Czekałam, aż wróci z pracy, by pomógł mi wynieść wózek. Zamiast tego spakował walizkę i powiedział, iż przeprowadza się do mamy

przytulnosc.pl 18 godzin temu

Wspólne życie świeżo upieczonych małżonków często przypomina bajkę. Zanim pojawią się dzieci, wszystko wydaje się proste — wspólne kolacje, niedzielne spacery, bliskość. Ale im dłużej rodzina funkcjonuje w jednym schemacie, tym trudniej ją przestawić na nowe tory. Prędzej czy później przychodzą wyzwania. Tak było w małżeństwie Moniki i Pawła z Gdyni.

„Po ślubie wszystko układało się idealnie. Przez osiem lat wspólnego życia wypracowaliśmy swoje nawyki i rytuały. Ja zajmowałam się domem, Paweł miał ciepły obiad i spokój po pracy. W weekendy odwiedzaliśmy rodziców albo wychodziliśmy razem. Przez lata marzyłam o dzieciach. A gdy w końcu pojawiły się bliźniaki, wszystko się zmieniło”, opowiada Monika.

Sielanka, która się skończyła

„Z początku nie spieszyliśmy się z powiększaniem rodziny. Po ślubie skupiliśmy się na remoncie mieszkania, chcieliśmy najpierw trochę się nacieszyć sobą. Siedem lat minęło nam w miłości i zgodzie. A niedawno urodziłam bliźnięta. Przez całą ciążę Paweł nosił mnie na rękach – dosłownie i w przenośni. Był szczęśliwy, iż będzie tatą. Ja byłam wtedy chyba najszczęśliwszą kobietą na świecie.”

„Poród był trudny, dzieci zaskoczyły nas podwójnie – nie spodziewaliśmy się bliźniąt. Do tego końcówka ciąży była ryzykowna, trafiłam do szpitala na podtrzymanie. Paweł został sam w domu. Czekał na mój powrót, bo tęsknił… za codziennymi obiadami i uprasowanymi koszulami.”

Narodziny dzieci i zmiana priorytetów

„Kiedy wróciłam ze szpitala, czekała nas nowa rzeczywistość. Dwie malutkie istoty, które nie dawały spać. Ja byłam jak zombie – drzemałam po godzinie dziennie, głównie dzięki pomocy mamy. Paweł wracał zmęczony z pracy i był rozdrażniony płaczem niemowląt. Coraz częściej narzekał, iż nie rozmawiamy, iż nie ma już domowego obiadu trzy razy dziennie, iż w domu panuje bałagan.”

„Prosiłam go czasem, żeby po pracy wyniósł mi wózek, żebym mogła pójść z dziećmi na spacer. Czasem to robił, czasem mówił, iż jest za bardzo zmęczony. Wtedy szłam sama. Aż któregoś dnia, gdy znów poprosiłam go o pomoc, on bez słowa poszedł do sypialni, wyciągnął walizkę i oświadczył, iż przeprowadza się do swojej mamy w Sopocie. Że nie daje już rady, iż ten chaos go przerasta.”

Samotna matka bliźniaków

„Nie zatrzymywałam go. Rozumiem, iż każdy ma swoje granice. Ale od tamtej chwili minęły trzy miesiące. Żadnego telefonu, żadnego wsparcia. Dzięki mojej mamie jakoś sobie radzę. I – co zaskakujące – choćby się przyzwyczaiłam. Nie muszę gotować obiadów pod dyktando, nie muszę prać cudzych rzeczy. I coraz częściej zastanawiam się, czy w ogóle chcę, żeby Paweł wrócił.”

„Bo skoro potrafił mnie zostawić w najtrudniejszym momencie mojego życia – z dwójką noworodków na rękach – to jak mam mu kiedykolwiek zaufać? Ojcem się nie bywa tylko wtedy, gdy wszystko jest dobrze.”

Komentarz redakcji

Każdy dorosły człowiek ma swoją wizję życia rodzinnego. Dla jednych dzieci to źródło szczęścia, mimo zmęczenia i obowiązków. Inni pod ciężarem codzienności uciekają, zamiast podać rękę. Ale to właśnie w najtrudniejszych chwilach widać, kto jest partnerem, a kto tylko towarzyszem w dobrej pogodzie.

Monika odnalazła w sobie siłę. Nie czeka już na ratunek. Dziś nie pyta, gdzie jest jej mąż – pyta raczej, czy warto jeszcze go wpuszczać z powrotem.

Idź do oryginalnego materiału