Permakultura jest ekosystemowym projektowaniem, które łączy dawne praktyki rolnicze z nowoczesnymi technologiami w tworzeniu ekologicznych i zrównoważonych siedlisk. Holistyczne podejście dużo skuteczniej wpływa na rozwiązywanie współczesnych problemów środowiskowych, nękających naszą planetę.
Łukasz Nowacki, założyciel i prezes fundacji Transformacja, który pasjonuje się przyrodą od najmłodszych lat, jest jednym z pionierów wykorzystujących metody gospodarowania permakulturowego w Polsce.
Młodzież zdobywa wiedzę o zagadnieniach permakultury na lekcjach przyrody w szkole?
Permakultura jest filozofią pracy z naturą, którą stworzono w Australii w latach 70.XX wieku. Takie zagadnienia wykraczają poza program szkolnej edukacji, zwłaszcza w szkołach podstawowych. Mnie od najmłodszych lat pasjonowały książki o tematyce sci-fi, opowiadające o podróżach międzygalaktycznych i kolonizacji odległych planet. Kluczowym problemem poruszanym w tej literaturze, była kwestia wytwarzania żywności w ekstremalnie niekorzystnych warunkach kosmicznej próżni. Często wyobrażałem sobie siebie jako pioniera uprawiającego, np. Na Marsie, jadalne rośliny, które pozwolą wyżywić całą rzeszę kolonistów przybywających do tego nieprzyjaznego zakątka Układu Słonecznego. Jako uczeń szkoły podstawowej w Łodzi, natrafiłem na kanale National Geographic na film dokumentalny pod tytułem: Ecological Design – Inventing the Future. Angielskiego uczyłem się od kilku lat, dlatego rozumiałem przesłanie tego filmu. Jednak, po raz pierwszy o istnieniu takiego nurtu jakim jest permakultura, przeczytałem w brytyjskim czasopiśmie Permaculture Magazine jako uczeń 6 klasy podstawówki. To był pierwszy impuls, który dokonał nieodwracalnej transformacji w mojej świadomości i w moim późniejszym życiu. Można zatem powiedzieć, iż już jako dzieciak interesowałem się permakulturą i projektowaniem ekologicznym.
Co inspirowało tak młodego człowieka do podejmowania działań zmierzających w stronę perkakultury i samowystarczalności żywnościowej?
W liceum uczęszczałem do klasy o profilu menedżersko – ekologicznym. Wtedy, w latach 90. XX wieku, wpadło w moje ręce czasopismo AURA, w którym opisano w sposób szczegółowy jak zrobić miniaturową oczyszczalnię ścieków w wiaderku o pojemności 30 litrów. Przeczytałem, iż w tak zwanej szarej wodzie, po jej oczyszczeniu z detergentów, można uprawiać rośliny i hodować ryby, jako źródło pokarmu. Postanowiłem wypróbować tę metodę, według wskazanych w czasopiśmie zaleceń i stworzyć taki system na balkonie bloku w którym mieszkaliśmy. Był to system nawiązujący do wytwarzania żywności i
oczyszczania wody, która pochodziła z mycia naczyń i kąpieli w wannie. Umieściłem pod nią specjalny zbiornik z pompką do którego ta szara woda spływała, a następnie była odprowadzana do pierwszej z dwóch beczek na balkonie. Pierwotny model zbudowany był z 30 litrowych pojemników, a system balkonowy miał już większe gabaryty (dwa zbiorniki o pojemności po 150 litrów). Te beczki były ze sobą połączone i tworzyły taki układ naczyń połączonych. Pierwsza z nich była odwzorowaniem tej oczyszczalni w wiaderku, a w drugiej hodowałem ryby i odpowiednie rośliny, które pozwalały dodatkowo doczyszczać tę wodę, niezbędną do hodowli ryb. Metabolity wydalane przez te ryby wzbogacały wodę w biogeny. To są substancje odżywcze, które po rozpuszczeniu w wodzie stanowią idealną, płynną pożywkę do nawadniania upraw. Ekspozycja południowa mojego balkonu zapewniała mi idealne oświetlenie potrzebne do wzrostu roślin, które uprawiałem w specjalnie zaprojektowanych, balkonowych skrzyniach.
Jak w praktyce działał ten układ naczyń połączonych?
Bardzo sprawnie. Najpierw zacząłem od takiego małego systemu w wiaderku, w którym umieściłem różne warstwy złożone ze żwiru, piasku i gliny. W takim podłożu mogłem posadzić rośliny bagienne. Następnie od góry wlewało się zanieczyszczoną wodę po umyciu naczyń, a od dołu był kranik w którym po procesie filtracji ściekała czysta woda. Zademonstrowałem mój system na zajęciach z ekologii w liceum. Nauczycielka i uczniowie byli zachwyceni moim rozwiązaniem. To była praktyczna nauka, inspirująca do takich eksperymentów. Sama teoria to za mało, żeby dobrze przyswoić sobie wiedzę. Mnie zachęcało to do robienia kolejnych eksperymentów i prowadzenia doświadczeń m.in. z tworzeniem adekwatnego podłożenia do uprawy roślin i oczyszczaniem zużytej wody. Pierwotny projekt rozbudowałem w trakcie trwania mojej nauki w szkole średniej i ostatecznie zaprezentowałem swój wynalazek na Politechnice Łódzkiej. Efekty moich młodzieńczych działań dawały mi dużo euforii i satysfakcji oraz przepustkę na uczelnie wyższą bez konieczności zdawania egzaminów.
Wiedzę pogłębiałem później na studiach, początkowo na kierunku Inżynieria Środowiska, później na katedrze Ekologii Stosowanej na UŁ. Wybrałem kierunek ekologii stosowanej, ponieważ marzyłem o specjalizacji w zakresie ekohydrologii i biotechnologii ekosystemowych. Po ukończeniu studiów z ochrony środowiska potrzebowałem trochę czasu, żeby zdobyć umiejętności praktyczne i pogłębić swoje kwalifikacje naukowe, a następnie w 2011 roku powołałem do życia fundację Transformacja. Jest to jedyna organizacja pozarządowa w Polsce, która zajmuje się kompleksowo tematyką agroekologii, permakultury, projektowania ekosystemowego i rolnictwa regeneratywnego oraz agroleśnictwa, po to właśnie żeby tę wiedzę szeroko upowszechniać.
System szkolnej edukacji z prowadzeniem eksperymentów i doświadczeń na zajęciach z ekologii byłby skuteczniejszy w nauce?
Bez wątpienia, dlatego już jako praktyk w dziedzinie permakultury, rolnictwa regeneratywnego i ekosystemowego projektowania podejmowałem takie próby. Niestety, resort edukacji, ani Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie były zainteresowane zmianą programu nauczania. Szkoda, bo na szkolnych warsztatach, albo zajęciach pozalekcyjnych można byłoby promować takie rozwiązania i uczyć jak w życiu codziennym z tej praktycznej wiedzy korzystać. Dotyczy to zarówno osób zamieszkałych w miastach jak i na terenach wiejskich. Ja zaczynałem w mieście od swoich eksperymentów balkonowych, z których zrodził się później pomysł na stworzenie ebooka z wieloma pożytecznymi informacjami w tej dziedzinie. Wkrótce, na łamach mojej strony internetowej (www.lukasznowacki.pl) będzie dostępne nowe wydanie tego pierwszego ebooka, w odmienionej nieco formie. Będą tam informacje poszerzone o kolejne doświadczenia i konkretną wiedzę prowadzącą krok po kroku, osobę która chciałaby sobie założyć taki ekosystem żywnościowy na balkonie, albo w niewielkiej przestrzeni.
Próbował pan rozbudzić zainteresowanie permakulturą wśród jakichś innych instytucji?
Przy braku zainteresowania resortów naszą propozycją programową podjąłem współpracę z innymi instytucjami i jednostkami pozarządowymi które zajmowały się tematyką ekologii, bo o permakulturze, chyba jeszcze wtedy nikt w Polsce nie słyszał. Podobnie było z regeneratywnym projektowaniem ekosystemowym. Mnie ta problematyka zawsze bardzo interesowała, dlatego sięgałem do wiedzy australijskich twórców permakultury Billa Mollisona i Davida Holmgrena.
Odbyłem także w formule online specjalistyczny kurs pod okiem Geoffa Lawtona w Instytucie Permakultury w Australii, gdzie ten nurt się narodził. Instytut stworzył Bill Mollison, który uznawał tradycyjne formy nauczania za zbyt konserwatywne i skostniałe, dlatego wprowadził
własny system edukacyjny, powszechnie ceniony w wielu krajach. Po jego śmierci Instytut permakultury w Australii przejął i prowadzi po dziś dzień Geoff Lawton, który jest jednym z najlepszych na świecie nauczycieli w tej dziedzinie.
Z jakimi uprawnieniami wiąże się posiadanie takiego certyfikatu?
Mogę teraz nauczać permakultury nie tylko w Polsce, ale wszędzie. Zyskałem uprawnienia, dzięki którym mogę zajmować się projektowaniem permakulturowym na równi ze wszystkimi certyfikowanymi projektantami w tym zakresie. Ten kurs był bardzo bogaty o ile chodzi o wiedzę na temat funkcjonowania systemów w różnych strefach klimatycznych na całym świecie. Od klimatu umiarkowanego, który u nas występuje przez tropikalny, subtropikalny, czy pustynny. Poszerzyłem znacząco swoją wiedzę na temat współpracowania z ekosystemami w różnych strefach klimatycznych i to jest dla mnie niezwykle cenne.
Na czym polega rolnictwo permakulturowe oraz ekosystemowe projektowanie?
Tradycyjne projektowanie krajobrazu skupia się głównie na aspekcie wizualnym. Występują tutaj różne nurty projektowania ogrodów, architektury krajobrazu, które mają za zadanie uatrakcyjnić nasze najbliższe otoczenie. Projektowanie permakulturowe wkracza znacznie głębiej w temat powiązań ekosystemowych pomiędzy różnymi elementami krajobrazu. Analizujemy bardzo szczegółowo rodzaj użytych materiałów oraz środków do regeneracji gleby i pielęgnacji roślin, metod oczyszczania ścieków bytowych w danym gospodarstwie czy siedlisku oraz wiele innych aspektów np. związanych z dostępnością energii słonecznej, czy wody. Oceniamy całą serię czynników środowiskowych i antropogenicznych, integrujemy a nie oddzielamy elementy od siebie np. wplatając oddziaływanie zwierząt hodowlanych na ekosystem trawiasty czy leśno – pastwiskowy, zyskujemy nawożenie i regenerację gleby, a także poprawiamy jej umiejętności magazynowania wody. Z przerażeniem stwierdzam, iż większość rolników z którymi pracuję, zajmujących się wytwarzaniem żywności, ma praktycznie zerową wiedzę na temat prawidłowego funkcjonowania i użytkowania gleby, dostarczania jej składników mineralnych i odżywczych. Jest tak, dlatego bo nikt ich tego wcześniej nie nauczył i nie pokazał korzyści płynących z regeneracji gleby. Bez tego nie uzyska się dobrych jakościowo produktów rolnych. Około 80% obszarów rolniczych w Polsce to są gleby silnie zdegradowane, silnie zakwaszone lub wręcz pozbawione materii organicznej. To jest niestety konsekwencja konwencjonalnego rolnictwa.
Staramy się w naszych działaniach te procesy uzdrowić dzieląc się naszą praktyczną wiedzą na temat permakultury, która powoli przebija się w świadomości rolników. Doradzamy jak to zrobić wykorzystując nowoczesne biotechnologie ekosystemowe w procesie projektowania i rozwijania rolnictwa regeneratywnego, samowystarczalnych siedlisk, ekowiosek oraz gospodarstw ekologicznych. Dając ludziom odpowiednie narzędzia czyli edukując społeczeństwo, możemy ich nauczyć w taki sposób tworzyć i projektować swoją przestrzeń życiową, aby rozwiązywać problemy środowiskowe w skali lokalnej. Przemnożone przez liczbę istnień mogą przełożyć się na skalę globalną.
Do wyobraźni najlepiej przemawiają przykłady konkretnych działań. Istnieje jakiś ośrodek referencyjny, w którym można zobaczyć efekty permakulturowego rolnictwa i ekosystemowego projektowania?
Prowadzimy z żoną własne, permakulturowe gospodarstwo agroleśne – Dolina Mgieł, położone nad Pilicą, gdzie demonstrujemy idee regeneratywnego życia w zgodzie z naturą. Teren siedliska znajduje w okolicy wsi Gapinin w gminie Poświętne w obszarze Natura 2000 i przynależy do otuliny Spalskiego Parku Krajobrazowego. Zanim jednak znaleźliśmy to nasze wymarzone miejsce na Ziemi, w którym realizujemy kompleksowo permakulturowe projekty, tworzyliśmy takie siedliska na terenach dzierżawionych lub wynajmowanych. Nie była to nasza własność, dlatego byliśmy uzależnieni od zmieniających się decyzji właścicieli. Bywały takie przypadki, gdzie po latach wytężonej pracy, kiedy już nasze działania były w rozkwicie, musieliśmy szukać nowych lokalizacji. To było bardzo frustrujące.
Gdzie poprzednio prowadziliście takie działania?
Podejmowaliśmy różne próby w kilku miejscach, m.in. w szkołach rolniczych. W Wolborzu w partnerstwie z organizacją UNDP Polska, zbudowaliśmy z uczniami zewnętrzną klasę w postaci szklarni sferycznej. Wszystkie elementy konstrukcyjne zostały wykonane w szkolnych warsztatach. Prowadziliśmy tam zajęcia z zakresu permakultury, budownictwa pasywnego, wykorzystania OZE.
Podjęliśmy też współpracę ze szkołą w Widzewie, która dysponowała ponad 50 ha gospodarstwem. Mieli tam własną kuźnię, warsztat samochodowy, stolarski, gdzie mogliśmy rozwijać prototypowe rozwiązania. Szkoła była pod kuratelą resortu rolnictwa i edukacji. Napisaliśmy autorski program edukacyjny z innowacyjnymi kierunkami nauczania i wysłaliśmy do obu ministerstw, ale zostaliśmy całkowicie zignorowani. W pewnym momencie nasze źródła finansowania się pokończyły i musieliśmy się z tych szkolnych projektów wycofać. Wróciliśmy do Łodzi i w 2013 roku zajęliśmy się projektem BIO-schronienie w dużym pofabrycznym kompleksie, który sfinansowała moja fundacja. Zrobiliśmy tam stację badawczą. Mieliśmy całkowicie autonomiczny system wytwarzania energii, żywności i oczyszczania wody. Wszystko nagle się skończyło bo pojawił się inwestor. Zamierzał tam stworzyć obiekt handlowy, którego nie zrealizował do tej pory, a my znów musieliśmy zakończyć innowacyjny na skalę Europy projekt. Po takich doświadczeniach kupiliśmy ziemię nad Pilicą, założyliśmy Instytut Badawczy Permakultury i uruchomiliśmy gospodarstwo demonstracyjne.
Mając własny teren do dyspozycji, możemy wreszcie, spełniać nasze permakulturowe marzenia i realizować innowacyjne projekty. w tej chwili pracujemy nad utworzeniem Nadpilickiego Uniwersytetu Ludowego – miejsca edukacji i szerzenia idei regeneratywnego życia.
Rozmawiała Jolanta Czudak