„Czy z alimentów na dziecko muszę płacić alimenty za brata na jego dzieci?”

polregion.pl 19 godzin temu

Wybuchnęłam śmiechem: to znaczy, iż mam z alimentów, które mój były płaci na nasze dziecko, płacić alimenty za brata na jego dzieci?

No proszę! Więc z pieniędzy, które mój ex zalicza na naszego synka, mam sponsorować dzieci mojego brata? A mama uważa, iż to zupełnie normalne, iż powinnam mu pomóc. Ta cała historia zaczęła się kilka lat temu, kiedy moje życie i tak przypominało telenowelę z wątkiem pobocznym o kosmicznym bałaganie.

Rozwód i nowe realia
Rozwiodłam się z mężem, gdy nasz synek miał pięć lat. Było ciężko: awantury, podział garnków i mebli, sądy bez końca. W efekcie zostałam z dzieckiem, a były miał obowiązek płacić alimenty. Kwota? No cóż, 25% od jego minimalnej pensji, bo jakżeby inaczej – oficjalnie zarabiał grosze. W rzeczywistości miał znacznie więcej, ale udowodnić to w sądzie mi się nie udało. Więc żyłyśmy skromnie: ja pracowałam w biurze, dorabiałam na freelancie, a alimenty szły na przedszkole i zajęcia dodatkowe synka.

Mama zawsze mnie wspierała. Pomagała z dzieckiem, przynosiła zakupy, czasem dorzuciła parę złotych. Ale miała jeden słaby punkt – mojego młodszego brata, Darka. Dwudziestoośmiolatek, wiecznie w kłopotach: raz pracę straci, raz z dziewczyną zerwie, raz długi narobi. Mama uważała, iż ja, jako starsza siostra, powinnam go „ciągnąć”. Nie miałam nic przeciwko pomocy w drobiazgach, ale to, co wydarzyło się później, przewróciło mój świat do góry nogami.

Darek i jego „sprawy rodzinne”
Darek ma dwoje dzieci od dwóch różnych kobiet. Z pierwszą rozstał się, gdy córeczka miała dwa latka, z drugą – gdy syn skończył roczek. Oficjalnie powinien płacić alimenty na oboje, ale jak się domyślacie – nie płaci. Pracuje na czarno, łapie jakieś dorywcze fuchy, więc „nic nie ma”. Jego ex-żony składały pozwy, ale co z tego – z pustego i Salomon nie naleje.

Aż tu pewnego dnia mama wpada do mnie i oznajmia: „Kasia, trzeba pomóc Darkowi. Jego była grozi, iż zgłosi go za niepłacenie alimentów, mogą go zamknąć. Przecież nie chcesz, żeby twój brat siedział?”. Zdziwiłam się: „Mamo, a ja niby do czego tu jestem potrzebna? Niech sam się martwi”. Ale mama już wszystko wymyśliła. Oświadczyła, iż to JA powinnam płacić alimenty za niego. No bo przecież mam dochód – alimenty od byłego, więc z nich można uregulować sprawę.

Logika rodem z kabaretu i przymus rodzinny
Początkowo myślałam, iż to żart. Jak to – płacić za brata z pieniędzy, które są przeznaczone na mojego syna? Ale mama mówiła poważnie. Tłumaczyła, iż muszę „postawić rodzinę na nogi”, iż Darek „wpadł w tarapaty”, a ja, jako starsza, powinnam go ratować. choćby wyciągnęła przykłady z młodości, jak sama pomagała rodzeństwu. Próbowałam wyjaśnić, iż to nie to samo, iż u mnie każda złotówka ma swoje miejsce, ale mama nie słuchała.

Co gorsza, już zdążyła pogadać z Darkiem, a ten najwyraźniej był zachwycony tym pomysłem. Zadzwonił do mnie i zaczął opowiadać, jak mu źle, jak „go dopierdzielają” i iż ja mogę „z łatwością rozwiązać problem”. Byłam w szoku. Spytałam: „Darek, ty na serio? Chcesz, żebym płaciła za twoje dzieci z pieniędzy na mojego syna?”. A on na to: „No wiesz, Kasia, łatwo ci mówić, masz stabilną sytuację”.

Moje stanowisko i rodzinna burza
Postawiłam sprawę jasno – odmówiłam. Kategorycznie. Powiedziałam, iż nie zamierzam zabierać swojemu dziecku, żeby przykrywać nieodpowiedzialność brata. Mama obraziła się, nazwała mnie „samolubną” i iż „nie szanuję rodziny”. Darek też wkurzył się, iż go „zostawiłam na lodzie”. Przez kilka tygodni prawie nie rozmawialiśmy. Czułam się winna, ale wiedziałam, iż postąpiłam słusznie.

Ostatecznie Darek jakoś sobie poradził – chyba dogadał się z jedną ex, żeby odpuściła na jakiś czas, a drugą po prostu olewa. Ale mama do dziś uważa, iż powinnam była „okazać zrozumienie”. Czasem mi o tym przypomina, zwłaszcza gdy proszę ją o pomoc z synkiem.

Czego mnie to nauczyło?
Ta sytuacja dała mi do myślenia. Po pierwsze – nie można dać się wciskać w poczucie winy tylko dlatego, iż ktoś jest rodziną. Kocham swoich bliskich, ale mam swoje priorytety – mój syn. Po drugie – warto pomagać tym, którzy sami próbują coś zmienić. Darek zaś po prostu przyzwyczaił się, iż mama i ja zawsze za niego myślimy. No i po trzecie – trzeba umieć mówić „nie”, choćby jeżeli to powoduje fochy.

Teraz trzymam Darka na dystans. Z mamą relacje się poprawiają, ale dałam jasno do zrozumienia, iż nie dam się wciągać w podobne numery. A wy? Macie takie historie w rodzinie? Jak sobie radzicie z wyznaczaniem granic, żeby nie zniszczyć relacji, ale też nie dać się wykorzystać?

Idź do oryginalnego materiału