Dagmara Angier – Sroka? Dokładnie tak!

kulturaupodstaw.pl 9 miesięcy temu
Zdjęcie: fot. Dagmara Angier-Sroka, archiwum artystki


Dagmara Angier – Sroka jest autorką wielu wystaw indywidualnych. Bierze udział również w wystawach zbiorowych, prezentowanych w kraju i za granicą. Zajmuje się malarstwem, także ściennym, instalacją i projektowaniem graficznym. 5 stycznia w Miejskim Biurze Wystaw Artystycznych w Lesznie odbył się wernisaż jej najnowszej wystawy. Już na sam tytuł wystawy kąciki ust wędrują do góry, co powszechnie nazywamy uśmiechem. Wydarzenie było także okazją do rozmowy o drodze, jaką pokonała.

Mateusz Gołembka: Zaczęło się od?

Dagmara Angier-Sroka: Od kiedy pamiętam, lubiłam rysować. Może nie miało to miejsca bardzo często, ale lubiłam. Już w czasie szkoły podstawowej uczęszczałam na warsztaty pozaszkolne, zdobywając wiedzę nie tylko z rysunku, ale i drzeworytu, linorytu oraz malowania woskiem, które prowadziła w Rydzyńskim Ośrodku Kultury moja ciocia Irena Okamfer. W tym samym czasie mama uczyła mnie szycia na maszynie, szydełkowania, haftu. To był czas szkoły podstawowej.

M.G.: Jak wspominasz tamten okres?

D.A.-S.: Ciocia Irena jeździła maluchem, który zawsze był pełen różnorodnych materiałów plastycznych. Podczas potrzeby dojazdu trudno było mi zrozumieć, iż w jej aucie nie ma dla mnie i kuzynki miejsca. Do tego ciocia notorycznie się spóźniała. Dziś w moim aucie również często brakuje miejsca. I zdarza mi się czasem spóźnić…

M.G.: Następnie zaczęłaś tworzyć także w domu rodzinnym?

D.A.-S.: Od rodziców otrzymałam pomieszczenie gospodarcze wyposażone w niezbędne meble. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Zaczynałam tutaj tworzyć po swojemu. Próbowałam malowania na szkle. Jednocześnie to miejsce było moim azylem. Już wówczas marzyłam, aby zostać malarką, ale nie przejawiało się to w znacznym zaangażowaniu w tej materii. Należy pamiętać, iż wówczas dostęp do fachowej literatury, materiałów, narzędzi był zdecydowanie trudniejszy i do tego bardzo kosztowny.

M.G.: W tym czasie rozpoczęła się także przygoda z muzyką?

Uśmiecham się do Ciebie, MBWA Leszno 2024 r., fot. archiwum artystki

D.A.-S.: Powołany został muzyczny zespół Gryf. Jego inicjatorką i organizatorką była szkolna koleżanka Magdalena Sibińska. Cała rodzina wspierała ją w tym przedsięwzięciu, ponieważ prawie wszyscy członkowie rodziny są muzykami.

Były nas cztery dziewczyny i tak powstał żeński zespół. Coś niespotykanego w Rydzynie.

Wujek Magdy pan Zbigniew Szulc uczył mnie gry na instrumencie. Pan Zbyszek jest muzykiem, instruktorem i wieloletnim dyrektorem Domu Kultury w Osiecznej. A my mówimy teraz o latach 1993–1995. Ale dawno to było…

M.G.: A ty w zespole zostałaś…?

D.A.-S.: Perkusistką. Należało się wszystkiego nauczyć, a próby odbywały się w mieszkaniu dziadka i babci na rydzyńskim rynku.

M.G.: I te próby nikomu nie przeszkadzały?

D.A.-S.: Może, kto to wie… ale gdy nabrałyśmy wprawy, kunsztu zdaje się, iż było przeciwnie! Z czasem po drugiej stronie rynku, gdzie odbywały się nasze próby, na ławeczkach zbierała się widownia. Te osoby były naszymi pierwszymi odbiorcami. Koncertowałyśmy nie tylko na wydarzeniach szkolnych, ale i choćby na dożynkach w Rydzynie i Osiecznej.

M.G.: Nie zrezygnowałaś jednak z dodatkowych zajęć z rysunku?

Uśmiecham się do Ciebie, MBWA Leszno 2024 r., fot. archiwum artystki

D.A.-S.: Podczas nauki w liceum chodziłam na dodatkowe zajęcia z rysunku do Klubu Obok w Lesznie. W tym czasie odbył się plener z okazji 450-lecia miasta Leszna, w którym wzięłam udział. Zdecydowanie nie był to zmarnowany czas.

Na ostatnim roku liceum co tydzień w sobotę jeździłam na prywatne zajęcia do Wrocławia, do artystki pochodzącej z Kościana, oraz na Akademii Sztuk Pięknych. Robiłam wszystko, aby na nie dotrzeć, mimo zdarzających się problemów komunikacyjnych. Wstawałam w nocy z piątku na sobotę o godz. 1.00.

Pomagałam tacie załadować samochód z towarem, we Wrocławiu byliśmy o 4.00 nad ranem, troszkę się przespałam w szoferce, ewentualnie pomogłam w sprzedaży i później na 9.00 musiałam się dostać do centrum. Miło to wspominam – po prostu człowiek może dużo udźwignąć, gdy ma jakiś cel, na czymś mu zależy.

M.G.: I wtedy zapadła decyzja o wyborze studiów?

D.A.-S.: Tak, choć podejmując kroki na cotygodniowe zajęcia, wtedy się już określiłam. Zdecydowałam się na Akademię Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu. Był to przeskok do dużego miasta z małej miejscowości, ale przede wszystkim możliwość rozwoju i realizacji marzeń. Przez pierwsze dwa lata kształciłam się w pracowni uznanego i cenionego malarza, profesora Józefa Hałasa. Niesamowity człowiek.

M.G.: Jak układała się współpraca?

D.A.-S.: Doskonale. Pamiętam, jak podczas jednego z plenerów malarskich w niewielkiej dolnośląskiej miejscowości wyróżnił mnie za znajdywanie najlepszych motywów – powiedział: „wrażliwe oko”. Pochwały od mentora są bardzo motywujące i budujące.

M.G.: Mimo to zmieniłaś pracownię…

D.A.-S.: Chciałam dalej eksperymentować, rozwijać się, próbować czegoś nowego. W pracowni profesora Piotra Błażejewskiego czułam się równie dobrze i miałam podobną swobodę w działaniu. Na tym etapie dobrze radziłam sobie z fakturą, strukturą, kolorem. W malarstwie weszłam w duże formaty. Rozpoczęłam też siłową pracę z ołówkiem, która finalnie dawała efekt subtelnego, nieco mglistego obrazu. I w tej pracowni byłam także doceniana za swoje realizacje.

M.G.: Następnie zdobywałaś kolejne wyróżnienia i nagrody?

Uśmiecham się do Ciebie, MBWA Leszno 2024 r., fot. archiwum artystki

D.A.-S.: Zajęłam drugie miejsce w Ogólnopolskim Przeglądzie Malarstwa Młodych w Legnicy.

W tym czasie specjalizowałam się przede wszystkim w obrazach dużego formatu. Wynikało to głównie ze stosowanego materiału, jakim były worki jutowe.

Pamiętam, iż pierwszy wywiad, jakiego udzieliłam, otrzymał tytuł „Tylko duże formaty”. Z czasem okazało się, iż nie wszystkie galerie sprzedażne mają możliwości eksponowania dużych obrazów i przyszedł czas na kolejne eksperymenty.

M.G.: A murale, od kiedy się zaczęły?

D.A.-S.: Jeszcze na studiach w 2002 roku w ramach pracowni Technik i technologii malarstwa prowadzonej przez prof. Pawła Lewandowskiego-Palle i ówczesnego adiunkta Jacka Jarczewskiego (obecnie profesora). To w ramach zajęć zaprojektowałam mural i wspólnie ze studentami z mojego roku go realizowaliśmy we Wrocławiu w budynku firmy KEIM – producenta farb krzemoorganicznych. Od tego się zaczęło i to także wpłynęło na format moich obrazów na płótnie.

M.G.: W 2010 została powołana Fundacja Sztuka dla Ludzi.

D.A.-S.: Założyłam ją wspólnie z mężem Bartłomiejem. Jej główny cel to, jak wskazuje sama nazwa, umożliwienie łatwego i powszechnego dostępu do sztuki. A także jej zrozumienia. Wychodząc naprzeciw odbiorcom, zorganizowaliśmy m.in. 3 edycje Festiwalu Street Art „Between the walls” w Legnicy (2012, 2014, 2015 r.). To tygodniowe wydarzenie, podczas którego corocznie 20-osobowa grupa młodzieży mogła uczyć się tworzenia murali, a pozostali chętni mieszkańcy mogli swobodnie obcować ze sztuką, poznać zaproszonych przez nas artystów, posłuchać muzyki na żywo. Za każdym razem odnosiliśmy się do jakiegoś tematu przewodniego. Założenie i prowadzenie Fundacji wiąże się także z dużą liczbą szkoleń oraz rozbudowaną biurokracją, choć od 2018 r. ogólnie wprowadzone są lżejsze formy – chociażby uproszczonej księgowości.

M.G.: Takie wydarzenie jak wspomniany festiwal większym zainteresowaniem cieszy się prawdopodobnie wśród młodzieży. Czy fundacja aktywizuje także seniorów?

D.A.-S.: Zdecydowanie! Realizujemy projekty kulturalne dla seniorów bądź międzypokoleniowe, jak „Kultura dojrzałości”, „Sztuka niepodległości”, „Sztuka Puka – mobilna pracownia”. Ten ostatni projekt zrealizowany został na obszarze gminy Przemęt, gdzie od dziewięciu lat mieszkamy. Poza Przemętem pracownia odwiedziła również mniejsze miejscowości, takie jak: Bucz, Osłonin i Solec Nowy. Na terenie gminy znajduje się ponad dwadzieścia sal wiejskich. Głównie służą one do organizacji wesel, zebrań sołeckich, wieczorków, styp, a my chcieliśmy kulturalnie je ożywić, poprzez twórczą aktywizację mieszkańców naszej gminy.

Chór Akord, Barchlin – Gmina Przemęt, 2017 r., sala wiejska, fot. archiwum artystki

Temat zajęć kulturalnych na obszarach wiejskich, w małych miejscowościach bardzo dobrze rozumiem, bo sama wychowałam się w podobnym terenie, z utrudnionym dojazdem dla dzieci do 15 roku życia. Tu lokalnie bardzo słabo jest z komunikacją publiczną, prawie nie istnieje.

A moje dzieciństwo to jednak życie pod Lesznem, skąd dojazd był lepszy – do dzisiaj taki jest – choć wtedy niewielu rodziców woziło swoje dzieci poza swoją gminę.

M.G.: Fundacja ciągle jest aktywna?

D.A.-S.: Tak, w tej chwili przygotowujemy projekt łączący ekologię z twórczością Wisławy Szymborskiej, która w gminie Przemęt przebywała wielokrotnie. Założenia mamy takie, by szerzyć sztukę, literaturę, ekologię w Gminie Przemęt i aby uczestnictwo w projektach było nieodpłatne, dlatego piszę projekty i pozyskujemy środki na ten cel. W tym projekcie jestem w grupie inicjatywnej, która chciała w jakiś trwały sposób upamiętnić noblistkę. I na takiej kanwie inicjatywa przerodziła się w trzyletni projekt społeczny.

M.G.: Kilka lat później powołaliście do życia „Sroki w Lesie”?

D.A.-S.: Zgadza się. „Sroki w Lesie” to przedsiębiorstwo, które w pewnym sensie pozwala nam się rozwijać artystycznie w wielu obszarach: od naszej twórczości, głównie ceramicznej, poprzez fotografię, po projektowanie graficzne. Czyli robimy to, co wcześniej było na umowach cywilnoprawnych z instytucjami, firmami. W aneksie sprzedażnym Miejskiego Biura Wystaw Artystycznych w Lesznie znajdują się prace autorskie, choćby manualnie zdobione porcelanowe kubki, co sprawia, iż każdy z nich jest unikatowy. Dało nam to poczucie niezależności i prostego sposobu rozliczania, jednocześnie motywując do podejmowania nowych działań.

M.G.: Czym w takim razie jest „Dokładnie tak”?

D.A.-S.: To moja jednoosobowa działalność gospodarcza. Oznacza dla mnie podjęcie nowych wyzwań i kolejne eksperymenty, już na własny rachunek. Przyszedł czas, by pracować nie tylko wspólnie, ale też niezależnie. Może to kwestia czasu i doświadczenia, chęć określenia swojego terytorium, swojej tożsamości, niezależności.

M.G.: Brzmi interesująco, podobnie jak tytuł ostatniej wystawy w MBWA w Lesznie. Jak długo trwały prace nad przygotowaniem „Uśmiecham się do Ciebie”?

D.A.-S.: Około pół roku powstawały prace. Podobny czas zajęło opracowanie koncepcji, zmieniałam kierunek, co chcę pokazać, na czym mi zależy. Dużo szkicowałam, obserwowałam, myślałam. I tak okazało się, iż znowu najważniejszy był dla mnie człowiek i człowieczeństwo.

M.G.: Tytuł doskonale wpisuje się w stereotypowo trudny styczeń.

D.A.-S.: Taki był mój zamysł, aby dać odbiorcom coś z przymrużeniem oka. O terminie wystawy dowiedziałam się w lipcu 2023, więc tytuł ewaluował i w efekcie taki mnie najbardziej przekonał do słuszności i określający moje obrazy, twórczość.

Dagmara Angier-Sroka

W styczniu brakuje nam słońca, ludzie nieczęsto się uśmiechają, jest zimno i ponuro. Moja twórczość też ewoluuje, wcześniej była bardziej stonowana, przytłumiona kolorystyka, teraz obrazy mają więcej żywych barw. Ba, choćby sama siebie nie poznałam z tym żółtym tłem na obrazie „Nastaw budzik”. Sama w sobie od roku znalazłam więcej koloru.

Motywująca była dla mnie realizacja tej wystawy dzięki otrzymanemu wyróżnieniu podczas lokalnego przeglądu środowiska plastycznego z terenu byłego woj. leszczyńskiego „22 Prezentacje- Leszno 2022. Narracje różne…”.

M.G.: Podczas wernisażu zwróciłaś uwagę, iż prezentowane prace to także gra słów. Masz swoje ulubione słowo/słowa?

D.A.-S.: „Dokładnie tak” – co miało wpływ na nazwę mojego przedsiębiorstwa; „dystans” i „w rzeczy samej” – chyba też używam tego dość często. Lubię żarty, zabawy słowne, konteksty, wieloznaczności słów, czytanie wspak.

M.G.: Porozmawialiśmy o pracy. To może na koniec zdradzisz, w jaki sposób odpoczywasz?

D.A.-S.: Energii dodaje mi dobra muzyka. W ostatnim czasie jest to m.in. angielska grupa muzyczna Everything Everything z Manchesteru. Lubię także jazz, modern jazz, muzykę eksperymentalną, alternatywną, elektroniczną, klasyczną. Teren gminy Przemęt jest także dla mnie odprężeniem – spacery wokół jezior, których tu nie brakuje, czy las nieopodal nas. w tej chwili czytam, odkrywam i doświadczam także więcej twórczości literackiej i plastycznej Wisławy Szymborskiej, na co ma wpływ wspomniany projekt.

Idź do oryginalnego materiału