CZERWONE MIĘSO: Sztuka Przygotowania i Tradycje w Polskiej Kuchni

newskey24.com 3 dni temu

9 marca 2025, Warszawa nocna zmiana na oddziale położniczym

Przybyłem do sali porodowej, by obejrzeć zapis serca płodu podczas porodu. EKG maluszka wyglądało idealnie zupełnie prawidłowo. Patrzyłem, jak linia wyjeżdża w kształcie węża z monitora i myślałem o pacjentce, której dziecko zachorowało tak poważnie, iż musieliśmy pozwolić jej wrócić do domu. Teraz musiałem skontaktować się z inną położną, aby zabezpieczyć przyjęcie w oddziale ratunkowym.

Czy wszystko jest w porządku? zapytała zaniepokojona ciężarna, wpatrując się w moje oczy. Co to za sygnał na monitorze? Czy coś jest nie tak? dodała, zwracając się do mnie z wyraźnym niepokojem.

Najtrudniejsze w naszej profesji jest umiejętność trzymania twarzy. Całe nasze życie zawodowe to nieustanne uczenie się diagnozowanie, składanie fragmentów w całość, obserwowanie, cierpliwe czekanie, nieingerowanie, kiedy nie jest to potrzebne, a jednocześnie szybkie podejmowanie adekwatnych decyzji. Nigdy nie szkolono nas w sztuce aktorskiej.

Po ciężkiej operacji, w środku nocy, kiedy oczy spłukane są lodowatą wodą, zanim zdążę odetchnąć i wytrzeć krew, która przypadkowo spłynęła na buty, ruszam do przyjęcia i witam nowego pacjenta z szczerym uśmiechem. To najważniejsze przywitać przerażoną i zdezorientowaną osobę przywiezioną karetką, zapewnić ją, iż jest bezpieczna, iż jest pożądana i iż czekają na nią lekarze, by pomóc, ulżyć i wyleczyć.

Nikt nie uczy nas, iż chory czuje strach. Niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy profesjonalistami i jak radzimy sobie w trudnych sytuacjach, musimy potrafić zachować spokój, bo strach zniekształca rzeczywistość własną i cudzą.

Za progiem szpitala chorują rodzice, dzieci gubią klucze i siedzą na schodach, czekając na kogoś, w oddziale intensywnej terapii nie stabilizuje się ciężarna z nienarodzonym dzieckiem, a w sali operacyjnej pielęgniarka przeżywa kryzys nadciśnieniowy. Wszystko to kręci się w naszej głowie, ale gdzieś wyżej, ponad naszą twarz, tkwi jeszcze większy ciężar. Trzymać twarz jest trudne, szczególnie kiedy wiesz, iż za piętnaście minut może nastąpić katastrofa.

Musiałem przezwyciężyć własny lęk, wydać niezbędne dyspozycje, spokojnie wytłumaczyć pacjentce, co się dzieje i dlaczego musimy działać szybko, uspokoić ją i jej bliskich, uzyskać zgodę na operację i pobiec przed wózek ratunkowy. Biegłem, zrzucając kurtkę w biegu, trzymając twarz.

Potem, schodząc ze sceny, nie wchodząc do audytorium, ale za kulisy, najtrudniej było, gdy katastrofa już się wydarzyła. Wtedy również trzeba utrzymać twarz, zapomnieć o zimnie w piersi i rozmawiać rozmawiać z pacjentami, ich rodzinami, nieznajomymi, z samym sobą, z Bogiem, z utrwalonymi myślami, z przełożonymi, znów z rodzinami pacjentów, znów z samym sobą

Dopóki nie uwolnię tego nieprzyjemnego bólu w klatce i nie uda mi się wziąć pełnego oddechu, rozumiejąc, iż kolejny dyżur wyznaczył nową granicę mojej wytrzymałości. Po godzinie, schodząc na konsultację do nowego pacjenta, wciąż trzymałem twarz, starając się nie zdradzić zmęczenia, ledwie dotykając skóry pod lewą obojczykiem.

Lekarze popełniają błędy. Każdy. choćby ci, których nazywa się od Boga. Bo są ludźmi. Nie popełniają błędów tylko ci, którzy nie pracują. choćby najprecyzyjniejszy sprzęt zawodzi, bo został stworzony przez ludzi. A ludzie pomyłkowi są z natury.

Najgorsze jest wtedy, kiedy zdamy sobie sprawę, iż popełniliśmy błąd. Myśląc w kółko o tym, co mogło być inaczej. Nie ma odpowiedzi, jaki byłby wynik, gdybyśmy zrobili to inaczej. I już nigdy nie dowiemy się.

Patrząc na zupełnie normalne EKG zmęczonymi oczami, zauważam, iż po latach przyzwyczajenia do zmęczenia widok taki staje się codziennością. Nie zwróciłem uwagi na w pełni prawidłowy wynik badania, bo nikt go nie dostrzegł. Liczyłem leki według protokołów. Nie przybiegłem na czas albo spóźniłem się. Nie zauważyłem czegoś na rentgenie albo zobaczyłem coś zupełnie nieodpowiedniego. Ręka z nożyczką przypadkowo się zesunęła i przykręciła się do naczynia dlaczego wczoraj, przedwczoraj, rok temu tego nie stało się? Może sześć dyżurów w dwa tygodnie to za dużo? A w domu leży moja mama po udarze. W medycynie czas jest względny, a najbliżsi odchodzą już od honorowego miejsca przy stole.

Najstraszniejsze jest nie zrozumieć, co zrobiło się źle, bo wtedy błąd może się powtórzyć. Ile jeszcze książek muszę przeczytać, ile szkoleń przejść, ile nocy przespac nie spać, by nie popełnić tego ponownie? Kto to określi? A jak odgonić myśl, iż istnieją jeszcze surowe statystyki? Przerażająca statystyka medyczna, bezdusznym głosem liczb mówi, iż na tysiąc porodów, operacji, zabiegów przypada trzy, pięć, dziesięć komplikacji na całym świecie, codziennie, co miesiąc, co rok. To czyjeś życie, zdrowie, tragedia.

Co więc ma zrobić lekarz, który stał się częścią tej statystyki? Stać przed ludźmi dręczonymi żałobą i mówić: To ja, wasz zabójca. Czy ktoś potrafi wyobrazić sobie taką sytuację? Tysiące nieszczęśliwych ludzi patrzy w twoją twarz, a ty jesteś jedyną przyczyną ich bólu. To ja. Niszczycie.

Dlaczego, kiedy lekarz pomyli się raz, giną w pamięci dziesiątki tysięcy razy, kiedy miał rację? Lekarze mylą się, bo są ludźmi. Bogowie nie popełniają błędów. To ich świat, ich dzieło, ich statystyka. Im więcej pracuję, tym bardziej rozumiem, iż jedynie wybrani mogą pojąć ich zamysł. My nie jesteśmy wybrani. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, zwykłymi lekarzami.

Lekcja, którą wyniosłem z tej zmiany: w naszej słabości tkwi prawdziwa siła. Muszę przyjąć własne ograniczenia, zachować twarz, ale nie ukrywać lęku przed sobą. Tylko otwartość i pokora pozwalają przełamać barierę między błędem a nauką, a to jest jedyny sposób, by naprawdę pomagać.

Idź do oryginalnego materiału