się z treścią ulotki przed otrzymaniem szczepionki, ponieważ zawiera ona informacje ważne dla pacjenta'. Przecież ta ulotka jest chyba po coś dołączona do opakowania?".