W córce brzuch już jak bania, a w głowie tylko salony i imprezy. Jakby nie dziecko miała rodzić, tylko wizażystkę do chrztu zapraszać…
Jadwiga Stanisławowa siedziała w kuchni i patrzyła przez okno, za którym sypał pierwszy grudniowy śnieg. Serce ściskało ją nie od mrozu, ale od niepokoju — o córkę, o wnuka, o jutro. Ewa, jej jedyna latorośl, nosiła pod sercem dzieciątko. Już trzydziesty ósmy tydzień — lada dzień poród. A w jej głowie — nie o pieluchach i kołysce, nie o mleku i nieprzespanych nocach. Myśli tylko o manicurach, masażach, sesjach zdjęciowych, kawiarniach z koleżankami i sylwestrze za granicą.
Jadwiga aż głową kręciła. Jak to możliwe? Gdzie instynkt macierzyński? Gdzie to drżenie serca, które choćby u dzikich kotów budzi się przed porodem? Gdzie troska, obawy? U Ewy — tylko lista salonów piękności i harmonogram, w którym zapisała… babcię. Czyli ją samą. To ona miała teraz tulić noworodka, gdy młoda matka „będzie wracać do formy”.
— Mamo, przecież ty teraz nie pracujesz. Posiedzisz z dzieckiem, a ja skoczę tylko na fryzjera i paznokcie. No bo przecież nie będę wyglądać jak z budy, jak już wrzucę zdjęcia z malcem!
Jadwidze mało herbata nie poszła w nie tędy. Dziecko, tyś to poród wymyśliła, czy sesję modową dla Facebooka?
Ewa od sześciu lat w małżeństwie. Pobrali się jeszcze na studiach. Mąż dobry, spokojny, kulturalny. Pracę mają, mieszkanie w kredycie, rodzice pomagali. Z dzieckiem nie śpieszyli, kariery budowali. Aż wreszcie — te upragnione dwie kreski na teście. Babcie mało nie skakały z radości. Tylko iż przyszła mama miała zupełnie inny pomysł na to macierzyństwo.
Najpierw Jadwiga myślała — może to nerwy, może strach przed porodem, więc udaje lekko lenkerkę. Ale wszystko stało się jasne, gdy pewnego dnia zobaczyła, jak córka godzinami przegląda ogłoszenia niań… dla noworodka! Dziecka jeszcze na świecie nie ma, a już szuka, komu je oddać.
— Ewuniu, tyś oszalała? Jaka niania? Z niemowlakiem to matka musi być! Karmienie, czuwanie, bliskość! Toż to nie kotek, któremu miseczkę postawisz i już!
— Mamo, ty po prostu nie nadążasz. W Warszawie teraz moda na nianie od pierwszego dnia. Matka to nie służąca. Ja też mam prawo żyć. No co, w chuście i do galerii. Teraz wszędzie z maluchami chodzą, świat się nie kończy!
Te słowa Jadwidze jak nóż w serce. Za jej młodu rodziło się wcześnie — w dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Ale nikt nie uważał, iż to koniec świata. Przeciwnie — to był początek życia. Noce bez snu, praca i bieganie do płaczącego dziecka, oszczędności na mleko w proszku. Żadnych Instagramów, żadnych zdjęć w szpitalnych kitlach. Była miłość, strach, odpowiedzialność. I szczęście — prawdziwe, nie na pokaz. A tu…
Wszystkie dziecięce rzeczy kupowano tylko dlatego, iż Jadwiga naciskała. Ona z teściową ciągnęły Ewę po sklepach, wybierały wózek, łóżeczko, ubranka. Córka zgadzała się, ale obojętnie — byle mieć święty spokój. Pranie, prasowanie, układanie — wszystko na barkach babć. A córka… marzyła o sylwestrze w górach.
— Z dziewczynami myślałyśmy, iż jeśliże wszystko będzie dobrze, to może pierwszego wyjdziemy choć na kolację? Nie jestem przecież w klasztorze!
Wtedy Jadwiga straciła cierpliwość. Powiedziała córce wszystko — prosto z mostu. Że tak się nie zachowuje. Że macierzyństwo to nie wyjście do spa, ale odpowiedzialność. Że noworodek to nie akcesoria do sesji. Że nie ma co myśleć o zdjęciach, póki nie minie poród, nie zaczną się noce bez snu, kolki i pierwsze krople mleka. Że matka to przede wszystkim dusza dziecka, a nie instagramowa influencerka.
Ale córka chyba wzięła te słowa w lewe ucho, a wypuściła prawym.
— Mamo, ty zawsze robisz z igły widły. Teraz inne czasy. Ważne, żeby matka była szczęśliwa, a szczęśliwa matka to zadbana matka.
Teraz Jadwiga każdego wieczoru zastanawia się: może gdzieś zawiniła? Może za bardzo rozpieszczała? Może nie nauczyła ważnych rzeczy? A może to po prostu takie czasy — gdy kobiety najpierw rodzą dzieci, a dopiero potem, może, dorastają?
Mimo wszystko wierzy, iż gdy Ewa zobaczy w szpitalzie tę malutką istotkę, gdy ta uchwyci jej palec w swojej maleńkiej dłoni, gdy obudzi się nocą od jej płaczu — coś w niej pęknie. Jakaś iskra się pojawi. I już nie salony będą na pierwszym miejscu, ale ten drobny człowieczek, dla którego ona stanie się całym światem.
A póki co… Jadwiga modli się w duszy. Za córkę. Za wnuka. I o to, by w sercu jej dorosłej dziewczynki obudziło się prawdziwe macierzyństwo — nie od selfie, ale od miłości.