Córka wróciła z przedszkola milcząca i blada. Wystarczyło jedno zdanie wychowawczyni

mamadu.pl 5 godzin temu
"Moja córka wróciła ostatnio z przedszkola inna niż zwykle – milcząca, blada, jakby coś w niej zgasło. Zapytałam, co się stało, ale tylko spuściła wzrok. Dopiero później usłyszałam, co powiedziała do niej wychowawczyni i zrozumiałam wszystko". Przeczytajcie cały list od Sylwii.


Od razu widziałam, iż coś jest nie tak...

"Córka zawsze wracała z przedszkola rozgadana. Opowiadała mi o koleżankach, zabawach, śpiewała różne piosenki. Tego dnia było jednak inaczej. Weszła do domu powoli, bez słowa, z pustym spojrzeniem. Zapytałam, czy wszystko w porządku. Skinęła

głową, ale coś mi nie pasowało. Była blada jak kartka papieru, a oczy miała szkliste. Czułam, iż coś się stało...

Wieczorem, kiedy już ją kąpałam, zapytałam jeszcze raz, ale wzruszyła tylko ramionami. Dopiero po kilku minutach cicho powiedziała: 'Pani powiedziała, iż mam za dużo jedzenia w śniadaniówce. I iż chyba mnie za bardzo rozpieszczacie'. Zatkało mnie. Jak można powiedzieć coś takiego dziecku? Przecież to nie jej wina, co ma w pudełku. Córka

nie miała wpływu na to, co jej zapakowałam. Dlaczego dorosła kobieta mówi coś, co może zawstydzić i upokorzyć kilkulatkę?

Złość i niedowierzanie...

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Poczułam wściekłość. Zaczęłam analizować każde słowo. Wydawałoby się, iż to nic groźnego – ot, komentarz do zawartości pudełka ze śniadaniem. Ale to nie był niewinny żart. To było ocenianie nas jako rodziców. I, co gorsze, sprawiło, iż moje dziecko poczuło się gorsze. Zamiast zjeść z euforią swoje ulubione rzeczy, zaczęła się ich wstydzić.

Następnego dnia poszłam do przedszkola. Porozmawiałam z wychowawczynią spokojnie, ale stanowczo. Usłyszałam: 'Chciałam tylko zaznaczyć, iż niektóre dzieci mają mniej i mogą poczuć się gorzej'. Rozumiem intencję, ale sposób przekazu był fatalny. Od kiedy to dzieci są odpowiedzialne za równość w grupie? To my, dorośli, musimy o to zadbać – ale nie kosztem ich emocji.

Córka przez kilka dni nie chciała już jeść śniadaniówki w przedszkolu. Mówiła, iż nie jest głodna. I to mnie zabolało najbardziej. Jednym zdaniem nauczycielka zburzyła pewność siebie mojego dziecka. A przecież to tylko kanapki, truskawki i kilka winogron. Mam nadzieję, iż żadna inna mama nie usłyszy od swojego dziecka podobnej historii".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału