Córka wróciła z kolonii, a ja płaczę nad jej walizką. Żal mogę mieć tylko do siebie

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Wyjazd bez rodziców może być dla dziecka nie lada wyzwaniem. fot. Marek BAZAK/East News


Pierwszy wyjazd na obóz to olbrzymi sprawdzian samodzielności. Nasza czytelniczka obawiała się o emocje: tęsknotę i strach, tymczasem jej córka dzielnie zniosła rozłąkę. Magdę zaskoczyło jednak coś zupełnie innego. Dopiero teraz dostrzega, gdzie popełniła błąd.


"Kasia ma już 11 lat, więc uznaliśmy z mężem, iż najwyższa pora, by pojechała na pierwsze kolonie. Szczerze mówiąc, początkowo niezbyt spodobał się jej ten pomysł. Jest przyzwyczajona do urlopów all inclusive i wyjazdów do babć. Obóz to zasady i dostosowanie się do ram czasowych, a także rozłąka z bliskimi. Uznaliśmy, iż dobrze jej to zrobi. Kiedy okazało się, iż na ten sam obóz jedzie koleżanka z klasy, od razu Kasia zmieniła nastawienie. Razem planowały, co zabiorą, co będą robić itp.

To była dobra decyzja


Córka wyjechała z pozytywnym nastawieniem, dobrze się bawiła i wróciła równie radosna. Miała dużo do opowiadania. Rzadko dzwoniła, bo w trakcie kolonii nie miała na to zupełnie czasu. Zbyt wiele się działo. Było sporo emocji, ale takich naprawdę pozytywnych. Zapowiedziała, iż za rok też jedzie.

Bardzo nas to wszystko ucieszyło: nie płakała i dobrze się bawiła. Sukces! – pomyślałam. Byłam przekonana, iż mamy samodzielne i bardzo zaradne dziecko, a potem otworzyłam jej walizkę i załamałam ręce.

To był szok


Nie zakładałam, iż poskłada ubrania w kosteczkę, ale taki kipisz, jaki zastałam, mocno mnie zaskoczył. Buty, kosmetyki, ubrania – dosłownie wszystko było wymieszane i ciężko było się połapać, na co ja w ogóle patrzę.

Po segregacji wcale nie wyglądało to dużo lepiej. Sporo ubrań brakowało, część rzeczy nie była choćby jej. Gdy jej pokazałam te wszystkie znaleziska, choćby nie wiedziała, iż to czyjeś rzeczy. Szczerze mówiąc, to choćby średnio się tym przejęła.

Trochę mnie to zasmuciło. Byłam przekonana, iż ogarnia takie rzeczy. Potrafi przypilnować tego, co jest jej i zadbać o to. Zdałam sobie jednak sprawę, iż do tej pory zawsze robiłam to ja: wiecznie przypominając, co ma zrobić i jak. Nigdy nie wymagałam od niej samodzielności w tym zakresie, a także nie trenowałam żadnych umiejętności. Bagatelizowałam, gdy gubiła w szkole bluzy, piórnik czy bidon. A to był znak, iż trzeba nad tym popracować… Teraz widać efekty tego ciągłego wyręczania.

Żal mogę mieć tylko do siebie".

Idź do oryginalnego materiału