Dziadkowie zabrali wnuki na wakacje
Zazwyczaj, gdy mówiłam, iż dzieci jadą na tydzień wakacji z dziadkami, słyszałam: "O, zazdroszczę! Ty to masz dobrze, iż ci tak pomagają!". I ja też tak myślałam przez chwilę i adekwatnie do teraz powtarzam sobie, iż "darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby".
Ale perspektywa tygodnia bez porannego szarpania się o pastę do zębów, bez "mamooo, on mi zabrał!", bez tony prania i martwienia się o wakacyjną logistykę (bo przedszkole jest zamknięte, a rodzice muszą jednak pracować) – brzmi jak bajka. Ale bajka, jak to bajka, skończyła się bardzo szybko.
Moje dzieci – 5 i 7 lat – pojechały niedawno z teściami na Mazury. Ich pierwsze samodzielne wakacje bez nas. Przyznam, iż miałam mieszane uczucia, ale stwierdziłam: zaufajmy, może to będzie coś fajnego.
No i trzeba być wdzięcznym, iż dziadkowie mają chęci i siły zabrać gdzieś wnuki. Wakacje dla kilkulatków faktycznie były genialne. Kiedy jednak wróciły, wszystkie negatywne skutki tego wyjazdu spadły na mnie.
Domowe zasady poszły do śmietnika
Pierwsza noc po powrocie – szok. Godzina 23:00, a oni skaczą po łóżkach, śmieją się i wcale nie zamierzają spać. "Babcia mówiła, iż na urlopie nie ma godziny snu" – oznajmił młodszy z błyskiem w oku. Tyle iż u nas zawsze była konkretna pora na pójście do łóżka.
Sen to dla mnie podstawa – dzieci muszą się wysypiać, bo inaczej zaczyna się marudzenie, krzyki, histerie. I tak właśnie wyglądały kolejne dni – jakby ktoś zabrał im wszystkie dobre nawyki i zastąpił je cukrem, sprawdzaniem granic i wiecznymi awanturami o ekrany i głupie filmy na YouTube.
Po pierwsze: ekrany. Przed wyjazdem było jasno ustalone: bajki raz dziennie, maksymalnie przez godzinę. Po powrocie? Młodszy rano nie chciał zjeść śniadania i iść do przedszkola, bo "teraz chce oglądać bajkę". Starszy potrafił siedzieć ze telefonem babci dwie godziny i wcale nie uważał, iż to coś dziwnego. No i oczywiście argument z serii "babcia pozwalała!".
Do tego słodycze. Lody dwa razy dziennie, żelki na plaży, gofry przed obiadem. Nie jestem zwolenniczką całkowitego zakazywania słodkości, ale nie uważam, iż przeginanie w drugą stronę przez cały tydzień to dobry kierunek. A dzieci, jak wiadomo, bardzo gwałtownie się przyzwyczajają – szczególnie do przyjemności.
Teraz muszę z nimi dyskutować przed każdym posiłkiem i tłumaczyć, dlaczego nie mogą codziennie jeść na śniadanie płatków na mleku, a na kolację paczkę żelków zagryzanych chrupkami.
Mój błąd? Nie porozmawialiśmy przed wyjazdem
Nie chodzi mi o to, iż dziadkowie są źli. Kochają nasze dzieci, chcą im dogodzić, spędzić z nimi fajny czas. Wiem, iż to ich sposób na pielęgnowanie więzi. Ale mam wrażenie, iż niektórzy dziadkowie uważają, iż zasady nie obowiązują poza domem. Że skoro to wakacje, to wszystko można. Tylko potem to ja muszę zebrać to, co zostało z tego "wakacyjnego luzu".
Jestem wielką fanką rutyny i powtarzalności. Dzieci potrzebują stałości – one rosną i rozwijają się wtedy, kiedy czują się bezpiecznie. A rutyna i powtarzalność właśnie ten spokój i bezpieczeństwo im zapewniają.
Kolacja mniej więcej o tej samej porze, 12 godzin snu, wieczorne czytanie książki, a czas na bajkę po obiedzie. To daje im poczucie bezpieczeństwa. A jeżeli codziennie jest inaczej, to organizm i głowa dziecka wariują, co od razu widać w naszej współpracy z nimi.
Mój błąd przed wakacjami był taki, iż nie odbyłam wcześniej tej rozmowy z teściami. Nie ustaliłam zasad, bo uznałam, iż "jakoś to będzie". Miałam poczucie, iż przecież "oni wiedzą, jak to się robi". No i się przeliczyłam.
Wakacje z dziadkami? Tak, ale...
Dlatego teraz mówię innym: zanim wyślecie dzieci na wakacje z dziadkami – usiądźcie i pogadajcie. Nie wszystko trzeba kontrolować, nie chodzi o to, żeby babcia mierzyła cukier we krwi przed każdym gofrem.
Ale jeżeli w domu obowiązują jakieś zasady – powiedzcie to jasno, iż chcecie, żeby były one zachowane na wakacjach. Nie liczcie, iż dziadkowie się domyślą, bo potem to wy będziecie musieli przez kolejny tydzień odkręcać wakacyjny chaos.
U nas był to pierwszy i – przynajmniej na razie – ostatni taki wyjazd. Dzieci kochają dziadków i ja to rozumiem. Ale żeby ta relacja była naprawdę dobra, musi być też oparta na wzajemnym szacunku – także dla rodzicielskich zasad.
W końcu to my – rodzice – ponosimy odpowiedzialność za to, jak te maluchy się rozwijają. I to my musimy potem znowu nauczyć je, iż chodzimy spać o 20:00, zamiast tańczyć przed telewizorem do północy.