— Dzień dobry. Jestem żoną Jurka. Mogę wejść?
Od tygodnia w Akademii Medycznej wrzało przed nadchodzącymi zawodami siatkówki. Drużyna medyków miała zmierzyć się z drużyną Politechniki. Przyjaciółka od rana namawiała Małgosię, by poszły obejrzeć mecz.
— Nie lubię siatkówki, w ogóle nie interesuję się sportem. Nic w tym nie rozumiem — wymigiwała się Małgosia.
— Co tu rozumieć? Po prostu będziemy kibicować naszym, żeby wygrali. No proszę, zrób to dla mnie — błagała Kasia.
— Nie wygrana naszych cię obchodzi, tylko Marek — westchnęła Małgosia i w końcu się zgodziła.
W hali było tłoczno, wszystkie ławki wzdłuż jednej ściany zajęte. Gra wciągnęła choćby Małgosię. niedługo krzyczała razem z innymi i wymachiwała chorągiewkami. Medycy mieli czerwone, kibice Politechniki — niebieskie. Ostatecznie wygrali medycy. Przyjaciółki cieszyły się, jakby to był ich własny sukces.
— Do domu? — zapytała Małgosia, kiedy wyszły z budynku uczelni.
Dawno zrobiło się ciemno, zapalono latarnie.
— Poczekajmy na Marka, pogratulujemy mu. Zaraz się przebierze i wyjdzie — prosiła Kasia ochrypłym od krzyku głosem.
Czekać nie trzeba było długo. Marek wyszedł razem z jakimś chłopakiem. Zauważył dziewczyny, podszedł i przedstawił im swojego przeciwnika z meczu — Jurka. Okazało się, iż przyjaźnili się od szkoły. Szli we czwórkę, dyskutując o meczu. Potem rozdzielili się — Marek odprowadził Kasię, a Jurek Małgosię. Od tego dnia zaczęli się spotykać.
Rok później, gdy Małgosia skończyła studia, pobrali się. Jurek ukończył naukę wcześniej, już pracował. Rodzice obojga dołożyli się do wkładu własnego, a młodzi kupili dwupokojowe mieszkanie na kredyt, z myślą o przyszłych dzieciach.
Trzy lata po ślubie Małgosia urodziła syna, a sześć lat później córkę.
Między urlopami macierzyńskimi pracowała w przychodni stomatologicznej, lecząc wszystkich krewnych, znajomych i ich znajomych. Jurek był inżynierem w dużej firmie. W siatkówkę grał teraz rzadko, głównie latem na plaży. Ale formy nie stracił, wciąż był wysportowany i przystojny. Za każdym razem, gdy patrzyła na męża, Małgosia przypominała sobie ich pierwsze spotkanie. Teraz trudno było uwierzyć, iż mogli się nigdy nie poznać — przecież wtedy nie chciała iść na ten mecz.
Oczywiście, między nimi nie było już tej namiętności co w pierwszym roku małżeństwa, ale żyli zgodnie. Zapraszali gości na święta, w weekendy jeździli na grilla do znajomych na działki, latem wypoczywali nad morzem. choćby dwa razy wybrali się do Turcji. Raz sami, raz z synem Kamilem, gdy Zosia była jeszcze tylko w planach. Wśród znajomych uchodzili za idealną parkę. Jedną z nielicznych, która przetrwała do dziś.
Kasia zazdrościła przyjaciółce w dobrym tego słowa znaczeniu. Uważała, iż to dzięki niej Małgosia i Jurek są razem. Gdyby wtedy nie namówiła Małgosi na mecz, nigdy by się nie spotkali. A u Kasi z Markiem nie wyszło. Wyszła za mąż, rozwiodła się po dwóch latach i wciąż szukała swojego szczęścia.
Pewnego wieczoru Małgosia odrabiała lekcje z synem, który chodził do piątej klasy. Córka rysowała obok, przechylając głowę i wystawiając język z wysiłku.
— Mamo, chyba dzwoni telefon — powiedział Kamil, odrywając wzrok od zeszytu.
Małgosia nadstawiła ucha. Rzeczywiście, telefon wibrował. W domu zwykle wyłączała dźwięk. Dzwonili do niej często. Ktoś znajomy z bólem zęba prosił o radę, co wziąć, by dotrwać do rana. Ktoś inny błagał, by przyjęła w przychodni swojego ważnego znajomego lub szefa. choćby bez dźwięku, na wibracji, zawsze odbierała. Była lekarzem, nie mogła odmówić pomocy.
Tym razem dzwoniła Kasia. Małgosia odebrała i od razu powiedziała, iż jest zajęta z synem, i poprosiła, by zadzwoniła później.
— Później będzie za późno — odparła Kasia. — Jurka nie ma w domu, prawda?
— Jeszcze nie wrócił z pracy. Mówił, iż się spóźni. Czego potrzebujesz?
— Nie jest w pracy. Właśnie widziałam go w restauracji z ładną dziewczyną. Jestem tu z kolegą. Wyszłam specjalnie, żeby do ciebie zadzwonić. Wsiedli do jego auta i odjechali, pewnie do niej. Wybacz, przyjaciółko, ale to nie przypadek. Między nimi jest coś poważnego. Mam wprawne oko. Słyszysz?
— Słyszę — odparła cicho Małgosia.
Wiedziała, iż Jurek podoba się kobietom. Ale nigdy nie dał powodu, by wątpić w jego wierność. Kasia piła, mogło jej się wydawać wszystko. Może w ogóle się pomyliła? A może Małgosia po prostu przegapiła sygnały nadchodzącej katastrofy?
— Wypiłam kilka — dodała Kasia, jakby czytała w myślach. I głos miała trzeźwy. — Nie myśl, iż dzwonię z zazdrości. Bardzo mi na was zależy. Nigdy nie próbowałam ci go odebrać. Był tobą oczarowany. Ale nie mogę milczeć. Ostrzeżona — to znaczy uzbrojona.
Kolega, z którym jestem w restauracji, pracuje w policji. Chcesz, żeby sprawdził, kim ona jest? Myślę, iż mi nie odmówi. Sama bym jej te wlosy powyrywała bez znieczulenia. Ale ty decyduj, czy chcesz to wiedzieć. Tylko pamiętaj — tacy faceci jak on nie leżą na ulicy. Masz dwoje dzieci. Więc? Sprawdzić?
Gdyby zadzwonił ktoś inny, może nie uwierzyłaby. Ale Kasi ufała. Nie kłamałaby. Po co?
— Czemu milczysz? — zapytała przyjaciółka.
— Sprawdź — powiedziała Małgosia i odrzuciła telefon, jakby to on był wszystkiemu winny.
— Mamo! — zawołał Kamil.
— Zaraz.
Poszła do kuchni, stanęła przy oknie. Trzęsły się jej ręce. Jurek… z inną… Przypomniał jej się stary film: *To nie może być prawda!* Ale Kasia znała go tyle lat — nie mogła się pomylić.
Zimne palce splotła w mocny uścisk. Serce bolało, twarz płonęła, a w środku rozlePo roku Krystyna przeprowadziła się do innego miasta, a Jurek pewnego wieczoru przytulił Małgosię mocniej niż zwykle i szepnął: „Przepraszam, jeszcze nie wiesz, za co, ale kiedyś zrozumiesz”.