CUDOWNE SZCZĘŚCIE

newsempire24.com 4 dni temu

**NIEPOSKROMIONE SZCZĘŚCIE**

— Mamo, został nam już tylko jeden sposób, żeby zostać rodzicami — in vitro. Z Krzysztofem podjęliśmy decyzję. Nie próbuj mnie odwieść — powiedziała Zosia jednym tchem.

— In vitro? Czyli będę miała sztucznego wnuka czy wnuczkę „z probówki”? — nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam od własnej córki.

— Mamo, nazywaj to, jak chcesz. Jutro zaczynamy procedurę. Wszystkie badania są zrobione. Lekarze ostrzegli — to będzie długa i nieprzewidywalna droga. Żadnych gwarancji. Proszę, bądź cierpliwa — Zosia ciężko westchnęła.

Zabrakło mi słów. Powinnam ją przecież wesprzeć, dodać otuchy, pomóc, a przynajmniej nie przeszkadzać.

Rozmawialiśmy przez telefon. Rozumiem, iż Zosi trudno było mówić o tym twarzą w twarz — temat drażliwy.

Pierwszy raz wyszła za mąż za swojego przyjacela z dzieciństwa, Jacka. Myślała, iż to miłość do grobowej deski. Aż do dnia ślubu. W restauracji, po zbyt wielu drinkach, pan młody wylądował w objęciach świadkowej. Zosia znalazła ich w „romantycznej” scenerii — w zakurzonej spiżarni.

Jacek, zobaczywszy narzeczoną, bełkotał coś o pomyłce; świadkowa, chwytając torebkę i zasłaniając się przezroczystym szalem, uciekła i więcej jej tego wieczoru nie widziano.

Zosia od razu wniosła pozew o rozwód. Ja z mężem prosiliśmy, by nie działała pochopnie:

— Zosiu, nie spiesz się. Człowiek pod wpływem może zrobić głupstwo. Pewnie ta dziewczyna sama go wciągnęła do tej spiżarni. Jacka każda by chciała. Wybacz mu, córeczko. Macie przed sobą całe życie.

— Nie, mamo. Nie będę żałować. Jacek zdradził, i już. Boli, ale nie chcę zaczynać małżeństwa od kłamstw. Dzięki Bogu, iż stało się to przed ślubem — Zosia była nieugięta.

Jacek błagał, przepraszał, ale na próżno.

…Po kilku miesiącach okazało się, iż Zosia jest w ciąży. Potajemnie usunęła dziecko. Gdybym wiedziała wcześniej, błagałabym, by wróciła do Jacka.

…Czas mijał, a o rękę Zosi zaczął starać się Krzysztof — najlepszy przyjaciel Jacka. Od dawna ją kochał, ale nie śmiał iść po bandzie. Teraz miał okazję. Zosia długo się wahała. Po poparzeniu nie ufała nikomu. Przez trzy lata Krzysztof nie ustępował. W końcu Zosia uwierzyła w jego uczucia:

— Krzysiu, twoja propozycja małżeństwa wciąż aktualna?

— Oczywiście, Zosieńko! Naprawdę się zgadzasz? — Krzysztof pocałował ją w dłoń.

Zosia skinęła głową.

Krzysztof zorganizował huczne wesele. Byli wszyscy — oprócz Jacka. „Były” przysłał jednak ogromny bukiet pachnących lilii. Zosia odrzuciła kwiaty i oddała je niezamężnej koleżance.

Miała wtedy dwadzieścia osiem lat, Krzysztof — trzydzieści trzy. Minęły dwa lata małżeństwa, a dzieci nie było.

— Zosiu, macie z Krzysztofem jakiś plan, czy po prostu nie wychodzi? — zapytałam nieśmiało.

— Nie wychodzi, mamo. Zaczynam się martwić. Krzysiek milczy. Pewnie obwinia siebie. Poczekamy jeszcze rok, a potem… — spuściła wzrok.

— Co „potem”? Z domu dziecka? — nie rozumiałam.

— Zobaczymy. Będziemy mieć dziecko. Jakimkolwiek sposobem — Zosia uśmiechnęła się tajemniczo.

— Oby! My z tatą nie możemy się doczekać wnuka — pogłaskałam ją po głowie.

Minęły kolejne dwa lata starań…

Zosia oznajmiła mi o in vitro. Byłam zdecydowanie przeciw:

— Zosiu, mówią, iż te dzieci nie mają duszy, częściej chorują, iż to „biuroboty”…

— Mamo, ta metoda ma już prawie czterdzieści lat. Na całym świecie rodzą się zdrowe dzieci. To trudne, ale warto. Bądź gotowa na wnuki. Może być choćby dwójka! — Zosia chciała mnie przekonać.

Zrozumiałam, iż decyzja zapadła. Pozostało tylko wierzyć.

…Droga do dziecka była kosztowna i wyczerpująca. Zosia zaszła w ciążę dopiero za czwartym razem. Przez hormony przytyła, wpadała w histerię. Krzysztof schudł, wykończony jej huśtawkami nastrojów.

— Mamo, boję się kichnąć, kaszlnąć. A jeżeli straAle kiedy mała Marysia po raz pierwszy przytuliła się do nich swoimi drobnymi rączkami, wszystkie trudności nagle stały się tylko cieniem, który przeminął wraz z pierwszym dziecięcym uśmiechem.

Idź do oryginalnego materiału