Czy jestem złym ojcem, bo nie stać mnie na zakup mieszkań dla dzieci?

twojacena.pl 2 tygodni temu

Przesyłam serdeczne pozdrowienia!

Cześć wszystkim!

Mam na imię Michał Kowalski i zdecydowałem się wylać swoje troski na papier, licząc na radę. Przekroczyłem już siedemdziesiątkę, całe życie starałem się być dobrym człowiekiem i ojcem z zasadami. Teraz siedzę i myślę, czy aby na pewno wszystko robiłem dobrze? Moje własne dzieci, które kiedyś przytulałem, teraz nie dają mi spokoju; ciągle słyszę wyrzuty i nie wiem, jak z nimi sobie poradzić.

Niedawno mieliśmy małe rodzinne spotkanie w naszym starym domu pod Warszawą. Myślałem, iż usiądziemy, porozmawiamy, powspominamy. Ale wtedy zjawił się mój syn Piotr, już nieco pijany, z zaczerwienionymi oczami. Zaczął atakować wszystkich – najpierw siostrę, potem jej męża. Jako ojciec chciałem pokojowo go uspokoić, powiedzieć, iż to nieodpowiednie zachowanie. I co myślicie, co się stało? Piotr eksplodował złością! Krzyknął, żebym przestał mu narzucać swoje mądrości, iż zniszczyłem mu życie. „Inni rodzice kupują mieszkania dla dzieci, a ty co mi dałeś?” – wrzeszczał, chwiejąc się.

Byłem w szoku. A w dodatku moja córka, Anna, zamiast wesprzeć ojca, podjęła jego słowa jak echo. „Tak, tato, przez ciebie z Piotrem wciąż wynajmujemy pokoje! Chociaż po małym mieszkaniu mógłbyś nam sprawić, a ty…” Stałem tam, patrzyłem na nich i nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.

Powiem wam szczerze: z moją zmarłą żoną, świętej pamięci, całe życie ciężko pracowaliśmy. Byliśmy nauczycielami w szkole – ja uczyłem matematyki, a ona języka polskiego. Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Warszawą, kochając swoją pracę z całego serca. Należymy do pokolenia, które znało wartość pracy, szanowało starszych i ceniło każdy kawałek chleba. Nigdy niczego nie kradliśmy, ale też nigdy niczego nam nie brakowało. Zawsze mieliśmy co jeść i w co się ubrać. Wychowaliśmy dzieci, daliśmy im wykształcenie. Piotr, co prawda, przerwał studia – nie chciał się uczyć, a Anna, choć skończyła uniwersytet, nie pracuje w zawodzie – czy to z powodu braku chęci, czy możliwości, nie wiem.

Gdzie popełniliśmy błąd?
Widać, nie daliśmy dzieciom tego, co nosiliśmy głęboko w sercu. Marzyłem o spokojnej starości – siedzieć na ganku, bawić wnuki, cieszyć się ich śmiechem. A co teraz? Piotr, już raz rozwiedziony, popija sobie, o dzieciach choćby słyszeć nie chce. Anna urodziła bliźniaki, ale one tylko wpatrują się w swoje telefony i tablety. Powiedziałem kiedyś, iż to nie jest w porządku, iż dzieci powinny kontaktować się z ludźmi, a nie z ekranami. W odpowiedzi usłyszałem: „Tato, teraz takie mamy czasy!” I jak mam znaleźć z nimi wspólny język, powiedzcie?

Najbardziej jednak boli ich niewdzięczność. Nie widzą, ile z żoną dla nich zrobiliśmy! A jakie mieszkania miałbym im kupić? Przez całe życie żyliśmy z nauczycielskich pensji, teraz ledwo wiążę koniec z końcem z emerytury. choćby teraz, staruszek, udaje mi się coś odłożyć – czy to na święta, czy dla wnuków na słodycze. A oni w twarz mi wypominają, iż zniszczyłem im życie, iż przez mnie niczego nie mają.

Pieniądze – wieczny problem
Jak mogę kupić im mieszkania? Jestem sam, emerytura mała, ledwo wystarcza na chleb. A oni wymagają, jakbym był milionerem! Piotr wiecznie zadłużony, przepija wszystko, co zarobi, a Anna z mężem ciągle narzekają, iż czynsz zjada ich budżet. Próbowałem tłumaczyć synowi: „Piotrze, z matką stawialiśmy was na nogi w trudnych czasach, a nie narzekaliśmy. Dlaczego ty nie możesz?” A on tylko ręką machnął: „Nic nie rozumiesz, ojcze”.

Serce mi pęka, gdy to słyszę. Czy to moja wina, iż nie stałem się bogaczem? Czy wszystko, co dałem – miłość, troska, dobre imię – nie ma żadnej wartości? Wnuki rosną, a ja ich prawie nie znam – choćby nie chcą do mnie przyjeżdżać. Anna kiedyś przywiozła je na weekend, a one cały dzień spędziły przed ekranami. Zaproponowałem, żeby poszły ze mną nad rzekę, na grzyby. A one: „Dziadku, nie przeszkadzaj”. I jeszcze córka mnie zrugała, iż ich nie rozumiem.

Powiedzcie, dobrzy ludzie, czy to ja zwariowałem? Czy faktycznie takie są czasy, iż dzieci od rodziców wymagają bogactw, a nie miłości? Całe życie wierzyłem, iż rodzina to ostoja, a teraz czuję się obcy wśród własnych dzieci. Czy coś przeoczyłem, źle ich wychowałem? Czy może świat się zmienił i teraz miłość ojca nic nie znaczy, jeżeli nie ma za nią milionów?

Będę wdzięczny za każde wasze słowo. Chcę zrozumieć, gdzie leży prawda, a gdzie moja wina. Może mi podpowiecie, jak dalej żyć z tym ciężarem na sercu?

Idź do oryginalnego materiału