Czy naprawdę chrzest w restauracji wymaga kosztownego prezentu?

twojacena.pl 1 tydzień temu

„Jan, chrzciny w restauracji? Trzeba będzie kupić prezent!”
Powiedziałem to mojej żonie, kiedy dowiedzieliśmy się, iż nasza córka urządza huczne chrzciny dla swojego dziecka. To historia o tym, jak z żoną próbowaliśmy zrozumieć, jak adekwatnie uczcić chrzest wnuczki i dlaczego wywołało to tyle sporów.

**Zaproszenie na chrzciny**
Nasza córka, Kasia, urodziła córeczkę pół roku temu. Wnuczka, Zosia, to nasze pierwsze dziecko w rodzinie, i ja z Janiną nie możemy się jej napatrzeć. Gdy Kasia oznajmiła, iż planuje chrzciny, ucieszyłem się – to ważne wydarzenie i chciałem, żeby wszystko poszło zgodnie z tradycją. Ale potem dodała, iż chrzciny nie odbędą się tylko w kościele z poczęstunkiem w domu, ale w restauracji, z tłumem gości, prowadzącym i choćby fotografem. Zdziwiłem się: „Kasia, po co tak wystawnie? To przecież chrzciny, nie wesele!”

Kasia wytłumaczyła, iż chce, by wszystko było piękne i zapadło w pamięć. Jej mąż, Wojtek, ją poparł – to ich pierwsze dziecko i chcą świętować wyjątkowo. Nie sprzeczałem się, ale w środku czułem niepokój. Ja z Janiną jesteśmy prostymi ludźmi, całe życie żyliśmy skromnie, a takie wydatki na chrzciny wydawały nam się przesadą.

**Kwestia prezentu**
Najtrudniej było, gdy zacząłem myśleć o prezencie. Na chrzciny zwykle daje się coś znaczącego: krzyżyk, obrazek święty, pieniądze na przyszłość dziecka. Ale Kasia dała do zrozumienia, iż w restauracji będą goście i „nie wypada przyjść z pustymi rękami”. Spytałem: „To znaczy, iż mam dać pieniądze w kopercie?” Odpowiedziała wymijająco: „No, jak chcecie, ale wszyscy coś dają”. Zastanowiłem się – pięćset złotych w kopercie to trochę mało, ale więcej nie mamy. Emerytura skromna, a oszczędności poszły na naprawę dachu.

Janina zaproponowała, żeby w ogóle nie iść do restauracji. „Przyjdźmy następnego dnia, pogratulujmy Zosi w domu, damy coś od serca” – powiedziała. Zgodziłem się – w domu będzie przytulniej i nie trzeba się zastanawiać, ile włożyć do koperty. Postanowiliśmy kupić srebrny krzyżyk i piękną Biblię dla dzieci – prezent symboliczny i szczery.

**Rozmowa z córką**
Gdy powiedziałem Kasi o naszym planie, obraziła się. „Tato, jak to, nie przyjdziecie na chrzciny? To istotny dzień dla Zosi, a wy tak po prostu rezygnujecie!” Próbowałem wytłumaczyć, iż nie jesteśmy przeciwko chrztom, tylko nie chcemy uczestniczyć w tym „restauracyjnym show”. Ale Kasia wzięła to do siebie. „Wszyscy dziadkowie będą, a wy co, nie chcecie być częścią rodziny?” – rzuciła. To mnie zabolało. Oczywiście chcemy, ale dlaczego koniecznie w restauracji?

Janina była stanowcza: „Jeśli chcą wydawać kupę pieniędzy, ich sprawa, a my lepiej posiedzimy z wnuczką w domu”. Ale widziałem, iż Kasia jest smutna, i zacząłem się zastanawiać. Może rzeczywiście jesteśmy zbyt staroświeccy? Może powinniśmy iść, choćby jeżeli nam to nie odpowiada?

**Jak znaleźliśmy rozwiązanie**
W końcu znaleźliśmy kompromis. Z Janiną poszliśmy do kościoła na sam obrzęd chrztu – było wzruszająco i uroczyście. Zosia w białej sukience wyglądała jak aniołek. Na bankiet w restauracji nie poszliśmy, ale następnego dnia zajrzeliśmy do Kasi i Wojtka. Daliśmy krzyżyk i Biblię, posiedzieliśmy z wnuczką, wypiliśmy herbatę. Kasia początkowo była urażona, ale potem się rozchmurzyła, zwłaszcza gdy zobaczyła, jak Zosia do nas lgnie.

Zrozumiałem, iż tradycje każdy ma swoje. Dla Kasi istotny był wystawny święt, a dla nas z Janiną – po prostu być przy wnuczce. Ale zostało pytanie: czy teraz każda rodzinna uroczystość będzie taka – z kopertami i obowiązkami?

Jeśli mieliście podobne sytuacje, napiszcie, jak sobie radziliście. Jak znaleźć złoty środek między swoimi przekonaniami a oczekiwaniami dzieci? A może my z Janiną jednak przesadzamy z tą „skromnością”? Podzielcie się radą.

Idź do oryginalnego materiału