Nie jest istotą tego tekstu, w czym była rzecz. Istotą tego tekstu jest to, iż na pewno wiele razy, tak jak ja, byliście świadkami sytuacji, w których dzieci zupełnie nie rozumiały kontekstu, zdarzenia, a dorośli inicjowali konflikty. Ich tłem, zawsze jest w tłumaczeniu rodzica, dobro dziecka, jego dobrostan lub zranione uczucia. Tylko iż akurat w tej sytuacji, o której piszę, nic z rzeczy wymienionych nie zostało naruszonych w najmniejszym stopniu.
A mimo wszystko rodzice znaleźli mały, maleńki powód, by wyrazić swoje niezadowolenie. By wypowiedzieć się w imieniu dzieci, od których nie usłyszały ani jednego słowa skargi. By włożyć w usta tych dzieci swoje własne dorosłe argumenty i przy okazji delikatnie, zwrócić uwagę innemu rodzicowi. Po co?
Wyrzuć ten gniew
Wie ten, kto jest członkiem grup rodzicielskich, iż każda niemal rozmowa tam to wachlarz emocji. Podjęcie prostych decyzji z reguły oznacza długie niepotrzebne monologi, rozmowy, żeby nie użyć słowa: spory.
Nigdy nie widziałam dzieci, które tak intensywnie rozprawiałyby o tym, dlaczego jedno drugiemu dzisiaj zjadło ostatni kawałek chleba z przedszkolnego stołu. Lub zrobiło inną, nieistotną dla ich relacji, rzecz.
Dorosłym kilka potrzeba. Wystarczy na przykład zasugerować niestosowną kwotę składki, nietaktowanie rozdać zaproszenia na urodziny dziecka lub pominąć nieświadomie któreś z dzieci przy liczeniu balonów na urodziny córki.
Jesteśmy mistrzami we wkładaniu innym w usta słów, których nigdy nie wypowiedzieli i w wyobrażaniu sobie myśli drugiego człowieka. Oczywiście rzadko są to miłe wyobrażenia. Dlaczego tyle w nas sceptycyzmu? Czyżbyśmy aż tak rozczarowali się drugim człowiekiem?
A w tym wszystkim są dzieci, które potrzebują naszej obrony, ale nie aż tak! Dajmy i im i sobie żyć! Odpuśćmy swoje niepokoje, rozczarowania, potrzebę udowodnienia własnej racji. Zaakceptujmy może w końcu to, iż życie płynie, iż inni ludzie podejmują inne decyzje i dopóki naprawdę nie dzieje się krzywda naszym dzieciom, weźmy z nich przykład i sobie darujmy. Nie przywiązujmy aż takiej uwagi do rzeczy, wydarzeń, słów, które tego nie wymagają.
W tej kwestii z całą pewnością możemy uczyć się od naszych dzieci, nie odwrotnie.