— Dzień dobry. Jestem żoną Jurka. Można wejść?
Od tygodnia w Akademii Medycznej wrzało przed nadchodzącymi zawodami w siatkówce. Drużyna medyków miała grać przeciwko politechnice. Przyjaciółka od rana namawiała Basię, żeby poszła na mecz.
— Nie lubię siatkówki, ogólnie sport mi nie leży. Nic z tego nie rozumiem — broniła się Basia.
— Co tu rozumieć? Będziemy kibicować naszym, żeby wygrali. No proszę, dla mnie — błagała Kinga.
— Nie wygrana cię obchodzi, tylko Tomek — westchnęła Basia, ale w końcu się zgodziła.
W hali było pełno ludzi, wszystkie ławki zajęte. Gra jednak wciągnęła i Basię. niedługo krzyczała razem z innymi i machała pomponami. Medycy mieli czerwone, kibice politechniki — niebieskie. Ostatecznie drużyna medyków wygrała. Przyjaciółki cieszyły się, jakby to był ich własny sukces.
— Do domu? — spytała Basia, kiedy wyszły z budynku.
Było już ciemno, zapaliły się latarnie.
— Poczekajmy na Tomka, pogratulujemy. Zaraz się przebierze i wyjdzie — poprosiła Kinga ochrypłym od krzyku głosem.
Czekać nie trzeba było długo. niedługo Tomek wyszedł z jakimś chłopakiem. Zauważył dziewczyny, podszedł i przedstawił im swojego przeciwnika z meczu — Jurka. Okazało się, iż przyjaźnili się od szkoły. Szli we czwórkę, rozmawiając o meczu. Potem podzielili się: Tomek odprowadzał Kingę, a Jurek Basię. Od tego dnia zaczęli się spotykać.
Rok później, kiedy Basia skończyła studia, z Jurkiem wzięli ślub. Jurek ukończył naukę wcześniej, już pracował. Rodzice obojga dołożyli się do pierwszego wkładu, a młodzi kupili dwupokojowe mieszkanie na kredyt, z myślą o przyszłych dzieciach.
Trzy lata po ślubie Basia urodziła syna, a sześć lat później córkę.
Między urlopami macierzyńskimi pracowała w przychodni stomatologicznej, lecząc wszystkich krewnych i znajomych. Jurek był inżynierem w dużej firmie. W siatkówkę grał teraz rzadko, głównie latem na plaży. Ale formy nie stracił, wciąż był wysportowany i przystojny. Za każdym razem, gdy patrzyła na męża, Basia przypominała sobie ich pierwsze spotkanie. Teraz trudno było sobie wyobrazić, iż mogli się nigdy nie poznać — przecież nie chciała iść na ten mecz.
Oczywiście, nie było już między nimi tej namiętności co na początku, ale żyli zgodnie. Zapraszali gości na święta, jeździli na grilla do znajomych na działki w weekendy, wyjeżdżali nad morze. choćby kilka razy byli w Turcji. Raz tylko we dwoje, a raz z synem Jakubem, gdy Zosia była jeszcze w planach. Wśród przyjaciół uchodzili za idealną parę. Jedni z nielicznych, którzy dotrwali do dziś.
Kinga trochę zazdrościła przyjaciółce. Uważała, iż Basia i Jurek zawdzięczają swoje szczęście właśnie jej. Gdyby nie namówiła Basi na mecz, nigdy by się nie spotkali. A jej z Tomkiem nie wyszło. Wyszła za mąż, rozwiodła się po dwóch latach i wciąż szukała swojego szczęścia.
Pewnego wieczoru Basia odrabiała lekcje z synem, który chodził do piątej klasy. Córka rysowała obok, z językiem wystawionym od wysiłku.
— Mamo, chyba ktoś dzwoni — powiedział Jakub, odrywając wzrok od zeszytu.
Basia posłuchała. Rzeczywiście, wibrował jej telefon. Zwykle wyłączała dźwięk w domu. Dzwonili często — znajomi z bólem zęba albo ci, którzy błagali o przyjęcie kogoś ważnego. Choć dźwięk miała wyłączony, zawsze odbierała. Była lekarzem, nie mogła odmówić pomocy.
Tym razem dzwoniła Kinga. Basia odebrała i od razu powiedziała, iż jest zajęta z synem, i poprosiła, żeby zadzwoniła później.
— Późno będzie za późno — odparła Kinga. — Jurka nie ma w domu, prawda?
— Jeszcze nie wrócił z pracy. Mówił, iż się spóźni. Czegoś potrzebujesz?
— On nie jest w pracy. Właśnie widziałam go w restauracji z jakąś ładną dziewczyną. Jestem tam z kolegą. Wyszłam specjalnie, żeby do ciebie zadzwonić. Wsiedli do jego samochodu i odjechali, pewno do niej. Wybacz, ale to nie przypadek. Między nimi coś jest. Słyszysz?
— Słyszę — odpowiedziała Basia.
Wiedziała, iż Jurek podobMijały lata, a ich życie powoli wracało do normy, choć cień tamtego dnia na zawsze pozostał w ich sercach.