Czerwcowe Opowieści

twojacena.pl 12 godzin temu

Czerwcowa opowieść

Historia zaczęła się od tego, iż buciki małej Zosi, które moja znajoma Ola suszyła na parapecie z braku balkonu, spadły w dół.

– Mówiłam ci, iż tak się kiedyś skończy – burknęła mama Oli, która często przychodziła posiedzieć z wnuczką. – Jak teraz je odzyskasz? Sto razy ci powtarzałam, iż nie ma co skakać po kałużach. Nie ma gdzie suszyć, nie ma zmiennego obuwia!

– Mamo, ale to przecież czerwcowy deszcz! Prawdziwa przyjemność przejść się po kałużach!

– W tym roku czerwiec wyjątkowo mokry.

Ola wychyliła się przez okno – na zewnątrz świeciło słońce, i rzeczywiście, buciki wylądowały na balkonie piętro niżej.

To był nowy blok, mieszkali tu stosunkowo krótko, i ani Ola, ani mama nigdy nie widziały sąsiada z dołu. Mówiono, iż mieszka tam jakiś stary kawaler.

Mama z córką często narzekały na konstrukcję budynku: – Po co temu sąsiadowi balkon, skoro nigdy na nim nie bywa? Lepiej zrobiliby balkon na naszym piętrze, a tak nie mamy gdzie suszyć!

– Idź teraz, zadzwoń do niego. W czym Zosia jutro pójdzie do przedszkola?

Zosia – kręcona trzyletnia dziewczynka – nie przejmująca się specjalnie brakiem butów, próbowała wyrzucić przez okno swojego pluszowego misia. Ale babcia w porę zatrzasnęła okno i pogroziła jej palcem.

Tymczasem Ola już zeszła do sąsiada.

– Nie ma go w domu. Jak zawsze.

Mama Oli odparła:

– Nowakowa z pierwszego klatki mówiła, iż pracuje jako kierowca autobusu. Spróbuj teraz zgadnąć, kiedy będzie w domu – jaki ma grafik?

– Później jeszcze spróbuję – mruknęła Ola.

Wieczorem schodziła kilkukrotnie, ale sąsiada wciąż nie było. Zosi współczująca koleżanka Oli przywiozła stare trampki, z których wyrosł jej syn – na kilka dni do przedszkola wystarczy.

Zosia była bardzo niezadowolona z nowego obuwia. Ale nic nie poradzisz – i następnego dnia, i kolejnego Ola z mamą schodziły na dół, ale sąsiad wciąż był nieuchwytny.

– Może w ogóle tu nie mieszka?

– A ja widziałam u niego wczoraj nocą, około drugiej, paliło się światło – oznajmiła Nowakowa z pierwszego klatki, która wpadła po sól i pogadać. – Goniłam swojego kota, łobuziarza, nie chciał wracać do domu.

– O drugiej w nocy? My już spałyśmy – zdziwiła się Ola.

– A czemu go wypatrujecie? Napiszcie mu liścik, włóżcie pod drzwi, tak a tak, na pańskim balkonie są nasze buciki, proszę je odnieść, bo nie możemy pana złapać w domu.

– Jak nam to do głowy nie przyszło? Świetny pomysł! Nie bez powodu wybrano panią starszą klatkową!

Tak też zrobili. Napisali liścik, Zosia też pomogła, narysowała na dole mordkę misia: „To portret misia!”. Mama z córką uroczyście zeszły na dół i wsunęły pod drzwi zwinięty karteluszek.

Tego samego wieczora ktoś zadzwonił do drzwi.

– Sąsiad!!! – krzyknęły jednocześnie Ola i Zosia (babcia już zdążyła wyjechać do siebie, Nowakowa też się pożegnała) i pobiegły otworzyć.

W progu stał bardzo wysoki, zupełnie nie stary, niebieskooki mężczyzna. Miał na sobie mundur kierowcy autobusu, przywitał się i z uśmiechem podał buciki oraz zabawkę: – Znalazłem to na moim balkonie. Wasze? – Zwrócił się do Zosi, która kiwnęła głową i zaczęła paplać: – A widziałeś portret misia? Chcesz zobaczyć mojego misia? Sąsiad osłupiał od takiego natarcia, tylko milcząco przytaknął.

Gdy Ola dziękowała mu za przyniesienie butów, Zosia już ciągnęła go za rękę do swojego pokoju, a Ola słyszała tylko urywki jej paplaniny: – A ja nie mam taty, a mama robi pyszne kakao!

– Pyszne kakao mówisz? Też lubię kakao – sąsiad próbował podtrzymać rozmowę. Ola ożywiła się:

– A może ugotuję kakao? Mam sprawdzony przepis. Lubi pan z cynamonem?

– Trochę mi głupio, ale od kakao nie potrafię odmówić. Babcia gotowała mi w dzieciństwie, od tamtej pory uwielbiam, właśnie z cynamonem.

Tak słowo po słowie, jedna filiżanka kakao za drugą, przesiedzieli do północy w kuchni z sąsiadem. choćby Zosia już poszła spać, mówiąc na pożegnanie z ufnością: – Wpadaj jeszcze, spodobałeś się nam! – a oni wciąż rozmawiali, Ola i Bartosz: o babciach, o kakao z ciasteczkami, o tym, co kto lubi, o czerwcowym deszczu, o tym, iż zostać kierowcą autokarów międzymiastowych to było jego dziecięce marzenie.

Potem zaczął padać letni deszcz, głośny i niespodziewany, niosąc ze sobą chłód i zapach kwitnących za oknem drzew, a Bartosz ocknął się: – No to ja już pójdę!

Ola, zupełnie jak Zosia, powiedziała: – Wpadaj pan jeszcze! – o mało nie dodając, iż spodobał się jej tak samo jak córce.

Bartosz potem wpadał jeszcze wiele razy.

– Ona mu zawsze przed pracą gotuje kakao, a to przecież ja ją nauczyłam! I oboje uwielbiają spacery w deszczu! – zwierzała się Nowakowej rok później babcia Zosi, spacerując z wózkiem i młodszym bratem dziewczynki.

Nowakowa westchnęła z rozmarzeniem: – Uwielbiam kakao…

Idź do oryginalnego materiału