Dokąd patrzysz, gdy maluchy psocą? Kto pozwolił im zabrać ser, który miał być dla mamy?!

newsempire24.com 2 dni temu

„Gdzie twoja opieka nad dziećmi? Kto pozwolił im wyciągać ser? Schowałam go specjalnie dla mamy!” — wyrzuciła z siebie siostra.

W naszej rodzinie zawsze szczególnie cieszono się z narodzin chłopców. Mieszkamy w Polsce i z jakiegoś powodu dziewczynki traktowano z pewnym uprzedzeniem. Tak wychowali mnie rodzice. Mam młodszego brata i siostrę, i zauważałam, jak różnie odnosili się do nas krewni.

Gdy urodziła się moja siostra, ojciec był głęboko rozczarowany. Choć badania wskazywały na dziewczynkę, do końca wierzył, iż lekarze się mylą, i dopiero w szpitalu przekonał się o prawdzie. Ale gdy mama zaszła w ciążę z bratem, ojciec po prostu promieniał! Krewni gratulowali rodzicom z wyjątkową serdecznością, wszyscy byli zachwyceni.

„Dziewczyna? Wyjdzie za mąż i odleci z gniazda. A syn to kontynuator rodu!” — powtarzał tata.

Różnica w wychowaniu była ogromna. Po narodzinach brata nie miał obowiązków domowych, nie ganiano go za słabe oceny czy psoty. Nie można powiedzieć, iż traktowano mnie i siostrę źle, ale czułyśmy tę różnicę. Brata noszono wręcz na rękach.

To utwierdziło mnie w przekonaniu, iż wszyscy wolą synów. Z takim nastawieniem wyszłam za mąż. Żyliśmy z mężem w zgodzie, ufaliśmy sobie. Gdy powiedział, iż marzy o synu, nie zdziwiłam się — wydawało się to naturalne. Gdy zaszłam w ciążę, też miałam nadzieję na chłopca. Ale lekarz podczas USG z uśmiechem oznajmił, iż będziemy mieć córkę. W środku wszystko we mnie zamarło. Jak mu to powiedzieć? Bałam się, iż się wścieknie, spakuje rzeczy i odejdzie.

Nie wiem, czemu tak myślałam, skoro moi rodzice nie rozstali się po narodzinach mnie i siostry. Byłam jednak zastraszona. Przez silny stres trafiłam do szpitala z zagrożeniem poronienia. Męża nie było w mieście, ale gdy się dowiedział, natychmiast do mnie przyjechał.

Nie znał jeszcze wyników USG, a ja nie wiedziałam, jak mu powiedzieć, skoro tak pragnął syna. Mąż nie pytał o płeć dziecka, martwił się o mnie, dopytywał o zdrowie, obiecywał przynieść coś smacznego, prosił, żebym się nie denerwowała.

Po jego wyjściu długo płakałam. Pielęgniarka przyszła mnie uspokoić. Podzieliłam się z nią swoimi obawami. Nie wiem, jak zrozumiała moje łkanie, ale powiedziała, iż powinnam myśleć o dziecku, a nie o mężu.

„Facetów na świecie nie brakuje. Ważne, by donosić córkę — nerwy jej szkodzą” — mówiła.

Rano spotkała mojego męża i zaczęła go besztać. Myściała, iż już wie o płci dziecka i mnie uraził. Mąż wszedł do sali z szeroko otwartymi oczami i spytał, skąd wzięłam takie głupoty. Wyznałam wszystko. Popatrzył na mnie jak na wariatkę i oświadczył, iż mu wszystko jedno, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Poprosił, żebym nie wymyślała.

Starałam się uspokoić, ale czasem myślałam, iż mąż po prostu nie chce mnie smucić, a sam jest zawiedziony. Gdy jednak urodziłam córkę i zobaczyłam jego twarz, jego łzy, zrozumiałam, iż naprawdę jest szczęśliwy. Dziś śmiejemy się z moich obaw. Dobrze, iż pielęgniarka pomogła mi to ogarnąć, bo pewnie doprowadziłabym się do załamania nerwów jeszcze przed porodem.

Czasem największe lęki istnieją tylko w naszej głowie, a życie potrafi zaskoczyć nas pięknem, którego się nie spodziewamy.

Idź do oryginalnego materiału