12 listopada 2025
Drogi pamiętniku,
Dziś nie mogę oprzeć się myślom, które krążą w głowie niczym liście na wietrze. Wczoraj, stojąc na krawędzi schodów odlotowych na lotnisku w Warszawie, wykrzyknęłam z całych sił: Edwardzie! Będę cię kochać na zawsze! Wrócę, zobaczysz! Po chwili usiadłam z powrotem w swoim miejscu, a łzy popłynęły niepohamowanie. Obok mnie siedział mój mąż, Borys, wpatrzony w małe okienko samolotu. Co myślał w tej chwili, zna tylko Bóg. Nigdy jednak nie wypowiedziałby żadne ostre słowo w moją stronę. Na jego kolanach drzemała nasza dwuletnia córeczka, Maja. Mała nie rozumiała, dlaczego mama krzyczy, a tata nie potrafi jej ukoić.
Nasza maszyna wzięła kurs w stronę Izraela, a w kabinie zebrali się najbliżsi członkowie rodziny ci, którzy z nami mieli lecieć do obiecanej ziemi, na zawsze.
Jeszcze w Warszawie miałam ukochanego Edwarda. Studiowaliśmy razem na Politechnice i byłam przekonana, iż zostanie moim mężem. Nasza miłość z każdym dniem rosła, stawała się coraz silniejsza i bardziej płomienna. Nagle wszystko się zmieniło. Moja mama oznajmiła, iż przeprowadzamy się do Izraela. Zorganizowaliśmy dla ciebie odpowiedniego kandydata na męża rzekła, nie dając mi szansy się sprzeciwić.
Początkowo śmiałam się z tej niespodziewanej wiadomości, ale niedługo przybyli świadowie z proponowanym narzeczonym. Gdy zobaczyłam Borysa, nagle uciekłam z własnego domu. Mężczyzna nie przypał mi się wcale. Rodzina jednak podjęła decyzję bez mojego udziału: Będzie ślub! To będzie doskonała para!
Mama, widząc mój ból, zaczęła namawiać: Jagodo, musimy wyjechać! Potem możesz stworzyć własne życie z kimkolwiek zechcesz. Zwróć uwagę na Borysa jest spokojny, mądry, godny zaufania. Podobałeś mu się naprawdę. Cierpliwość i miłość przyniosą ci szczęście.
Opowiedziałam o wszystkim Edwardowi. On wzruszył ramionami: Jagodo, nie możesz sprzeciwić się rodzinie. Ja też nie mam wyboru. Po prostu przyjmij to, co los ci przyniósł.
Uważałam Edwarda za słabca. Zrezygnował ze mnie, choć nie podjął żadnych działań! myślałam. Z rozpaczy poślubiłam Borysa.
Czas płynął, przynosząc łzy, rozstania i zwykłe domowe kłótnie, ale Borys zawsze był wyrozumiały. Rozumiał, iż nie da się zgnieść mojego uczucia do Edwarda; trzeba je zdobywać na nowo.
Gdy urodziła się Maja, zanurzyłam się w macierzyństwie. To było moje tymczasowe schronienie, choć wciąż kochałam Edwarda.
W końcu rodzina załatwiła wszystkie dokumenty niezbędne do wyjazdu. Wszystkie rzeczy zostały spakowane. Edward, pod przykrywką, przyjechał na lotnisko pożegnać mnie. Gdy siedziałam w samolocie, zobaczyłam go w oddali, machającego bukietem kwiatów. Nie zastanawiając się ani chwili, wyrwałam się na rampę. Edward rzucił mi ogromny bukiet stokrotek, które rozproszyły się po trawie, a samolot nabrał prędkości, a płatki uniosły wiatr po pasie startowym.
Lądowaliśmy w Izraelu, w Netaniji nowym miejscu zamieszkania, nowym życiu pełnym wyzwań. Musieliśmy nauczyć się hebrajskiego, przyzwyczaić do gorącego klimatu, znaleźć pracę i odnaleźć się w obcej kulturze.
Czas mijał, niektórzy dziadkowie odszli w wieczność, a ja urodziłam dwie kolejne córki Avę i Karolinę. Borys zawsze był przy mnie, niczym anioł stróż, pilnując rodziny i zajmując się domem.
Planowaliśmy razem zwiedzić całą Europę.
W dniu naszej srebrnej rocznicy, otoczeni dziećmi i wnukami, wyznałam Borysowi, jak bardzo go kocham. On odpowiedział, iż wciąż nie może uwierzyć w nieskończone szczęście, które go spotkało.
Mama miała rację przetrwało i ukochało się
Kiedy moja najlepsza przyjaciółka z Warszawy przyleciła w odwiedziny i zapytała: Jagodo, nie zapomniałaś o Edwardzie? odpowiedziałam zaskoczona: Edward? Przypomnij, kim on był?
Zamykam dziś wpis z poczuciem, iż życie, choć pełne burz, w końcu doprowadziło mnie do spokoju i miłości, której nie da się już wytrącić.
Jagoda.











