Córka dla duszy

twojacena.pl 5 dni temu

Weronika weszła do mieszkania i nadstawiła ucha. gwałtownie zdjęła płaszcz i buty, po czym od razu udała się do pokoju matki.

Ta leżała na łóżku, nakryta kołdrą. Oczy miała zamknięte, a ręce splecione na piersi.

— Mamo! — krzyknęła przestraszona Weronika.

— Czego tak wrzeszczysz? — Matka powoli otworzyła oczy.

— Wystraszyłaś mnie. Leżałaś jak… — Weronika urwała.

— Tylko czekasz na moją śmierć. Nic nie szkodzi, niedługo już będzie po wszystkim — burknęła kobieta. — Dlaczego tak późno wracasz?

— Mamo, nie mów tak. Naprawdę się przestraszyłam. Wstąpiłam po pracy do sklepu, tylko na piętnaście minut — tłumaczyła się Weronika. — Potrzebujesz czegoś? To pójdę przygotować kolację.

Matka chorowała od zawsze, przynajmniej tak pamiętała to Weronika. Do przychodni chodziła jak do pracy. Wracała i narzekała, iż lekarze to nieroby, tylko pieniądze biorą za nic. Nie potrafią leczyć, diagnozy postawić nie umieją.

Urodziła Weronikę późno, mając czterdzieści lat. „Dla siebie”, jak to mówią. Ojca Weronika nigdy nie poznała. Matka ucinała wszystkie rozmowy na jego temat. Gdy córka podrosła, przeszukała dwa rodzinne albumy, ale nie znalazła w nich ani jednego zdjęcia mężczyzny.

— Spaliłam wszystkie. Po co trzymać zdjęcia zdrajcy? — odpowiedziała matka na pytanie Weroniki. — Dziewczyno, nie ufaj mężczyznom. Trzymaj się od nich z daleka.

Na wycieczki szkolne dłuższe niż jeden dzień matka nie pozwalała jej jeździć.

— I tak nie mamy pieniędzy. Jak dorośniesz, gdzie chcesz pojedziesz. A co, jeżeli będzie mi źle, a ciebie nie będzie? Umrę, a ty zostaniesz sama na całym świecie — mówiła matka.

Przy najmniejszym stresie chwytała się za serce. Weronika za każdym razem wpadała w panikę, biegła po leki. Nauczyła się na pamięć, gdzie trzymać tabletki na serce, a co podać na nerwy. Dlatego od dziecka marzyła, by zostać lekarzem i wyleczyć matkę.

Ale w ich mieście nie było akademii medycznej. O wyjeździe na studia do innego miasta nie mogło być mowy. Z kim matka by została? Zawsze żyły bardzo skromnie, a teraz, gdy matka przeszła na emeryturę, ledwo wiązały koniec z końcem. Po skończeniu szkoły Weronika poszła do pracy.

Niedaleko ich domu była mała kancelaria notarialna. Na drzwiach nie wisiała żadna oferta pracy, ale Weronika weszła i zapytała. Okazało się, iż trafiła idealnie.

W kancelarii pracowało tylko kilka osób. Przy wejściu siedziała ciężarna sekretarka, która zapisywała klientów, odbierała telefony i sprzątała biuro pod koniec dnia. Od dawna prosiła szefową, by zatrudniła sprzątaczkę, ale ta zwlekała. „Jak pójdziesz na macierzyńskie, znajdziemy kogoś”. Weronika pojawiła się w samą porę. Skromna i uprzejma dziewczyna wzbudziła zaufanie, dostała pracę.

Mycie podłóg nie było jedynym jej zadaniem — pomagała też w drobnych sprawach: sortowała papiery, robiła ksero, przyjmowała klientów. Sekretarka nauczyła ją obsługi komputera. Gdy poszła na urlop macierzyński, szefowa nie szukała zastępstwa. Zaradna Weronika już wszystko ogarniała, a teraz dostawała podwójną wypłatę — była w siódmym niebie.

W szkole Weronice podobał się chłopak z sąsiedniego bloku. Kilka razy zaprosił ją do kina. Wtedy matka ostrzegła córkę, by uważała na chłopaków. Wszyscy chcą tylko jednego. Skorzystają, a potem znikną. I zostanie sama z dzieckiem, tak jak ona z Weroniką.

— Tata też cię oszukał? Dlatego spaliłaś wszystkie jego zdjęcia? — domyśliła się Weronika.

Matka zmieszała się, ale gwałtownie wzięła się w garść.

— Nie, z twoim ojcem było inaczej. Była miłość, wzięliśmy ślub, urodziłaś się ty. A on i tak mnie zostawił, znalazł sobie młodszą i ładniejszą. Wszyscy mężczyźni to zdrajcy. Nie ufaj nikomu — powtórzyła.

O tym, iż urodziła córkę bez męża „dla siebie”, oczywiście nie wspomniała.

Po maturze chłopak poszedł na studia. Teraz widywali się rzadko. A pewnego dnia zobaczyła go z inną dziewczyną. Odwrócił wzrok i udawał, iż jej nie zna. „Wszyscy zdrajcy” — przypomniała sobie słowa matki.

Młodzi klienci kancelarii próbowali się umawiać z miłą recepcjonistką. Ale ona wszystkim odmawiała. Poza tym matka wciąż chorowała, wymagała uwagi. Raz ciśnienie, raz kręgosłup, raz stawy. Ostatnio coraz częściej skarżyła się na serce. Po pracy Weronika od razu biegła do domu.

Gdy tylko pojawiał się jakiś adorator, matka dzwoniła i mówiła, iż znowu źle się czuje. Jakby wyczuwała. Weronika pędziła, wzywała karetkę. Nic poważnego się nie działo, lekarz robił zastrzyk i odjeżdżał, a Weronika wracała do pracy. Ale zalotnik znikał.

Tak mijała młodość, a matka wciąż żyła, „chorowała” coraz częściej, rzadko wstawała z łóżka. Mężczyźni przestali zwracać na Weronikę uwagę. Ubierała się skromnie, włosy spinała na czubku głowy, nie malowała się. Na tle zadbanych koleżanek wyglądała niepozornie.

Gdy kolejny raz wezwała karetkę, lekarka zmierzyła matce ciśnienie, osłuchała ją, a potem wzięła Weronikę na bok.

— To nie moja sprawa, ale twoja matka tobą manipuluje. Nie jest aż tak chora. Stawy bolą w jej wieku wielu osobom, a ciśnienie ma wręcz świetne. Musisz się postawić i zacząć żyć swoim życiem.

— Co pani mówi? — oburzyła się Weronika.

— Byłam u was już nie raz. Stan zdrowia twojej matki jest typowy dla jej wieku. Może sama o siebie zadbać. Nie musisz dla niej żyć. Rób coś dla siebie, załóż rodzinę. Posłuchaj mnie. PowinnWeronika spojrzała w okno, gdzie słońce zachodziło nad Warszawą, i po raz pierwszy poczuła, iż jej życie dopiero się zaczyna.

Idź do oryginalnego materiału