Dla kilkuletniego dziecka godzinna msza w kościele to wieczność. Maluch musi spełnić oczekiwania swoich rodziców - zachowywać się cicho i spokojnie. Najlepiej siedzieć bez wiercenia się i rozglądania dookoła. Bez kopania nogami ławki z przodu, nucenia i marudzenia. Ogromne wyzwanie, któremu nie każde dziecko jest w stanie sprostać. W efekcie zaczyna się chodzenie po kościele, szeptanie do mamy lub taty, inne hałasy, które nie wszystkim uczestnikom mszy się podobają.
REKLAMA
Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
Sporo zależy od księdza
To, na ile rodzice mogą pozwolić dziecku w czasie mszy w kościele, w dużej mierze zależy od księdza. Jedni duchowni nie ma nic przeciwko temu, iż najmłodsi wierni nieco przeszkadzają, bo cieszą się, iż rodzice je przyprowadzają. Są wyrozumiali, nie zwracają uwagi na hałasy. Inni nie są zachwyceni tym, iż dzieci utrudniają im odprawianie mszy, rozpraszają pozostałych wiernych. Sporo jednak zależy od pozostałych wiernych. Kacper Klimczak, popularny na Facebooku psycholog, który prowadzi tam profil o nazwie Pedagog Szczęścia opublikował obszerny post, w którym opisał przykrą sytuację z kościoła.
Ksiądz zabrał dzieci do kościoła
Autor posta przytoczył historię, jaką usłyszał od znajomego księdza, który "w cywilnym ubraniu" zabrał na mszę do kościoła trójkę siostrzeńców. "Nie trwało to długo, a jedno z dzieci uciekło mu spod ławki, drugie zaczęło wiercić się tak, iż nie mógł go utrzymać, trzecie podeszło pod sam ołtarz i krzyknęło: Wujek, patrz! Ja też jestem księdzem! Nie miał szans usadzić ich trojga na miejscu. Po prostu się nie dało, a pomysły się skończyły."
Wszyscy patrzyli
"Starsze panie w beretach. Dziadkowie, ludzie młodsi w koszulach. Ogólnie inni ludzie dookoła. Wszyscy patrzyli. Ale nie z troską, ani ze zrozumieniem. Tylko z pogardą. Z taką groźną miną, z oceną na twarzy, która miała więcej wspólnego z osądem niż z miłością. Ludzie, zamiast zapytać, czy nie pomóc, po prostu sprawili, iż pożałował, iż ich przyprowadził" - czytamy w dalszej części postu. "Ja nie jestem ojcem. A tak mnie to zabolało. I wtedy zrozumiałem, dlaczego rodzice przestają przychodzić do kościoła. Boją się. Boją się, iż ktoś oceni ich jako rodziców, tylko dlatego, iż ich dziecko zachowuje się… po dziecięcemu" - dodał ksiądz.
"Niech się modli jak umie"
Pod postem pojawiło się wiele komentarzy internautów. Wielu z nich przyznało rację: Polacy w kościele nie są wyrozumiali dla dzieci. Pisali: "A proszę sobie wyobrazić co czują rodzice dzieci niepełnosprawnych. To jest dopiero wyzwanie wytrzymać te karcące spojrzenia"; "Faktycznie, kiedy urodziła się moja córka przestałam chodzić do kościoła, właśnie z tego powodu. Kościół katolicki w Polsce to nie jest miejsce dla dzieci"; "Tak właśnie tak jest. Dwa tygodnie pod rząd tego doświadczyłam". Pojawiły się też wpisy osób, które mają inne doświadczenia: "Kiedy moja córka z niepełnosprawnością zaczęła tańczyć, ksiądz powiedział, żeby się modliła, jak umie"; "Mnie kiedyś jeden ksiądz powiedział, kiedy moje dzieci całą mszę spacerowały wokół kościoła: iż takie dziecko to zdrowe dziecko, niech chodzi, ważne, iż jest".
A ty? Jakie masz doświadczenia z mszy z dzieckiem? Daj znać w komentarzu lub napisz w wiadomości do redakcji: ewa.rabek@grupagazeta.pl.










