Dlaczego tak długo czekamy, żeby naprawdę zacząć żyć?

kobietytomy.pl 9 godzin temu

Wiesz, jaki jest nasz największy błąd? Spieszymy się! Dajemy się gnać i upokarzać, w ważnych wyborach, decyzjach, takich na całe życie i już na zawsze…. Jakby zaraz miała się skończyć najlepsza promocja na superżycie. Decydujesz się teraz, albo świetna oferta przepadnie. Liczba egzemplarzy w supercenie ograniczona. To pułapka, którą we wczesnych latach życia mylimy z dorosłością.

Młodsze pokolenie jest pod tym względem mądrzejsze. Ono daje sobie czas – na poznanie siebie, swoich pragnień, tego, co naprawdę się lubi, a czego nienawidzi, po to, żeby móc żyć w zgodzie z sobą. I żeby usłyszeć, jak bardzo egoistyczne jest…

My niestety najczęściej popełniamy błąd przeglądania się w oczach innych, wierzymy, iż trzeba działać gwałtownie i niestety często przy tym głupio. Dopiero po latach, zmęczone życiem i funkcjonowaniem pod dyktando ludzi, którym na nas nie zależy, wychodzimy z więzień, które same sobie krok po kroku zbudowałyśmy, by zacząć prawdziwie żyć. Nieśmiało, niekiedy z poczuciem winy, ale z przeświadczeniem, iż jak nie teraz, to kiedy, zrywamy kajdany, przebijamy szklane mury głową…Rozsypujemy się i składamy na nowo niczym feniks.

Mamy już 40 czy 50+ lat. I mamy też dość. Tylko nieśmiało niczym wyrzut sumienia przy okazji buntu przewija się myśl, nie dająca o sobie zapomnieć, dlaczego tak długo czekałyśmy, żeby naprawdę zacząć żyć?

Dlaczego tak długo czekamy, żeby naprawdę zacząć żyć?

Pod dyktando

Przejmujemy się czasem, czyli mijającymi godzinami, dniami i latami. Tak jakby czas był naszym wrogiem.

Wmówiono nam, iż jako kobiety musimy się spieszyć, iż trzeba działać w zdecydowany sposób, bo nie możemy pozwolić sobie na bezczynność w tym temacie.

Tymczasem nie da się dobrze pomyśleć, gdy rzeczywistość nas pospiesza, a presja wyje nam do uszu i życiowe prawdy depczą nam po piętach. Nie da się podjąć dobrych decyzji, kiedy tak naprawdę nie wiadomo, czego się chce i żyje się zgodnie z czyimś scenariuszem. Najczęściej wizją osób, które często są szalenie nieszczęśliwa, ale nie przeszkadza im to w tym, żeby mówić innym, co należy.

Czemu ktoś ma mieć lepiej od nich?

No właśnie…

Czego ja chcę?

Wszystko przebiega automatycznie.

Już czas, trzeba się spieszyć, bo najwyższa pora, nie ma na co czekać. Nie ma znaczenia, iż Ty nie wiesz o sobie za wiele, skoro już musisz myśleć o innych. O mężu, o tym, czego on chce, czego pragnie. Stresujesz się jego życiem, choć jak pokazują badania, mężczyzna rzadko myśli o twoim. Ty oddychasz dla innych, on dla siebie. Gdy pojawiają się dzieci, czas jeszcze bardziej przyspiesza, a wraz z nim odpowiedzialność wzrasta. Masz jeszcze mniej możliwości, by zastanowić się i pomyśleć, czego chcesz, bo włączasz tryb przetrwania i niezwariowania.

Dopiero po latach, gdy zyskujesz przestrzeń, wraz z nią rodzi się nieśmiała myśl, iż dotąd tak naprawdę kilka o sobie wiedziałaś i przez cały czas nie masz zielonego pojęcia, kim adekwatnie jesteś. Funkcjonujesz jak maszyna, autopilot, bo trzeba i należy, a lista na lodówce rzeczy do zrobienia nie wiedzieć kiedy rośnie, chyba równie gwałtownie jak ilość prania i liczba zapodzianych skarpetek. Pojawia się mętlik, zwłaszcza gdy zauważasz, iż świat wcale tego nie docenia. Świat wymaga, bo trzeba działać teraz, gasić pożary i cerować tak, żeby starczyło. Do pierwszego i następnego.

Po co się tak poświęcałaś?

Następny akt to już piekący policzek w twarz. Brak zrozumienia i docenienia, informacja zwrotna od świata – po co to wszystko. Kto cię prosił? Dlaczego nie myślałaś o sobie? Nikt od Ciebie nie wymagał takiego poświęcenia. Sama sobie jesteś winna….

Więc gdy masz tylko odrobinę samozaparcia i nadziei po latach życia nieswoim życiem, to próbujesz zerwać kajdany z rąk, piłujesz pilnikiem łańcuch zakończony kulą u nogi. To karkołomne działanie, ale nie poddajesz się, podjęłaś decyzję, płaczesz, wyjesz do sprawiedliwości świata, a ta jak zwykle pozostaje głucha…jesteś sama. Ale postanowiłaś walczysz. Więc robisz to.

Zrywasz z kulą u nogi. Tylko jeszcze nie tak zdecydowanie, by sięgnąć po siekierę. To byłoby wyzwolenie, które zobaczyłby od razu świat. Na to nie jesteś jeszcze gotowa. Próbujesz odzyskać siebie kawałek po kawałku…wyrywasz je z paszczy świata, który kazał ci być taką, żeby się po latach nie poznać…i ty właśnie się nie poznajesz, dlatego musisz się narodzić na nowo. Tym razem dla siebie. Nie dla świata.

Wolność

Większość z nas, żeby naprawdę żyć, musi czekać latami. Potrzebujemy kilogramów doświadczeń, żeby zrozumieć, co się dzieje i w końcu pokochać siebie. Karmione głupotami, durnymi zakazami i wskazówkami wegetujemy. Podzielamy los tysięcy kobiet przed nami, tych wszystkich, którym ktoś wmówił, iż nie mogą być szczęśliwe, iż nie wypada, iż twój plan na co dzień to nie pierwszy plan, ale tło – szare i nienarzucające się. Uśmiechnięte i bezproblemowe, takie, które się nie odzywa, ale potakuje i przebacza.

Wmówiono nam, iż takie, jakie jesteśmy, jesteśmy niewystarczające. Musimy się upiększać, depilować, malować, kolorować, zakładać na siebie stroje takie i owakie, dygać, kiwać głową, siedzieć prosto, nie mlaskać, uśmiechać się, nie stanowić problemu, czekać…Nauczono nas dostosowywać się do otoczenia. Bez prawa do tupnięcia nogą i powiedzenia “nie”.

Przez lata oddzielone od siebie, własnego poczucia wartości, komfortu i sprawstwa, pogubiłyśmy się, musiałyśmy po 40 czy po 50 znaleźć siebie. Na nowo nauczyć się, co znaczy własne zdanie i dlaczego jest ono takie ważne. Po latach w poczuciu ulgi uczymy się, czym jest stłamszona w nas odwaga i hart ducha.

W końcu niczym wisienka na torcie sięgamy po prawdziwą siebie, już nie skupiamy się tylko na innych. Doceniamy, bez poczucia winy. Na nic mając głosy o egoizmie, które mają nas zatrzymać.

Życie nie musi zaczynać się po 40, czy 50. Może zacząć się znacznie wcześniej

Życie nie musi się zaczynać po 40. Możesz zacząć prawdziwie żyć znacznie wcześniej. Tylko czy masz odwagę, by to zrobić? Czy masz wystarczająco siły, determinacji i zdrowego egoizmu?

Większość z nas, kobiet, nie ma tego. Nauczone myśleć o innych, nie zwracamy na siebie uwagi. Nie myślimy o sobie wystarczająco mocno. Pokazują to wyniki badań, które jasno wskazują, iż większość z nas jest mniej szczęśliwa jako żona, czy matka, obarczone wielką odpowiedzialnością i całą listą zadań do wykonania, czujemy się uwięzione i dzień po dniu znikamy…. W klatce stworzonej przez system, przy całkowitej aprobacie nas samych…i przy poczuciu, iż tak trzeba – innych.

Trudno wyrwać się z tego schematu.

Coraz więcej kobiet jednak podejmuje próbę…i wygrywa. Przestają być przedmiotem, ale stają się podmiotem, sterem i kapitanem własnego życia w miejscu biernego obserwatora. Jest to zmiana, która następuje, ale przy wielkim oporze niektórych mężczyzn i przy obelgach świata, którego nikt nie chce już nosić niczym Atlas na własnych barkach. Tych, którym nie w smak, iż są kobiety, które po prostu wiedzą, ile są warte….jest dużo. Ciągle za dużo.

Tylko czyj to tak naprawdę problem?

Idź do oryginalnego materiału