Dopóki się nie rozwiedzie — nie dostanie od nas ani grosza: Powiedziałam córce, iż przestanę jej pomagać, dopóki nie porzuci swojego lenia

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znów w naszym domu wybuchła awantura – nie między mną a mężem, ale przez zięcia. Ten człowiek, którego moja córka wybrała na męża, okazał się leniwy i kompletnie nieodpowiedzialny. Nie pracuje od ponad roku – dorabia tu i ówdzie, a resztę czasu spędza w domu. Córka sama ciągnie całą rodzinę i wychowuje dwójkę maluchów, będąc na urlopie macierzyńskim. A on? Po prostu istnieje.

Oczywiście, córka nie może pracować na pełen etat – bliźniaki wymagają ciągłej opieki. Zaoferowałam pomoc, ale postawiłam warunek. Twardy i konkretny: nie dam ani grosza, dopóki nie rozwiedzie się z tym pasożytem. Pomagać jej to w pewnym sensie utrzymywać i jego. A ja nie mam zamiaru dłużej finansować czyjegoś lenistwa.

Od początku nie podobał mi się Damian. Miałam nadzieję, iż to minie, iż opamięta się. Ale niestety – wzięli ślub. Młodość, miłość, złudzenia – zaćmiły jej rozum. Teraz zbieramy tego owoce.

Z mężem oddaliśmy im mieszkanie po babci. Wcześniej wynajmowaliśmy je lokatorom, a to był nasz jedyny dodatkowy dochód do emerytury. Młodzi nie mieli jednak pieniędzy na wynajem, więc poszliśmy im na rękę. Prosiłam tylko – zróbcie chociaż remont kosmetyczny, żeby dzieciom było przyjemnie.

I tu Damian pokazał, kim jest:
— Ja się tym nie zajmę. Nie jestem majstrem, tylko humanistą. To robota dla fachowców.

A za jakie pieniądze, pytam? Nie zarobił choćby na śrubokręt. Umie tylko filozofować i narzekać na pecha. Nie może pracować wieczorami, w weekendy musi „odpoczywać”. Widocznie przywykł, iż wszystko mu się należy.

Kiedy otwarcie nazwałam go nierobem, obraził się. — Jesteście dla mnie niesprawiedliwi. A córka? Zamiast choć trochę się odezwać, zaczęła mnie oskarżać:
— Znowu przez was się pokłóciliśmy. Po co się wtrącacie?

Postanowiłam się odciąć. Ale od razu dałam jasno do zrozumienia: jeżeli wpadłaś w tarapaty, radź sobie sama. Nie przychodź z wyciągniętą ręką. Ale kiedy dowiedziałam się, iż znów jest w ciąży – a adekwatnie, iż spodziewa się bliźniaków – coś we mnie pękło. Myślałam, iż Damian się ogarnie, ale nic. Zero reakcji. Znów wszystko spadło na nas. Kończyliśmy remont, szukaliśmy łóżeczek, a choćby chodziliśmy z nią do lekarza. On? Dalej na kanapie, z laptopem.

Kinga, choć starała się jak mogła, zaczęła chyba rozumieć, z kim związała życie. Razem, z mozołem, przygotowaliśmy mieszkanie. Wszystko własnymi rękoma. On oczywiście kupił coś później na wyprzedaży, ale to nie żadne usprawiedliwienie. Gdy masz rodzinę, musisz być mężczyzną. A on? To tylko lokator, przy którym wszystko robią inni.

Potem okazało się, jak w ogóle wiążą koniec z końcem – wzięli kartę kredytową. Ani słowa nam nie powiedzieli. Ukrywali to. Aż pewnego dnia zadzwoniła:

— Mamo, nie dajemy rady. Pomóż…

Byłam wściekła.
— Kinga! Urodziłaś dzieci człowiekowi, który choćby żarówki nie potrafi wymienić! Jak chciałaś to wszystko ciągnąć sama?

— To tylko przejściowe kłopoty…

— Jakie kłopoty?! Masz mieszkanie, masz rodziców, którzy ciągną wszystko za was. A on choćby pracy nie może znaleźć – to pensja za mała, to daleko dojazd, to grafik niewygodny!

— Mamo, ty nie rozumiesz… On szuka! Tylko nie chce pracować za grosze!

— A my żyjemy właśnie za te grosze! Ty, twoje dzieci, on – wszystko na nasz koszt!

Mam dość. Nie zamierzam być ich krową dojną. Powiedziałem:
— Dopóki się nie rozwiedziesz – zapomnij o naszej pomocy. Ani złotówki więcej. Chcesz z nim żyć – twój wybór. Ale radź sobie sama.

Rozpłakała się.
— Chcecie, żeby moje dzieci wychowały się bez ojca?

A ja w końcu powiedziałem, co od dawna nosiłem w sobie:
— Lepiej bez ojca niż z takim. Bez wzoru mężczyzny, który żyje na cudzy rachunek.

Jestem ojcem. Ale nie chcę już być ofiarą. Chcę widzieć, jak moja córka wychowuje dzieci z prawdziwym mężczyzną, a nie z ciężarem. Chcę, żeby miała do siebie szacunek. A nie prosiła o pomoc, gdy on pije herbatę z ciastkami. Dałem wszystko, co mogłem. Teraz – koniec.

Idź do oryginalnego materiału