O separacji emocjonalnej często mówi się z perspektywy rodziców — tych, którzy „nie puszczają”, trzymają z lęku, przywiązania, samotności. Ale znacznie rzadziej rozmawiamy o drugiej stronie tej relacji: o dorosłych dzieciach, które nie odchodzą.
Bo oddzielenie się od rodziców to nie tylko fizyczne wyprowadzki. To wewnętrzny proces, który czasem trwa całe życie.
Czasami trzeba odejść, by móc naprawdę żyć.
Czasami dziecko zostaje — bo jest wygodnie. Ciepło. Bezpiecznie. Inaczej niż straszny świat. A czasem zostaje, bo wierzy, iż zmieni coś, naprawi relację, wypełni braki, zostanie „wystarczająco dobrym dzieckiem”. To dziecięce złudzenie, iż mamy wpływ na wszystko.
Zostajemy, trzymając się iluzji, iż rodzic „musi” — dawać, kochać, rozumieć. Ale rodzic nie musi niczego. Może, jeżeli umie i chce. Niektórzy dają tylko to, co pozwala przeżyć. I to koniec.
To boli. Ale można iść dalej.
Można płakać, czuć złość, żal, pustkę. Można szukać miłości w innych miejscach. Można przestać walczyć o coś, czego nie ma. Można spojrzeć na świat poza rodzinnym domem i zbudować siebie na nowo.
Odejście to nie zdrada. To decyzja o życiu. O dojrzałości.
Przestań oczekiwać, iż mama będzie inna.
Zrezygnuj z nadziei, iż w końcu powie coś, czego potrzebujesz. Może nie powie. Może nie umie. I wcale nie musi. To Ty już teraz jesteś odpowiedzialny za swoje życie.
Rodzice też są ludźmi. Nie są tylko źródłami (lub brakami) miłości. Mają swoje lęki, ograniczenia, dziwactwa. I my — ich dzieci — też nie jesteśmy ideałami. Czasem kochamy ich „na trójkę”. Nie chcemy ich zrozumieć, nie szanujemy ich światopoglądu, nie przyjmujemy ich uczuć.
A oni… jakoś żyją.
Może nie tak, jak byśmy chcieli. Może inaczej niż „trzeba”. Może po swojemu. Ale żyją. I nie muszą spełniać naszych oczekiwań. Tak jak my nie musimy spełniać ich.
Prawdziwe rozdzielenie to uznanie tej granicy. To zauważenie, iż nie jesteśmy odpowiedzialni za ich szczęście, a oni — za nasze.
Czasem to przeraża.
Lęk, iż nie damy rady. Że nie znajdziemy nikogo, kto nas pokocha. Że zostaniemy sami, bezbronni, niewidoczni. Że się rozpadniemy.
Ale to są nasze uczucia. To nasz próg dorosłości. Nasza decyzja: zostać w dobrze znanym, ale ciasnym miejscu czy zaryzykować i pójść własną drogą?
To my trzymamy klucz do własnego życia.
Nie trzeba już nim rzucać w rodziców.
Wystarczy go podnieść, przyjąć — i nauczyć się z niego korzystać.