Czerwony Szlak: Podróż przez Polską Kulturę i Tradycje

newsempire24.com 4 dni temu

Dzień 27 kwietnia, środa.

Dziś po raz kolejny stanąłem w sali porodowej w szpitalu im. Marii SkłodowskiejCurie w Warszawie, aby obejrzeć zapis EKG płodu w trakcie porodu. Fala serca malucha wyglądała zupełnie normalnie. Patrzyłem, jak nitka wykresu sunie po ekranie, a w myślach przewijała się historia jednej z położnych, której dziecko zachorowało i musiała je wypisać do domu. Zostało mi więc do zorganizowania zastępstwo z inną położną ginekologiczną, aby zapewnić obsługę oddziału przyjęć.

Czy naprawdę coś jest nie tak? zapytała zatroskana przyszła mama, wpatrując się we mnie w oczy. Na monitorze coś niepokojącego? Mam wrażenie, iż jesteś bardzo skupiony.

Najtrudniej w naszej profesji jest utrzymać twarz. Całe życie uczymy się diagnozować, składać fragmenty w całość, obserwować, cierpliwie czekać, nie interweniować bez potrzeby i w jednej chwili podjąć adekwatną decyzję. Aktorstwo nie było częścią naszego szkolenia, a jednak po długiej, wyczerpującej operacji, kiedy nocą ocierałem oczy lodowatą wodą, nie zdążyłem jeszcze wytęc, by przetrzeć krew z butów, musiałem zejść na oddział przyjęć i przyjąć nowego pacjenta z uśmiechem, który nie był wymuszony, ale szczery.

To właśnie najważniejsze przyjaźnie i bezpiecznie przywitać człowieka, którego przywiózła karetka, uspokoić go i pokazać, iż jest w dobrych rękach, iż czekają na niego lekarze gotowi pomóc, ulżyć i wyleczyć. Nikt nas nie uczy, iż chorujący odczuwa strach. Bez względu na to, jak bardzo jesteśmy profesjonalni, musimy umieć zachować spokój, bo strach zniekształca rzeczywistość zarówno naszą, jak i pacjenta.

Za progiem szpitala chorują rodzice, dzieci zagubiły klucze i siedzą na schodach, czekając na pomoc. W reanimacji nie stabilizuje się ciężko w ciąży z martwym płodem, a w sali operacyjnej położna doświadcza kryzysu nadciśnieniowego. To wszystko wiruje w naszej głowie, ale gdzieś wyżej, poza twarzą, kryje się prawdziwe wyzwanie utrzymać własną twarz.

Szczególnie ciężko, gdy wiesz, iż za piętnaście minut może nastąpić katastrofa. Muszę pokonać własny lęk, wydać wszystkie niezbędne polecenia, spokojnie wytłumaczyć pacjentce, co się dzieje i dlaczego tak się pośpieszyliśmy, uspokoić jej bliskich, uzyskać zgodę na operację i ruszyć w stronę sali zabiegowej, rozbierając się w biegu, ciągle trzymając twarz w ryzach. Potem zejść ze sceny, nie na salę, a za kulisy.

Najtrudniej jest zachować spokój, gdy katastrofa już się wydarzyła. Wtedy trzeba dalej rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać z pacjentami, ich rodzinami, nieznajomymi, samym sobą, z Bogiem, z własnymi utkniętymi myślami, z przełożonymi, ponownie z rodziną pacjenta i z samym sobą, aż w końcu uda się uwolnić ten ciężki ból z klatki i wziąć pełny oddech, zdając sobie sprawę, iż kolejny osobisty szew na sercu już się pojawił.

Godzinę później, schodząc na konsultację do kolejnego chorego, trzymam twarz, walcząc jak mogę, niepostrzeżenie pocierając skórę pod lewą obojczykiem. Bo lekarze się mylą. Wszyscy się mylą. choćby ci, co mówią od Boga. Po prostu są ludźmi. Nie mylą się jedynie ci, którzy nie pracują. choćby najprecyzyjniejsze maszyny zawodzą, bo zostały stworzone przez ludzi. Błądzić to nasza natura.

Najstraszniejsze jest zrozumieć, kiedy popełniło się błąd i nieustannie wracać w myślach do momentu, w którym mogło się coś skończyć inaczej. Nie ma odpowiedzi, co by było, gdyby tak zrobił i nigdy nie dowiemy się, co mogło się stać.

Pytam siebie: Czy patrzyłem na zupełnie normalną kardiografię zmęczonymi oczami? Moje oczy przyzwyczaiły się do tej zmęczenia latami. Czy zignorowałem normalny wynik, na który nikt by nie zwrócił uwagi? Czy dawkowałem leki ściśle według protokołów? Czy przybiegłem na czas, czy spóźniłem się? Czy patrząc na prześwietlenie przegapiłem coś? Czy ręka z skalpelem niespodziewanie się poruszyła i zsunęła klips z naczynia? Dlaczego wczoraj, przedwczoraj, rok temu to się nie stało?

Sześć dyżurów w dwa tygodnie to wiele, zwłaszcza gdy w domu leży matka po udarze. W medycynie czas jest względny, a najbliżsi od lat czekają na godne zakończenie. Najgorsze jest nie zrozumieć, co zrobiło się źle, bo wtedy błąd może się powtórzyć. Ile jeszcze książek, szkoleń i bezsennych nocy potrzeba, by tego uniknąć? Kto to powie? A jak odgonić myśl, iż istnieją statystyki? Straszne statystyki medyczne mówią, iż na tysiąc porodów, operacji czy zabiegów przypadają trzy, pięć, dziesięć komplikacji codziennie, co miesiąc, co rok. To czyjeś życie, zdrowie, tragedia.

Co powinien zrobić lekarz, gdy sam wpadnie w tę statystykę? Stać przed ludźmi złamanymi żałobą i powiedzieć: To ja, wasz morderca. Czy ktoś potrafi wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji? Gdy setki, tysiące ludzi cierpią, a ty stoisz naprzeciwko nich Ty jesteś ich jedyną nadzieją. To ja. Zniszczam.

Dlaczego, gdy lekarz popełni błąd raz, zapominają o dziesiątkach tysięcy razy, kiedy miał rację? Bo lekarze są ludźmi. Bóg nie popełnia błędów. To Jego świat, Jego stworzenie, Jego statystyka. Im więcej pracuję, tym bardziej rozumiem, iż tylko wybrani mogą pojąć jego zamysł. My nie jesteśmy wybrani. Jesteśmy zwyczajni. Zwyczajni ludzie. Zwyczajni lekarze.

Nauczyłem się, iż prawdziwa odwaga lekarza polega nie na braku lęku, ale na umiejętności zachować twarz i serce w równowadze, mimo iż każdy dzień niesie ze sobą ryzyko pomyłki. To właśnie ta równowaga chroni pacjentów i pozwala nam iść dalej.

Idź do oryginalnego materiału