Barbara Nowak siedziała w kuchni, wpatrując się w okno, za którym zaczynał sypać pierwszy grudniowy śnieg. Serce ściskało nie z powodu zimy czy mrozu, ale z niepokoju — o córkę, o wnuka, o jutro. Ola, jej jedyna córka, nosiła pod sercem dziecko. Trzydziesty ósmy tydzień — lada dzień poród. A w jej głowie — nie pieluszki i kołyska, nie bezsenne noce i mleko. W głowie miała tylko manicure, masaże, sesje zdjęciowe, spotkania z przyjaciółkami w kawiarniach i wyjazd na święta.
Barbara nie mogła w to uwierzyć. Jak to możliwe? Gdzie instynkt macierzyński? Gdzie to drżenie serca, które budzi się choćby u dzikich kotów, gdy spodziewają się potomstwa? Gdzie troska, niepokój, choćby strach? A u Oli — tylko lista salonów piękności i harmonogram, w którym zapisała… babcię. Czyli ją samą. To właśnie ona miała zajmować się noworodkiem, gdy młoda mama „będzie doprowadzać się do porządku”.
— Mamo, ty i tak teraz nic nie robisz. Zostań z maluszkiem, ja tylko gwałtownie na fryzjera i paznokcie. Przecież nie mogę wyglądać byle jak na zdjęciach z dzieckiem!
Barbara omal się wtedy nie zakrztusiła. Dziewczyno, czy ty rodzić przychodzisz — dziecko czy rekwizyt do Instagrama?
Ola była zamężna już sześć lat. Pobrali się jeszcze na studiach. Mąż spokojny, opanowany, respektujący ją. Miał pracę, mieszkanie wzięli na kredyt, trochę pomogli rodzice. Nie śpieszyli się z dziećmi — najpierw kariera, stabilizacja. W końcu — długo wyczekiwana ciąża. Babcie skakały z radości. Tylko iż przyszła mama podeszła do tego „święta” zupełnie inaczej.
Na początku Barbara myślała — może to tylko taki etap. Może się boi, stresuje, więc udaje obojętność. Ale wszystko stało się jasne, gdy pewnego dnia zobaczyła, jak córka godzinami przegląda ogłoszenia niań… dla noworodka! Dziecko jeszcze się nie urodziło, a matka już szukała, komu je powierzyć.
— Ola, ty chyba zwariowałaś? Jaka niania? To ty powinnaś być przy dziecku! Ustalić rytm, karmienie, więź! To nie kot, któremu nasypiesz karmy i już!
— Mamo, po prostu jesteś staroświecka. W Europie każdy ma nianię od początku. Matka to nie niewolnica. Ja też mam prawo żyć. No przecież włożę dziecko do chusty i pojadę. Teraz wszędzie chodzą z maluchami, życie się nie kończy!
Od tych słów Barbarze wszystko się w środku urwało. Za jej młodości rodziło się wcześnie — w dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Ale nikt nie uważał, iż to przeszkoda. Wręcz przeciwnie — to było życie. Nieprzespane noce, bieganie z pracy do dziecka, ostatnie pieniądze wydawane na mleko i mydełko. Nie było Instagrama, żadnych sesji w szpitalu. Była piętrowa miłość, strach, odpowiedzialność. I szczęście — prawdziwe, nieudawane. A teraz…
Wszystkie dziecięce rzeczy kupiono tylko dlatego, iż Barbara nalegała. Z teściową ciągnęły Olę po sklepach, wybierały wózek, łóżeczko, ubranka. Ola zgadzała się, ale obojętnie — byle mieć święty spokój. Pranie, prasowanie, układanie — wszystko robiły babcie. A córka… marzyła o sylwestrze w mieście.
— Z dziewczynami myślałyśmy, iż może, jeżeli wszystko będzie dobrze, pierwszego wyjdziemy choćby na kolację. Przecież nie zamknę się w domu jak w klasztorze!
Barbara wtedy już nie wytrzymała. Powiedziała córce wszystko — bez owijania w bawełnę. Że tak się nie zachowuje. Że macierzyństwo to nie zakupy, ale ogromna odpowiedzialność. Że noworodek to nie zabawka. Że nie można planować sesji, gdy przed tobą poród, nieprzespane noce, kolki i pierwsze krople mleka. Że matka to przede wszystkim dusza dziecka, nie tylko opiekunka.
Ale córka najwyraźniej wpuściła te słowa jednym uchem, a wypuściła drugim.
— Po prostu przesadzasz, mamo. Teraz jest inaczej. Mamy inne wartości. Najważniejsze, żeby być szczęśliwą, a szczęśliwe matki to zadbane matki.
Barbara teraz każdego wieczoru zastanawia się: może gdzieś zawaliła? Może zanadto rozpieszczała? Może nie nauczyła tego, co najważniejsze? A może to po prostu takie czasy — gdy kobiety najpierw zostają matkami, a potem, być może… dojrzewają?
Mimo wszystko wierzy, iż gdy Ola zobaczy w szpitalu tę malutką istotę, gdy maleństwo uchwyci jej palec drobną rączką, gdy obudzi się w nocy od jego płaczu — coś się w niej odmieni. Coś kliknie. I nie salony będą na pierwszym miejscu, ale ten mały człowiek, dla którego ona stanie się całym światem.
A póki co… Barbara modli się. Za córkę. Za wnuka. I by w sercu jej dorosłej dziewczyny obudziło się prawdziwe macierzyństwo — nie z powodu zdjęć, ale z miłości.